Kiedy ostatni raz jadłeś maliny? A kiedy ostatni raz zrywałeś je prosto z krzaka, upajając się ich słodkim aromatem, wypełnionym po brzegi promieniami letniego słońca? Życie człowieka to doświadczanie chwil, pełne smaków, zapachów i dotyku. Czasami w pędzie codzienności gubimy gdzieś to co ważne, zatracamy się w hedonistycznych przyjemnościach. Zapominamy, że czasami to te najprostsze czynności, takie jak wspomnienie dzieciństwa, czułe muśnięcie dłoni przez kochaną osobę, delikatna rozkosz słodkiego owocu na języku, potrafią sprawić najwięcej radości.
“Zapach malin” to książka opowiadająca rozdzierające historie trzech kobiet. Prowadzona jest w kilku liniach czasowych przez pierwszoosobowe narratorki. Wszystkie te opowieści łączą się w niesamowitą całość, która sprawia, że nie sposób przejść obok publikacji obojętnie.
Irena nie jest osobą, którą da się polubić. To kobieta dążąca po trupach do celu i wydawałoby się, niepotrafiącą wykrzesać z siebie żadnych uczuć do kogoś innego oprócz samej siebie. Robi karierę przez łóżko, zuchwale depcząc tym samym głębokie uczucie jakim darzy ją jej mąż. Jest zimna, oschła i bezduszna. Aż coś się wydarza… Spotykamy ją w szpitalu. Jest sparaliżowana od szyi w dół, jej dotychczasowe życie przestało istnieć i pozostała sam na sam ze swoimi myślami. Świat się dla niej zatrzymał i choć wcześniej myślała, że czerpała z niego pełnymi garściami, to teraz powoli zauważa, jak puste było jej istnienie. Jak samotna się teraz stała. Czytelnik uświadamia sobie ten stan rzeczy poprzez kontrast, jaki nadaje sytuacji postać Zuzanny. Druga kobieta jest pielęgniarką, całkowitym przeciwieństwem egoistycznej Ireny. Empatyczna, czuła, dobra, otwarta. Irena nie może zrozumieć dlaczego jej szpitalna opiekunka po odchowaniu czwórki własnych dzieci, zamiast poświęcić czas sobie, chce adoptować dzieci z domu dziecka. Czytelnik jest świadkiem zderzenia codzienności i głęboko skrywanych uczuć obu tych postaci.
Trzecią narratorką jest prababka Ireny, której opowieść snuje się z dziennika, pisanego dziesiątki lat wcześniej, podczas oblężenia Leningradu w czasie Drugiej Wojny Światowej. Irena wskutek paraliżu nie może samodzielnie czytać zapisków swojej protoplastki, w czym pomaga jej młody stażysta szpitalny, Sebastian. Nie zraża się on początkowym chłodem kobiety wobec siebie i przychodzi do niej dzień za dniem, nawet po zakończeniu stażu, aby kontynuować lekturę. Ta znajomość staje się dla Ireny bardzo ważna, a przeżycia prababki łączą ich niewidzialną, ale bardzo piękną więzią.
Rozdział za rozdziałem odkrywana jest prawda o przeszłości Ireny. Ta przeszłość jest niezwykle bolesna i skrywa wiele traum i bezmiłości. Poznając coraz bardziej tę postać, Czytelnik w pewien sposób zaczyna rozumieć jej zachowania i zagubienie. Tak naprawdę nic nie jest takie, jakie pozornie wydaje się być. “Zapach malin” przypomina jak bardzo ważna w ludzkim istnieniu jest miłość i co się dzieje, gdy jej zabraknie.
Bardzo odpowiada mi pióro Autorki, Pani Mariki Krajniewskiej. Słowa, które układają się w zdania, całe rozdziały tej powieści, zostały przez nią w “Zapachu malin” dobrane niezwykle precyzyjnie. Sprawiają, że książkę zwyczajnie się pochłania, pomimo wewnętrznego bólu emocjonalnego, budzącego się w Odbiorcy wraz z kolejnymi stronami. Klimat tego dzieła literackiego jest utrzymany w bardzo nostalgicznym tonie, który skłania Czytelnika do rachunku sumienia. Nie spodziewałam się, że ta powieść będzie tak na wskroś przeszywać serce. Tak rozbudzać nadzieję, że pomimo nieszczęść, które spotykają nas w czasie ziemskiej wędrówki, nie wolno im się poddać i należy być dobrym zarówno dla siebie, jak i dla innych.