Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "ale hanny", znaleziono 277

Po rozpaczy, etapie panicznego lęku i złości, w końcu pogodziła się ze swoim okrutnym losem i od tego czasu miała jeden jedyny cel - skutecznie się zabić.
Marzyła, by zabrać temu psychopacie to na czym mu najbardziej zależało, czyli posiadanie władzy nad jej życiem.
Męż­czy­zna uwa­żał opie­kę nad dziec­kiem i zaj­mo­wa­nie się domem za formę wcza­sów: nie cho­dzisz do pracy, śpisz kiedy chcesz, jesz kiedy chcesz, cho­dzisz na spa­ce­ry, ba­wisz się i spę­dzasz czas ze swoim uko­cha­nym dziec­kiem. Sie­lan­ka! A ona miała wra­że­nie, że każ­de­go dnia wal­czy o prze­trwa­nie, prze­su­wa­jąc ko­lej­ny raz gra­ni­ce wy­trzy­ma­ło­ści fi­zycz­nej, emo­cjo­nal­nej i psy­chicz­nej swo­je­go or­ga­ni­zmu. By­wa­ły takie dni, kiedy za­sta­na­wia­ła się, czy nie stra­ci przy­tom­no­ści, trzy­ma­jąc Nelę, albo czy nie do­sta­nie ta­kie­go bólu ple­ców, że nie bę­dzie w sta­nie ru­szyć ręką ani nogą. Za­le­ża­ło jej, aby jej emo­cje i wy­cień­cze­nie nie od­bi­ja­ły się ne­ga­tyw­nie na córce, choć cią­głe gra­nie uśmiech­nię­tej i ra­do­snej mamy sta­wa­ło się coraz trud­niej­sze. Żyła w sa­mot­no­ści, a to­wa­rzy­sza­mi jej dnia co­dzien­ne­go były bez­sil­ność, ból i żal.
Go­dzi­ny nigdy nie wy­da­wa­ły jej się tak dłu­gie jak tej nocy. Na­szła ją błaha re­flek­sja, że śpiąc, tak na­praw­dę nie czu­je­my, jak długo trwa noc, i nie do­ce­nia­my bło­go­sła­wień­stwa wie­lo­go­dzin­ne­go, nie­prze­rwa­ne­go snu. Na­to­miast kiedy chce­my, lecz nie mo­że­my spać, wszyst­ko wy­da­je się dłuż­sze, gor­sze, ciem­niej­sze, a ko­lej­ne mi­nu­ty i go­dzi­ny nocy wloką się nie­mi­ło­sier­nie. Do jed­nej ze strasz­niej­szych tor­tur, jakie sto­so­wa­no w hi­sto­rii, za­li­cza­ło się prze­cież wła­śnie nie­po­zwa­la­nie tor­tu­ro­wa­nej oso­bie za­snąć.
Po­my­śla­ła, że nie­spo­dzian­ki są prze­re­kla­mo­wa­ne, a potem koń­czą się roz­cza­ro­wa­niem osoby je or­ga­ni­zu­ją­cej.
Nigdy nie miała smar­twat­cha, Xboxa czy nawet te­le­fo­nu ko­mór­ko­we­go jak jej ró­wie­śni­cy, nie były jej nie­zbęd­ne. Bar­dziej za­zdro­ści­ła ko­le­żan­kom i ko­le­gom tro­skli­wych, ko­cha­ją­cych ro­dzi­ców oraz spo­koj­nych domów pach­ną­cych świe­żo upie­czo­nym cia­stem czy nie­dziel­nym obia­dem w ro­dzin­nym gro­nie. Dla niej week­en­dy ja­wi­ły się jako naj­gor­sze zmory. Za­wsze od­li­cza­ła go­dzi­ny do po­nie­dział­ku i po­wro­tu do szko­ły, do jej azylu.
Fran­cisz­ka po­win­na być za­do­wo­lo­na z pre­zen­tu uro­dzi­no­we­go. Zresz­tą w pew­nym wieku Bo­le­sław zro­zu­miał, że pre­zen­ty same w sobie nie są ważne – liczą się in­ten­cje. Był pe­wien, że matka za­wsze naj­bar­dziej cie­szy­ła się po pro­stu z pa­mię­ci i od­wie­dzin syna, a resz­ta sta­no­wi­ła tylko ich miłe uzu­peł­nie­nie.
Ge­rard roz­pra­co­wał ją w kilka minut i chyba dla­te­go tak się ze­zło­ści­ła – w końcu nikt nie lubi słu­chać gorz­kiej praw­dy o sobie.
– Smu­tek w prze­ci­wień­stwie do urody mija – przy­wi­tał ją Ge­rard.
(...) spojrzał na nią podejrzliwie. Miał do tego prawo, przecież kłamała od lat. Okłamywała męża, jego rodzinę, sąsiadów, znajomych, czasem zastanawiała się, gdzie kończą się kolejne kłamstwa padające z jej ust, a zaczyna prawda.
Strategiem był genialnym, człowiekiem potwornym.
Cza­sem taki wstrząs w po­sta­ci utra­ty bli­skiej osoby po­ka­zu­je nam do­pie­ro, jak ważne miej­sce zaj­mo­wa­ła w na­szym życiu i sercu. To stara, do­brze znana praw­da, do­ce­nia­my kogoś do­pie­ro w mo­men­cie, gdy go tra­ci­my.
Do tej pory uważała, że najstraszniejsze rzeczy już ją spotkały. Podobnie sądziła uciekający z domu, i dwukrotne się pomyliła, gdyż właśnie zrozumiałą, że najgorsze miało dopiero nadejść. Dotarł do niej jeszcze jeden wniosek, równie tragiczny, jeśli nie tragiczniejszy. Śmierć to łaska, której nie dostąpi szybko. A dodatkowo dzisiaj widziała twarz swojego oprawcy, czym podpisałam na siebie wyrok.
Wiesz Różyczko czym jest oćma? To staropolskie określenie ciemności, mroku. Piękne słowo, nie uważasz? W ogóle w moim odczuciu, staropolszczyzna należy do najpiękniejszych języków świata, a tak bezwstydnie o niej zapominamy i depczemy ją na rzecz anglicyzmów, germanizmów, galicyzmów lub innych wyrazów pochodzących z innych języków.
- Nie wiem czy jestem dobry, ale chyba jestem uczciwy. Zależy mi na prawdzie, sprawiedliwości. (...)
- To nie wiem, czy będziesz chciał ze mną rozmawiać, bo mnie zdarzyło się wiele razy postąpić nieuczciwie. Nawet bardzo. Czasem po prostu nie miałam innego wyjścia.
Nie doceniałaś tego co miałaś do tej pory. A jeśli ktoś czegoś nie potrafi uszanować, to uważam, że należy mu to zabrać. (...)
Nie martw się jednak, dostaniesz szansę. Nauczę cię doceniać, to co się ma, prosić o podstawowe rzeczy i dziękować za nie.
Jednak dominowało w nim inne uczucie - ulga. Po raz pierwszy od tamtego wieczoru poczuł wreszcie upragnioną ulgę, że ktoś go wysłuchał i uwierzył w jego opowieść.
A z drugiej strony, czas twojego zniknięcia należał do najgorszych w moim życiu i uświadomił mi, jak ważna dla mnie jesteś. I jak bardzo cię kocham. (...)
Myślę, że nie doceniałem tego wszystkiego co miałem dzięki tobie. Dziś wiem, że mogłem więcej pomagać, próbować cię zrozumieć i bardziej wspierać. Nie chciałem widzieć twojego wycieńczenia, uwięzienia w domu, twojej potrzeby pracy, niezależności i wyjścia do ludzi.
(...) wbrew temu co zarzucił jej Leon, kłamanie wcale nie przychodziło jej z łatwością. Obciążało ją, zmuszało do permanentnego kontrolowania się i pilnowania. Czasem, tak po prostu dla poczucia swobody, ale też z chęci zwierzenia się i opowiedzenia swojej trudnej historii, aż rwała się do powiedzenia prawdy. Później zawsze zdrowy rozsądek hamował jej emocje i tkwiła dalej w strefie sprawdzonego kłamstwa.
Wieloletnie oszustwa przyniosły jeszcze jedną, paskudną emocję - strach. Róża piekielnie się bała, że w końcu prawda wyjdzie na jaw, a w stałym poczuciu zagrożenia, nie żyje się łatwo.
Mężczyźni! - Hannah przewróciła oczami. - Nigdy się nie zatrzymacie, żeby zapytać o drogę.
Rozalia, Hania i Helenka zasiadły na ziemi i wgapiały się w przestrzeń niewidzącymi oczami. Pewnie doznały jakiegoś szoku.
- Boga tu nie ma - skwitowała Hannah. - Marszalik miał rację. To miejsce diabła.
- Diabła stworzył Bóg, więc Bóg też tu jest- odpowiedziała Ryfka.
„Z nami to jak z lasem, Hania. To i tamto drzewo pada pod siekierą, a tymczasem cały las rośnie i pnie się do góry."
Teraz człowiek potrzebuje osobnego talerza do śniadania na pigułki. Pastylki na niespokojne nogi, na pieczenie i swędzenie pochwy, na chrapanie, a nawet na porost włosów. Ja podziękuję, wie Hania. Pozostanę przy własnych metodach.
— Myślałam, że spotykasz się z Asherem — wyznałam, ponieważ w ostatnich miesiącach nauki częściej widywałam ją z nim niż z Hannah.
— Też tak myślałam, dopóki nie okazało się, że mnie zdradza — powiedziała poważnie, a po chwili dodała: — Z własnym odbiciem!
[...] -Kocham cię, Hannah Cho. Zawsze kochałem i zawsze będę cię kochał - mówię.
Przełknęła ślinę i patrzy na mnie, jej oczy są tak poważne.
- Ja też cię kocham, Jacobie Kim. I nigdy nie pozwolę ci odejść.
Hannah przez całą podróż nie odezwała się ani słowem. Siedziała na miejscu drugiego pilota i ścierała krew kapiącą Archerowi na oczy. Nie zwracała uwagi na strużkę płynącą z jej dolnej wargi, którą zagryzła, by powstrzymać krzyk strachu.
Dzieci krzywdzą się nawzajem, to powszechna sprawa. W każdej grupie przedszkolnej zauważysz, że się biją, gryzą albo kopią. Ale robią to w złości albo dlatego, że inne dziecko wyrządziło im krzywdę, albo żeby zdobyć upragnioną zabawkę. Nie robią tego w taki sposób jak Hannah - dla czystej, rozmyślnej przyjemności.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl