Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "chce conrad", znaleziono 73

Przewaga siłowa wynika ze słabości innych.
Śmieszna to rzecz, życie — owe tajemnicze kombinacje bezlitosnej logiki dla błahego celu. Co najwyżej można się spodziewać od życia odrobiny wiedzy o sobie samym — która przychodzi za późno i jest źródłem niewyczerpanych żalów.
Nie, ja pracować nie lubię. Wolę próżnować i myśleć o wszystkich pięknych rzeczach, które można by zrobić. Nie lubię pracy — żaden człowiek jej nie lubi — ale lubię to, co jest w pracy—sposobność do odnalezienia siebie samego, swej własnej rzeczywistości — dla siebie, nie dla innych — której inni ludzie poznać nie mogą. Widzą tylko pozory i nigdy nie są w stanie powiedzieć, co one naprawdę znaczą.
Ale kiedy jest się młodym, trzeba zobaczyć różne rzeczy, zbierać doświadczenia, myśli; poszerzać horyzonty
Gdy stykam się z kłamstwem, czuję się fatalnie i robi mi się mdło, zupełnie jakbym wziął do ust coś zgniłego.
Zapewniam was, że żaden głupiec nigdy nie zaprzeda duszy diabłu, bo jest za głupi, albo diabeł zbyt diabelski, sam nie wiem.
Wiecie, że brzydzę się kłamstwem, po prostu go nie toleruję. I nie chodzi o to, że czuję się lepszy od innych. Przecz polega na tym, iż kłamstwo mnie przeraża. Kłamstwa cuchną trupem, są skażone śmiertelnością, i tego właśnie nie cierpię w nich najbardziej, to chcę zapomnieć.
Podbój ziemi, polegający przeważnie na tym, że się ją odbiera ludziom o odmiennej cerze lub trochę bardziej płaskich nosach, nie jest rzeczą piękną, jeśli się w nią wejrzy zbyt dokładnie.
...bowiem żadna opowieść nie jest w stanie przekazać istoty snu, owego pomieszania absurdu, zaskoczenia i oszołomienia w budzącej drżenie chwili impulsywnej odrazy, owego wrażenia niewoli w okowach niewysłowionego, która jest samą istotą snów...
Zdarzają się chwile, kiedy dusze wyzwolone ze swych ciemnych zasłon, płoną cudowną wrażliwością, która sprawia, że czasem milczenie jest jaśniejsze niż mowa.
Nie, nie można przekazać żywych odczuć związanych z jakimś okresem naszego życia - tych, które składają się na jego najgłębsze i najprawdziwsze znaczenie. Niemożliwe. Żyje się tak samo, jak śni - w pojedynkę.
Wykładałem dyrektorowi, że jeśli nam grozi niebezpieczeństwo, to tylko dlatego, że się ocieramy o jakąś wielką, rozpętaną ludzką namiętność. Niezmierna boleść może znaleźć w końcu ujście w gwałcie, ale zwykle przechodzi w apatię…
To szczególne, jak dalece kobiety nie mają poczucia rzeczywistości. Żyją we własnym świecie, który właściwie nigdy nie istniał i istnieć nie może. Jest na to o wiele za piękny, a gdyby można taki świat zbudować, rozleciałby się przed zachodem słońca.
Co najwyżej można się spodziewać od życia odrobiny wiedzy o sobie samym - która przychodzi za późno i jest źródłem niewyczerpanych żalów.
Śmieszna to rzecz, życie - owe tajemnicze kombinacje bezlitosnej logiki dla błahego celu.
Byłem o włos od owej chwili, kiedy człowiek może się wypowiedzieć po raz ostatni, i przekonałem się z upokorzeniem, że prawdopodobnie nie będę miał nic do powiedzenia.
Konrad wytężył muskulaturę i z lubością pieprznął drzwiami.
Konrad nie miał już żadnych złych przeczuć ani wątpliwości. To one miały jego.
W końcu Konrad był tylko człowiekiem i tak jak reszta lubił patrzeć na piękne rzeczy. Na pięknych ludzi.
Dziennikarz to młodszy brat szpiega. Są jak rodzeństwo, które nie potrafi razem żyć. (Konrad, s.301)
Jestem oazą spokoju, usilnie wmawiał sobie Konrad, oazą spokoju na burzliwym morzu agresji i desperacji.
– Przyjechali tu we dwóch i we dwóch mnie maglują. Mistrz i jego uczeń.
Jest ich dwóch, zawsze dwóch! Ten wyższy to chyba Darth Konrad?
Od wczoraj, kiedy to pojechaliśmy na okazanie ciała, Konrad jest na mnie wściekły. Ma mi za złe, że w szczątkach, jakie nam okazano, nie rozpoznałam ciebie. Przez chwilę odniosłam nawet wrażenie, że chce mi przyłożyć.
Jak można być profesorem od służb specjalnych? Nie ma takiej nauki i nigdy nie będzie, bo inaczej powstała by już dawno. Razem z nauką o prostytucji. (Konrad, s.179)
Ogarnęła ich komfortowa cisza, jakiej Konrad nie doświadczał od tygodni. Do tej pory rzadko przebywał sam, a jego towarzystwo raczej przedkładało rozmowę ponad tę szczególną przyjemność, jaką dawało wspólne milczenie.
Od miesiąca miał dla niej tylko słowa. Nie mógł obetrzeć jej łez, nie mógł przytulić ani skutecznie pocieszyć. Była w trakcie sesji egzaminacyjnej, a nade wszystko doskwierała jej rozłąka.
Dzielnicę, w której mieszkał, Darek nazywał gettem. Tymon poznał to miano przy okazji wyprowadzki z wieloosobowej kwatery, w której musiał regularnie znosić pijatyki. Udało się wynająć kawalerkę i zajął ją na wyłączność.
Tymon stanął w progu i patrzył za odchodzącym mężczyzną, który, choć od zawsze mówił o diecie, wciąż przybierał na wadze. Był tęgi, ale mocny, i krok miał sprężysty.
Mężczyzna był młodszy od blisko czterdziestoletniego Tymona. Mierzył nie więcej niż sto sześćdziesiąt pięć centymetrów i prezentował się dość groteskowo. Poruszał się ociężale jak niedźwiedź i chwiał się na boki. Stopy i dłonie miał chłopięce, za to pierś, uda i bicepsy - iście bycze. Można się było domyślić, że kompleks niskiego wzrostu leczył swego czasu sterydami.
Tymon z dnia na dzień czuł się coraz bardziej przytłoczony. Miał wrażenie, jakby odchylił drzwi szafy, do której przez minione lata upychał zbędne przedmioty, a cała nagromadzona graciarnia zwaliła się na niego swym ciężarem.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl