Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "je sam prawo sobie", znaleziono 37

Był ktoś, kto robił za niego prawie wszystko, ale pewne rzeczy mężczyzna powinien załatwiać sam, a jedną z nich było golenie.
– No tak, bo jeśli śmierć zadajesz, sam ją w sobie nosisz, jak mówi prawo równoważności wibracji – skomentowała. – Zakodowano mi ten uldryjski elementarz w życiu płodowym.
Susan wiedziała, że istnieje coś, co nazywa się Prawami. [...]Audytorzy mogli nienawidzić chaosu spowodowanego powstaniem życia, ale Prawa nie pozwalały im nic zrobić. Rozwój ludzkości musieli potraktować jak dar losu - wreszcie pojawił się gatunek, który można przekonać, by sam sobie strzelił w stopę.
Ciebie doświadczyło życie i nie dziwię ci się, że stałeś się zimnym oraz wyrachowanym człowiekiem. Miałeś to tego pełne prawo, ale masz je też do tego, by zmienić się na lepsze. Jednak sam musisz tego chcieć.
Jed­nakże nawet sam Bóg nie jest w sta­nie wejść mię­dzy dziew­czynę i chłop­ca, któ­rzy na­praw­dę sie­bie pra­gną. Żadne pismo świę­te, król ani prawo na tym świe­cie nie mają ta­kiej mocy.
...ale ja znalazłam coś, co uśmierza mój ból, a dopóki same go nie zaznacie, nie macie prawa mnie oceniać. Kobiety nie powinny krytykować życia innych kobiet, jeśli nie sparzył ich taki sam ogień.
A ja wciąż oniemiały siedzę na ziemi i czuję się tak, jakbym zabił człowieka. Kolegę ze studiów.
Tak naprawdę to przecież nie ja pociągnąłem za spust.
Ale nie przeszkodziłem mu się zabić.
To prawie tak, jakbym sam strzelił.
Joe Truposz należy do wybranej rasy banitów, znanych jako NB, naturalni banici, którzy dążą do złamania tak zwanych wszechświatowych praw naturalnych, narzuconych nam przez fizyków, chemików, matematyków, biologów, oraz przede wszystkim: by zastąpić gigantyczne oszustwo przyczyny i skutku koncepcją synchroniczności, dającą o wiele więcej możliwości. Zwyczajni banici łamią prawa ustanowione przez ludzi. Zakazy kradzieży i zabójstwa są łamane w każdej sekundzie. Prawo naturalne łamie się tylko raz. Dla zwykłego przestępcy złamanie prawa jest środkiem do celu: zdobycia pieniędzy, usunięcia źródła zagrożenia lub irytacji. Na NB złamanie prawa naturalnego stanowi cel sam w sobie: kres tego prawa.
... mój ojciec sądził, że świat da się zmieniać stopniowo, trochę tu, trochę tam. Ale kiedy zmieniasz odrobinę lub prawie nic, musisz dostosować się do systemu kłamstw, i albo sam zaczniesz mówić jak inni, albo cię wykluczą.
Byłeś zakochany, Brady? - Coś w tym rodzaju. - Ścisnęło mnie w żołądku- powiedział prawie szeptem.- A serce… do dzisiaj czuję, jak drży w środku. Kiedy ująłem jej rękę, to było jak… To ty. Wreszcie. [Noah i Sam Tanner]
Akunin - to łotr, ale drobny, tyle że silny. Ma własne reguły gry, które ustanawia sam dla siebie. Nie mieszczą się one w ramach prawa, lecz dla swego kodeksu akunin nie pożałuje nawet życia. Dlatego wzbudza nie tylko nienawiść, ale i szacunek.
Tomek stwierdził, że świat właściwie wcale nie jest taki zły. Sam o tym nie wiedząc, odkrył wielkie prawo działań ludzkich, a mianowicie: jeżeli chcemy obudzić w mężczyźnie lub chłopaku pragnienie jakiejś rzeczy, powinniśmy ją przedstawić jako trudną do zdobycia.
Skamieniał prawie. Przed oczami stanęła mu delikatna twarz byłej żony i poczuł ten sam ból, co wtedy. A zarazem potem gniew, który szybko ustąpił złośliwej ciekawości. Czego po tylu latach mogła chcieć od niego Natalia?
Wojna ma swoje prawa, powiedzą nauczyciele od sprawiedliwości. Inni dorzuca, że ktoś zaczął i przegrał, sam sobie jest winien. Pewnie tak. Łatwo osądzać, ponieważ akty oskarżenia sformułowano w sposób oczywisty i niepodważalny, a wina nie ulega najmniejszej wątpliwości. Pozostaje kara i ta ma być surowa.
- Sam słyszałeś. Prawo miejskie, cechy...
- Gorsza biurokracja niż w Unii Europejskiej - skrzywił się.
- Gdzie?
Wyjaśnił pokrótce. Gdy skończył, dziewczyna była blada jak ściana i miała łzy w oczach.
- Oddaliście niepodległość własnego kraju? Sami, z własnej woli? - (...) nie potrafiła uwierzyć, w to co usłyszała.
Noc w noc bezsenność kradła Hunterowi prawie cztery godziny snu. Wczoraj ukradła mu sześć. (...) Budził się w środku nocy sam w pokoju z uczuciem dławiącej tęsknoty, zbyt smutny, by ponownie zasnąć, zbyt wystraszony, by zamknąć oczy, zbyt dumny, by płakać.
- Wyciągnięto ze mnie wszystko, przez co przeszedłem, część z tego boli bardziej, niżbym chciał. Na dokładkę przez całe życie unikałem tego, co właśnie sam sobie zrobiłem. Człowiek ma prawo popsioczyć, kiedy otrzyma solidnego kopniaka w jaja.
- Mnie się też to nie podoba, a nie mam jaj.
- Jeśli mogę się uciec do przenośni, nie znam nikogo, kto ma większe jaja od ciebie.
Zazdrościł Chyłce sposobności, by rzeczywiście dokonać czegoś moralnie właściwego.
Schował elektronicznego papierosa do kieszeni marynarki i westchnął. Sam wybrał tę drogę, nie było sensu się nad tym rozczulać. Jeśli chciał bronić tych dyskryminowanych, trzeba było iść do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, nie do kancelarii Żelazny&McVay, która była maszynką do robienia pieniędzy.
Zawsze ja, prawda? Naprawdę wcale nie jestem bardzo miłą osobą, ale z jakiegoś powodu to zawsze ja muszę rozwiązywać ich problemy. "Och Dexterze, dziki, nieludzki potów porwał mojego chłopaka!" No, do cholery. ja sam, jestem dzikim, nieludzkim potworem - czy to nie daje mi prawa do chwili odpoczynku?
Westchnąłem. Najniewyraźniej nie.
Prawie nie rozmawialiśmy. Nasze osoby były powiązane liną w dwudziestopięciometrowych odstępach, ale umysły pracowały jak jeden. Po latach wspólnego wspinania się w różnych stronach świata States, Kopczyński i ja rozumieliśmy się jak aktorzy z ogranej na Broadwayu sztuki, którą zabiera się w objazd. Scenariusz był ciągle ten sam, tylko scena się zmieniała. s. 129
Moje życie nie jest łatwe. Zawsze chciałem mieć przy sobie kogoś, kto byłby w stanie
mnie wysłuchać i zapewnić, że mam prawo czuć się tak, a nie inaczej. Nie potrzebuję bohatera,
który rozwiąże moje problemy – jestem wystarczająco silny, by sam sobie z nimi poradzić.
Chcę tylko ciepła zaufanych ramion. Bezpieczeństwa. Miejsca, gdzie mógłbym zdjąć swoją
maskę i pokazać prawdziwą twarz.
W pewnym sensie to świat na opak! Można nawet powiedzieć, że jedna niepisana reguła sprawdza się w Sodomie prawie zawsze: im bardziej homofobiczny duchowny, tym większa szansa, że sam jest homoseksualistą. Ci tradycjonaliści, te „konserwy”, ci „wątpiący kardynałowie” [w oryginale „dubia”, od słowa oznaczającego list do papieża z wątpliwościami odnośnie do niektórych punktów adhortacji Amoris laetitia – przyp. red.] to właśnie słynni duchowni „za sztywnością kryjący podwójne życie”, o których często wspomina Franciszek.
Na drzwiach Biblioteki Miejskiej w Pradze wisi tablica: "CZYTELNICY, na pewno akceptujecie fakt, że nie wypożyczamy już braku (szmira, kryminały, powieści przygodowe). Nie wypisujcie na nie rewersów i nie proście o nie". Po przejęciu władzy przez komunistów w Czechosłowacji uda się przemielić na makulaturę prawie siedemdziesiąt procent szmiry. (...) Andy z "Historii czarnego boksera" (1950) przed trzema laty jeszcze by wyznał: - Chcę cię prosić, byś została moją żoną. - Kochany, nawet nie wiesz, jaki jesteś miły mojemu sercu. - Głos Ruth zmiękł. Teraz rozmowa miłosna nie ma prawa służyć tylko prywatnym celom. Ruth wobec tego dodaje: -Musimy zmagać się ze swoim życiem, jak wszyscy ludzie pracujący. Ale nigdy nie zwyciężysz sam. Jesteś częścią ogółu.
Przez całe życie miałem do czynienia z dobrem i złem - oświadczył Grens .- Nauczyłem się jednej rzeczy: ani dobro, ani zło nie istnieją. Większość zatrzymanych przez mnie przestępców padła we wcześniejszym okresie swego życia ofiarą innych przestępców. Wszystko zależy więc od tego, w którym momencie postanowimy zajrzeć w cudze życie przez małą dziurkę wywierconą w linii życia. Jeśli wybierzemy okres, w którym ta osoba była ofiarą przestępstwa, uznamy ją za dobrą. Jeśli natomiast wybierzemy okres, w którym ten sam człowiek łamał prawo uznamy go za przestępcę.
Któraż dusza może pozostać wielka, czysta, uczciwa, szlachetna, a tym samem która twarz może pozostać piękna w szpetnej praktyce zawodu, który każe dźwigać ciężar niedoli publicznych, analizować je, ważyć, szacować, wyciskać z nich regularny dochód? Ci ludzie zostawiają swoje serce, gdzie?... nie wiem; ale zostawiają je gdzieś, o ile je mają, nim zstąpią co rano na dno tego piekła. Niema dla nich tajemnic; widzą podszewkę społeczeństwa, którego są
spowiednikami, i gardzą nim. Otóż, chcąc czy nie chcąc, przez to samo iż mierzą się z zepsuciem, czują wstręt i smutek, lub też, znużeni, skłonni do tajemnego kompromisu, godzą się z nim. W końcu obojętnieją na wszystkie uczucia; oni, którym prawa, ludzie, instytucje każą bujać na kształt wron nad ciepłemi jeszcze trupami. O każdej porze człowiek żyjący z pieniądza waży żywych, człowiek żyjący z kontraktów waży umarłych, człowiek żyjący z prawa waży sumienia.
Szewc Rincewind? Żebrak Rincewind? Złodziej Rincewind? Właściwie wszystko oprócz trupa Rincewinda wymagało szkolenia lub zdolności, których nie posiadał.
Nie nadawał się do niczego innego. Magia była jedyną ucieczką. Właściwie w magii też sobie nie radził, ale przynajmniej nie radził sobie definitywnie. Zawsze uważał, że ma prawo do roli maga w taki sam sposób, jak zero do roli liczby. Nie można zajmować się poważną matematyką bez zera, które właściwie nie jest żadną liczbą, ale gdyby je zabrać, mnóstwo większych liczb zostałoby w bardzo głupiej sytuacji. Ta niejasna myśl rozgrzewała go w czasie tych okazjonalnych przebudzeń około trzeciej nad ranem, kiedy oceniał swoje życie i stwierdzał, że waży mniej niż obłoczek ciepłego wodoru. Owszem, prawdopodobnie rzeczywiście kilka razy ocalił świat, ale na ogół działo się to przypadkiem, kiedy starał się robić coś innego. I prawie na pewno nie uzyskał za to żadnych punktów karmicznych. Takie rzeczy liczyły się chyba tylko wtedy, kiedy człowiek przystępował do nich, myśląc, najlepiej głośno: "Tam do licha, demonicznie odpowiednia chwila, żeby ocalić świat, i nie ma co się zastanawiać", a nie "O szlag, tym razem naprawdę chyba zginę!".
Kim my właściwie jesteśmy? – zapytała. – Maleńką cząstką wielkiego świata – odparł. – Jak małą? – Prawie niewidoczną, ale jakże ważną… – Dlaczego? Przecież świat bez nas istniałby dalej? – pragnęła to wiedzieć. – Tak, to prawda, ale nie byłby już taki sam… – A co by się w nim takiego zmieniło? Uśmiechnął się do niej, odpowiedział. – Wszystko… Kiedy rodzi się życie, to świat także kwitnie wraz z nim. Oboje czerpią od siebie pełnymi garściami. Kiedy człowiek odchodzi, to umiera wszystko, co wcześniej tak cudownie dojrzewało… Wytrzeszczyła z zachwytu oczy. – Czyli świat tak naprawdę umiera wraz z nami? – Tak, i rodzi się na nowo jednocześnie – wyjaśnił. – Ale jest już inny, prawda? – Tak, jest bogatszy i uboższy w tym samym momencie… Nadal tego nie rozumiała. – To kim my właściwie jesteśmy? – Chyba jednak wielką cząstką, tego jakże małego świata – zakończył.
Stał nad nią, ukryty w mroku. Cień przysłaniał jego twarz. Nie mogła prawie niczego dostrzec. - Więc zawrzyjmy pakt. – widziała tylko jego czerwonce świecące oczy i dłoń, którą chwycił jej rękę. Podsunął papier, a ona machnęła na nim słabo krwawą linię. On również wziął na palce trochę kropli czerwonego atramentu z jej rany. Skrobał nim biały papier. – Więc przysięgasz? - Przysięgam. – co innego mogła powiedzieć? Chodziło o jej życie. Zakasłała lekko, krztusząc się. Nawet palcem drgnąć już nie mogła. Opadała z sił. Zagryzła wargę, mrugając parę razy, patrząc niewyraźnym wzrokiem. - Wiedz, że pakt jest nieodwracalny chyba, że sam go podrę lub zniszczę. Przysięgasz? Spadło więcej deszczu przysłaniającego pola widzenia. Dziewczyna przełknęła cicho ślinę. Zawahała się, lecz po chwili odparła. - Przysięgam. Pergamin spłonął, a dziewczyna zasnęła.
Często można spotkać głupców,którzy będą mówili, że coś takiego jak wolność człowieka nie istnieje, ponieważ i tak
nie możemy robić wszystkiego, co przyjdzie nam do głowy. Musimy bowiem liczyć się z innymi ludźmi, z prawami ludzi i bogów
albo losem. Skoro zaś tak jest, to nie ma większego znaczenia, ile tej niby-wolności mamy. I łatwo możemy oddać jej jeszcze trochę za to, by ktoś nas w czymś wyręczył lub dał miskę strawy. Człowiek wolny,
wywodzą, o wszystko musi się kłopotać. Nie wie, co przyniesie mu dzień, czy zdoła napełnić garnek, czy zdobędzie dzban wody lub parę miedziaków. Cokolwiek się stanie,
będzie musiał borykać się z tym sam, tak jak umie. Lepiej więc chyba, gdyby zajął się tym ktoś mądrzejszy, kto nakarmi i wyleczy, a za to wystarczy tylko posłuszeństwo.
To głupcy. Ich mowa brzmi właśnie tak, bo wykręcają słowa, dbając jedynie o to, by były kunsztownie ułożone. Dzięki temu wydaje się bowiem, że zawierają jakąś niezgłębioną mądrość, choć ten, co je głosi, zwykle niewiele widział w życiu i niewiele zrozumiał z tego, co zobaczył.
A nade wszystko można być pewnym, że żaden z tych głupców nigdy nie zaznał prawdziwej niewoli. Ja zaznałem i wiem, że prawić o tym ludziom.
Boisz się mnie? – zapytał tym swoim uwodzicielskim, śpiewnym głosem. - A powinnam? – Teraz to ona wyciągnęła ku niemu dłoń. Nie cofnął się przed jej dotykiem, chociaż początkowo miał taki zamiar. Pozwolił, aby musnęła jego twarz, aby odgarnęła mu z czoła niesforne kosmyki. Od lat nikt go nie dotykał, nikomu nie pozwalał się do siebie zbliżyć, ale dotyk tej dziewczyny sprawiał mu przyjemność, dawał mu namiastkę czegoś ludzkiego, czegoś, o czym już prawie zapomniał. Chciał powiedzieć jej, że powinna uciekać, że powinna natychmiast wyjechać stąd, zaszyć się w jakimś ustronnym miejscu, gdzie by jej nie wytropił. Gdyby tak jednak się stało, wiedział, że przez resztę życia szukał by jej i nic by nie mogło go zatrzymać. To, co przepowiedziała Caroline, stało się faktem i oto miał przed sobą dziewczynę, która trzymała w swoich dłoniach jego los. Elizabeth czekała na odpowiedź, ale ponieważ jej nie otrzymała, ponowiła swoje pytanie. – A powinnam? Przecież to ty uratowałeś mi życie. Musisz być dobrym człowiekiem. Zaśmiał się krótko, tak jakoś nienaturalnie, ale mogłaby przysiąc, że jego twarz rozpogodziła się, już nie była taka posągowa. - Człowiekiem? Dobrym? - powtórzył z niedowierzaniem, tak jakby jeszcze raz chciał usłyszeć te wyrazy. – Odkąd tylko istnieję, nie słyszałem, aby ktoś mnie tak nazwał. – Znowu spoważniał. - Dla mnie jesteś najwspanialszym bohaterem – zapewniła gorąco. – Naprawdę jestem wdzięczna losowi, że postawił cię na mojej drodze. - Nie powinienem tu być. – Odsunął się od niej i potrząsną głową. Jego czarne włosy dziś nie były związane w kucyk. Swobodnie okalały jego smutną twarz i opadały na ramiona. Chciał się wycofać, ale powstrzymała go. - Zostań. – To była prośba, której nie mógł odmówić. Wahał się jeszcze przez chwilę - odejść było łatwiej niż zostać. Odchodząc, dalej pozostałby sobą, zostając, skazywał się na męki… Siebie i ją. Nie mógł jednak jej zostawić. Ta dziewczyna była częścią jego duszy, człowieczeństwem, które myślał, że stracił bezpowrotnie. Już sam fakt, że stał tu przy niej, że uratował ją wcześniej, że rozmawiał z jej bratem… Tyle osób go widziało i wszystkie nadal żyły. Zazwyczaj jego twarz była ostatnią rzeczą, jaką człowiek widział przed wydaniem ostatniego tchnienia.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl