Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "co on konia nie o", znaleziono 142

Czas staje w miejscu, kiedy koń zatrzymuje się przed młodą kobietą.
Lale zsiada z furmanki.
Gita robi krok w jego stronę. Lale stoi jak sparaliżowany. Dziewczyna robi kolejny krok.
- Witaj - mówi.
Lale pada na kolana. Gita odwraca się do przyjaciółek, które patrzą na wszystko w zdumieniu.
- Czy to jest...? Pyta niepewnie jedna.
- Tak - mówi Gita. - To on.
Uwierz, nie trzeba alchemii, aby się połapać. Węszysz po moim lesie od paru dni. Dosiadasz konia o takim samym pokroju, jak te, na których jeżdżą zwiadowcy. Nosisz łuk. Do boku przytroczyłeś wielką saksę. Idę o zakład, że chowasz gdzieś w zanadrzu nóż do rzucania. Twoja opończa jest szczególna. W niepokojący sposób zlewa się z otoczeniem. Kimże więc mógłbyś być? Minstrelem?
Nigdy nie ufaj psu z pomarańczowymi brwiami.
Zawsze zapisuj nazwisko i adres młodego człowieka.
Nigdy nie stawaj między dwoma lustrami.
I zawsze noś absolutnie czystą bieliznę, codziennie, bo nigdy nie wiesz, czy nie przewróci cię i nie stratuje na śmierć spłoszony koń, a kiedy ludzie zobaczą, że masz na sobie brudną bieliznę, umrzesz ze wstydu.
Nasze społeczeństwo stwarza pocieszające przeciwieństwa i podnoszące na dachu sprzeczności: koniowi karze harować jak najniższemu proletariuszowi, i nazywa go „szlachetnym rumakiem”; skrzywione kręgosłupy, pokręcone kości, fizyczne potworności nazywa dowcipnie „żartami natury”; zakłady , do których się jedzie, aby umrzeć nazywa się „sanatoriami”; a mnicha z natury rzeczy skazanego na celibat nazywa się „ojcem".
Pan Jezus stoi i pochyla frasobliwą głowę, a wokół niego twarze przekupniów z góralskiego jarmarku wykrzywione gniewem. Wąsate chłopskie twarze rzymskich żołnierzy, twarze Łukaszczyków, Gąsieniców, Kaleniców, sąsiadów z Kośnych Hamrów i Małego Cichego. Gwoździe wbijają się w ciało, chłopolegionista z młotem w dłoni, jakby zbijał skrzynię, budował dom, podkuwał konia.
Wracałem do domu, jakbym w sto par koni jechał. Miałem w kieszeni niemały kapitalik. Tysiąc złotych i wszystkie ruble. Byłem bogaty. Rubelki skrzętnie schowałem, a tysiączek tak rozmnożyłem, że miałem za co postawić ten dom, który widzisz; wielki i piękny niczym jaki dwór pański. Ludzie mówili, że nawet dziadek mojego teścia w takim nie mieszkał.
Nie ma sensu oglądać się za siebie. Wiem, co znaczy walczyć, upadać i znów stawać do walki. Wiem, jak żyć w zgodzie ze sobą. Wiem, jak rozkoszować się każdym przytuleniem, każdym porannym pływaniem, każdą jazdą na koniu o zachodzie słońca, każdym łaskotaniem, każdym posiłkiem, każdą ciepłą kąpielą i każdą chwilą, kiedy ktoś mnie rozśmieszył. A nade wszystko wiem, że muszę się cieszyć z tego, co mam.
Tak. Przypuszczał, że był swoją własną Szecherezadą, podobnie jak był swoją własną kobietą ze snów, kiedy na zasadzie samogwałtu wykorzystując własne dłonie, dobywał z siebie najbardziej osobiste fantazje i marzenia. Nie potrzebował psychiatry, żeby stwierdzić, iż pisanie miało swoją autoerotyczną stronę – zamiast walić konia, walisz w maszynę do pisania, przy czym jedno i drugie polega na szybkości i sprawności dłoni oraz szczerym zaangażowaniu w sztuce samozaspokojenia.
Jestem w stanie zrozumieć to wszystko, gdy jesteś jeszcze młody i wierzysz w każdą bujdę, jaką usłyszysz od rodziców. Wiesz, kiedyś się naprawdę bałem, że jakiś koleś na górze obserwuję wszystko, co robię, czy nie przeklinam i nie wale konia. Ale wtedy wierzyłem też, że prezenty pod choinkę przynosi grubas w czerwonym stroju, a jakaś niezidentyfikowana bliżej wróżka zabiera mi zęby spod poduszki i zostawia kasę. Tylko, że teraz mam już czterdzieści lat, nie wierzę już we wróżkę zębuszke.
ALE WIĘKSZOŚĆ LUDZI JEST RACZEJ GŁUPIA I MARNUJE SWOJE ŻYCIE. PRZEKONAŁAŚ SIĘ JUŻ? CZY NIE PATRZYŁAŚ Z KONIA W DÓŁ, NA MIASTO, I NIE MYŚLAŁAŚ JAK BARDZO PRZYPOMINA KOPIEC MRÓWEK PEŁEN ŚLEPYCH STWORZEŃ WIERZĄCYCH, ŻE ICH PRZYZIEMNY MAŁY ŚWIATEK JEST PRAWDZIWY? WIDZISZ OŚWIETLONE OKNA I CHCESZ WIERZYĆ, ŻE KRYJĄ SIĘ ZA NIMI CIEKAWE HISTORIE. ALE WIESZ, ŻE TAK NAPRAWDĘ SĄ ZA NIMI NUDNE DUSZYCZKI, ZWYKLI KONSUMENCI ŻYWNOŚCI, KTÓRZY SWOJE INSTYNKTY BIORĄ ZA EMOCJE, A SWE KRÓTKIE ŻYWOTY ZA ISTOTNIEJSZE OD SZEPTÓW WIATRU
"SEN CISZY" Stukot kopyt stu koni spętanych gór łańcuchem o turni bruk dzwoni z każdym wiatru ruchem narasta burzy grzmotem co wicher przegoni świszcze nad wykrotem świstaków ustroni i trzaśnie w gardziel stoku góry granit czarny i rozerwie krtań bulgotem potoku i przedrze się lawiną głazów i kamieni po stromym czarcim źlebie do wąwozu cieni do jaru ciemnego wodospadem spłynie i rozgada się echem i sen ciszy skradnie.
"Świat Gauche`a mieścił się między kłębami śpiących na stojąco koni i rósł w górę, do nieszczelnych desek na dachu stajni, którędy wnikało nocne, rozgwieżdżone niebo. Gauche wiedział, że jest ogromne. (...) Przed zaśnięciem wpatrywał się w skrawek nieba, walcząc z ociężałością powiek, i widział, że gwiazdy nie są wcale nieruchome, że suną w jakimś sobie tylko znanym kierunku, żeby następnego wieczoru powrócić w to samo miejsce. Świat jest żywy, oddycha tak samo, jak konie, jak pies, jak on sam, a niebo jest brzuchem świata, poruszającym się regularnie w rytm tego powolnego oddechu".
– A skąd! Z konia spadłeś? – zapytała z autentycznym zdziwieniem. – Prawnicy to w większości straszne mendy. Ale rzeczywiście, korpo mnie nie rusza. Pieprzenie głupot na meetingach o rozwoju, sky is the limit, korpokawki i bezmyślne jak szympans klepanie danych w kompa. Nie trzeba wiele, żeby się tam przechować. Twoja robota imponuje mi o wiele bardziej – powiedziała ze szczerością w głosie.
– Dlaczego? – zdziwiłem się. – Wiesz, ile zarabiam?
– Zarabiasz chujowo – uśmiechnęła się – ale robisz coś ważnego. Po twojej średniej ocen w szkole rozumiem, że to twój wybór, a nie przymus. I ja to szanuję.
– Tak, to moja świadoma decyzja – przyznałem zaskoczony.
Niewielu ludzi wie o tym, jakie cuda otwierają się przed nimi w opowieściach i wizjach młodości; albowiem jako dzieci słuchamy i marzymy, snujemy tylko na poły ukształtowane myśli, a gdy próbujemy wspominać jako dorośli, jesteśmy już prozaiczni, otępieni trucizną życia. Wszelako niektórzy z nas budzą się w nocy z głową pełną dziwnych fantomów zaczarowanych wzgórz i ogrodów, krynic śpiewających w słońcu, złotych urwisk zwieszonych nad pomrukującymi morzami, równin ciągnących się ku śpiącym miastom z kamienia i spiżu, mrocznych kompanii herosów jadących na białych, nakrytych czaprakami koniach wzdłuż skrajów gęstych puszcz. W takich razach wiemy, że wejrzeliśmy przez wrota z kości słoniowej w ów cudowny świat, co należał do nas, nim staliśmy się mądrzy i nieszczęśliwi.
Vetinari odwrócił się gwałtownie.
– Rada Kościołów, Świątyń, Świętych Gajów i Wielkich, Groźnie Wyglądających Głazów żąda... no, kilku rzeczy, z których pewne wymagają dzikich koni. Na początek jednak chcą, żebym pana zwolnił.
– Doprawdy, sir?
– Otrzymałem łącznie siedemnaście listów żądających pańskiej odznaki. Niektórzy chcieli, żeby dołączyć do niej pewne części pańskiego ciała. Dlaczego musi pan wszystkich irytować?
– Myślę, że to wrodzony talent, sir.
– Ale co pan właściwie chciał osiągnąć?
– No więc, sir, skoro pan pyta, to odkryliśmy, kto zamordował ojca Tubelceka i pana Hopkinsona, i kto podawał panu truciznę, sir. – Vimes przerwał na chwilę. – Dwa z trzech to niezły wynik, sir.
Vetinari znowu zajrzał do papierów.
– Właściciele zakładów, skrytobójcy, kapłani, rzeźnicy... wydaje się, że doprowadził pan do furii większość liczących się osób w tym mieście. – Westchnął. – Doprawdy, nie mam chyba wyboru. Od tego tygodnia podnoszę panu pensję.
Powiadali, że wyszedł wprost z fal Północnego Morza i że spłodził go ich lodowaty, wściekły bezmiar, a powiła zapłodniona przez morze topielica.
Powiadali, że wyszedł z Pustkowi Trwogi, gdzie powstał jako płód czyichś nieczystych myśli, inny niż pozostałe Cienie. Inny, bo we wszystkim podobny do człowieka.
Mówili, że był synem Hinda, boga wojów, spłodzonym ze śmiertelną kobietą, podczas jednej z jego wędrówek po świecie pod postacią włóczęgi.
Mówili, że zrodził go piorun, który zabił stojącą na wydmach Sikranę Słony Wiatr, córkę wielkiego żeglarza Stiginga Krzyczącego Topora. Stała samotnie w burzy na klifie, wypatrując na horyzoncie żagla statku swojego ukochanego. Martwa, powiła płomienie i wojownika.
Mówili, że pojawił się wprost z nocy. Jadąc na wielkim jak smok koniu, z jastrzębiem siedzącym na ramieniu i wilkiem biegnącym obok.
Mówili różne bzdury.
Było całkiem inaczej.
Prawda jest taka, że wypluły go gwiazdy.
To straszne! - pomyślałem. Tyle kłamstw! Robiło mi się od tego niedobrze: widziałem siebie jako dziecko, siedzącego z szeroko otwartymi ustami przed telewizorem, a potem w sali lekcyjnej, gdzie roboty uczące wmawiały mi, że "wewnętrzny rozwój" jest celem życia, "szybki seks jest najlepszy", a rzeczywistość istnieje tylko w mojej świadomości, którą można zmienić chemicznie. Już wtedy pragnąłem być kochany i kochać. A oni nawet nie nauczyli mnie tego słowa. Chciałem kochać staruszka leżącego na łóżku z psem przy nogach. Chciałem kochać i karmić zmęczonego konia z uszami sterczącymi przez otwory starego kapelusza. Chciałem być z mężczyznami w podkoszulkach, którzy spędzali wieczory nad kuflami piwa w starej gospodzie, czuć woń ich piwa i ciał ściśniętych w cichej sali pełnej ludzkich kształtów i rozmiarów. Chciałem słyszeć ich gwar oraz własny głos mieszający się z ich głosami po zmierzchu. Chciałem wyraźnie poczuć na swoim ciele powietrze tamtego pomieszczenia, poczuć znamię na swoim lewym nadgarstku, cienką warstwę mięśni wokół pasa i silne zęby tkwiące w czaszce.
Przeczytam te wszystkie książki i zostanę KOTEM DOSKONAŁYM! To jest to! Nigdy nie miałam mądrzejszego planu na życie, przysięgam! Będę jak kot: mądra, samowystarczalna, asertywna i zaradna.
Kot oszczędza energię. Oszczędza swoje stawy i mięśnie. Nie zużywa ich bez sensu. Leży cały dzień, co i raz zmieniając pozę z majestatycznej na jeszcze bardziej majestatyczną.
Czemu ludzie musza zawsze cos odwalać, czemu nie mogą brać przykładu z nas, kotów? Położyć się na ulubionym miejscu, odpocząć. Ludzie nie mają nawet swojej ulubionej półki, tylko leżą w jakimś łóżkowym bałaganie i zdają się nie czerpać z tego żadnej przyjemności, a jak wstają, to biadolą, że ich plecy bolą.
Koty to dopiero są. Ludzie w ogóle nie potrafią tak być jak koty. Nawet jak mają wakacje. Ile to się trzeba namęczyć, żeby BYĆ na wakacjach.
Szczęście to uczyć się tylko tego, czego się chce.
Jest takie przekonanie, że kotów nie da się niczego nauczyć. To nieprawda. Koty naucza się wiele i szybko, pod warunkiem że będą tego chciały same. Nie da się ich wytresować jak psów.
My, koty, codziennie uczymy się czegoś nowego. Nie dlatego, że chcemy, bynajmniej. Nie chcemy się uczyć, bo my wiemy wszystko, co chcemy wiedzieć. To ludzie nas do tego zmuszają. Swoją niekompetencją i ogólnym narwaństwem. Życie z ludźmi wymaga ciągłego dokształcania.
Antresola jest super. Ma nogi z drewna i można się po nich wspaniale wspinać. A potem siedzieć bardzo wysoko nad człowiekami i patrzeć na nich z góry, czyli tak, jak koty powinny zawsze robić, choć z niezrozumiałych dla mnie względów nie zawsze mogą.
Jak kot wchodzi do pokoju, to ludzie przestają robić to, co robili, i zachwycają się jego wdziękiem. Koty poruszają się, jakby całe życie spędziły na uprawianiu jogi.
Tak się zdenerwowałem, że aż poszedłem spać z tych emocji.
Stare opowieści rzucają silne światło i potrafią bez trudu oświetlać bardzo wiele naszych spraw.
Dom chroni, ponieważ stwarza przestrzeń zrozumiałą, gdzie wszystko jest na miejscu, gdzie nic nie zaskakuje. Dom jest zatem stawianiem granicy obcości, chronienie jest chronieniem przed obcością.
Religia to sposób na oswojenie przez rytuały tego, czego oswoić się nie da. Albo, mówiąc inaczej: znalezienie jedynego możliwego sposobu, by człowiek mógł w jakikolwiek sposób zbliżyć się do bogów.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl