Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "je w corona", znaleziono 29

-Choroby dziesiątkujące świat po prostu co jakiś czas się pojawiają. Ta obecna to żadna nowość.
-Wiem, ale teraz jest jakoś strasznie. Plus ta nazwa... korona-wirus. Jak korona, jak korona cierniowa, jak umierający Jezus...
[...]
-Myślę, że trochę przesadzasz. Poza tym twoje skojarzenia są grą słowną tylko w języku polskim, a ta choroba dotyczy przecież całego świata.
(...) Colon - wymień choćby jedną rzecz, która się dzieje, a o której nie masz pojęcia! No właśnie, nie potrafisz, co?
Colon zakaszlał nerwowo.- On produkuje gumowe pokrowce, sir!
-Ach, środki zapobiegawcze.
Zwłaszcza Colon miał duże trudności z zaakceptowaniem idei, że można nadal prowadzić śledztwo, kiedy ktoś już się przyznał.
Gierasimow zarysował doktrynę "wojny hybrydowej" - nowej formy konfliktu, w której "zaangażowanie frontowe" oddziałów lądowych i sił lotniczych stałoby się "czymś z przeszłości", a jego miejsce zajęliby hakerzy i zdolni propangandyści, szkoleni, by wykorzystywać podziały istniejące w szeregach oponenta.
Kilka godzin później rosyjska Duma, poinformowana o zwycięstwie Trumpa, przyjęła to brawami. Operacja Putina - pogłębiająca podziały w Stanach Zjednoczonych i wpływająca na amerykańskie wybory prezydenckie - zakończyła się sukcesem.
Nie macie pojęcia, jak rozległe są te siatki w Europie: w Niemczech, we Włoszech, Francji, w Wielkiej Brytanii, a także w Stanach Zjednoczonych - powiedział rosyjski informator amerykańskiemu urzędnikowi. - Rosja przeniknęła do mediów, partii politycznych, rządów i sił zbrojnych we wszystkich tych krajach".
„Władza to nie korona, ani berło. To nie wspaniałe szaty ani pałace ze złota. Rządzi naprawdę ten, czyje rozkazy są wykonywane.”
Problem z koronami polega na tym, że ktoś je musi nosić. My możemy co najwyżej ciskać je w tłum i modlić się o jak najlepszy wynik rzutu.
Cierniem jesteś w mej koronie, w mym uśmiechu – smugą smutku, czy ja kiedyś cię dogonię, chociaż idziesz pomalutku?
Funkcjonariusz Czert doszedł najwyraźniej do wniosku, że nie płacą mu za myślenie - i dobrze, ponieważ sierżant Colon nie uważał, by w tym zakresie była to rozsądna inwestycja.
Św. Helena zazwyczaj przedstawiana jest w bogatych szatach z koroną cesarską na głowie. Na Wschodzie często przedstawiana jest wraz z synem. Jej atrybutami są: krzyż, gwoździe, korona, makieta kościelna.
Uczestnicy obu marszów przyglądali się im zafascynowani.
- Powinniśmy coś zrobić! — stwierdziła Angua w zaułku, gdzie kryli się strażnicy.
- Bo ja wiem… — odparł z wolna sierżant Colon. — Takie etniczne historie są zawsze bardzo delikatne.
- Można łatwo pogorszyć sytuację — dodał Nobby. — Strasznie wrażliwi są tacy typowi etnicy.
- Wrażliwi? Przecież oni próbują się pozabijać!
- To kwestia kulturowa — wyjaśnił żałośnie Colon. — Nie możemy przecież narzucać im norm naszej kultury. To byłby gatunkizm.
-Dziecko, zupełnie źle mnie zrozumiałeś, jeśli myślisz, że uważam ludzi za głupich. To ukochane dzieło Niebios. "W uczynkach równi aniołom, w pojmowaniu równym bogom: najwyższe z żyjących istnień, korona stworzenia! ".
Gdy Korona Polski, niebawem złączona z Litwą, a przez to wciągnięta w serię awantur wschodnich, rosła ponad wytrzymałość własnej tuszy, to Śląsko odwrotnie. Kurczyło się, atomizowało, pogrążało w samorządności mikropaństewek i pojedynczych miast.
Obaj chłopcy zrobili kwaśne miny, kiedy usłyszeli, że będą razem spędzać czas po lekcjach. Michał nawet powiedział, że woli zły stopień z zachowania niż pracę w bibliotece u boku Maćka. Maciek tylko wzruszył ramionami.
- A ty co?- spytała go pani Czajka.
- Mnie tam korona z głowy nie spadnie, jak z nim popracuję. Ale może dlatego, że moja korona mocno siedzi. Ponadto wyznaję zasadę Sokratesa. Jak osioł mnie kopie, to nie reaguję, bo osioł jest osłem i trudno mieć do niego pretensje o ośle zachowanie.
– Szczęście czasem czeka za rogiem. Może i do ciebie się jeszcze uśmiechnie, bo o ile wiem, to nie
znalazłaś jeszcze swojego księcia – roześmiała się „serdecznie”.
– Bardzo mi miło, że się tak o mnie martwisz, ale za księcia dziękuję, bo już własna korona mi
trochę ciąży – odrzekłam równie serdecznym tonem.
Coś mi mówiło, że wszystko, co usłyszę, jeszcze bardziej skomplikuje moje postrzeganie świata, a w głębi serca pragnąłem, by pozostał prostym. Takim, w którym kopyta stukają o ziemię, woźnice drą mordy, a ptaki śpiewają w koronach drzew.
Coś mi mówiło, że wszystko, co usłyszę, jeszcze bardziej skomplikuje moje postrzeganie świata, a w głębi serca pragnąłem, by pozostał prostym. Takim, w którym kopyta stukają o ziemię, woźnice drą mordy, a ptaki śpiewają w koronach drzew.
Sierżant Colon ze Straży Miejskiej Ankh-Morpork (nocna zmiana) spojrzał na promienne twarze nowych rekrutów. Westchnął. Przypomniał sobie swój pierwszy dzień. Starego sierżanta Wimblera… Co za drań! Ciął językiem jak pejczem. Gdyby dożył i zobaczył…
Jak to nazwali? Rekrutacja afirmatywna czy jakoś tak. Krzemowa Liga Walki ze Zniesławieniem nachodziła patrycjusza tak długo, że w końcu…
- Spróbujcie jeszcze raz, młodszy funkcjonariuszu Detrytus — powiedział Colon. — Sztuczka polega na tym, że zatrzymujecie rękę tuż nad uchem. No już, wstańcie z podłogi i spróbujcie znowu zasalutować.
Sztuka narodowa! Przecież każda szczera sztuka jest narodowa. Korzenie jej istoty grzeją się w ojczystym gruncie i z niego czerpią odwagę. Wszelako pień wznosi się już samotnie, gdzie zaś korona się rozszerza, tam królestwo niczyje. I może być tak, że głuchy korzeń nie wie, kiedy gałęzie kwitną.
Ksiądz dał tu ładną mowę, rozumiem, że chciał nas pocieszyć. I niektórych zapewne ucieszy myśl, że Corin Massey udał się przed nami do królestwa niebieskiego. Przypuszczam, że z czasem i mnie ta sama myśl przyniesie jakąś pociechę. Mam nadzieję, że mu się tam podoba. Mam nadzieję, że mają tam piękne konie i i wielkie stepy, po których może jeździć.
- Ale... otruty? – zapytał wreszcie. – Przecież ma ludzi do
próbowania potraw i w ogóle!
– Więc może zrobił to któryś z nich, Fred.
– Moi bogowie, sir! Nikomu pan nie ufa, prawda?
– Nie, Fred. A przy okazji, czy to ty zrobiłeś? Żartowałem – dodał
szybko Vimes, gdyż twarzy Colona groziło zalanie łzami. – Bierz się
do roboty. Nie mamy wiele czasu.
- (...) A teraz... Młodszy funkcjonariusz Cuddy?
- Tutaj!
- Gdzie?
- Przed panem, sierżancie.
Colon spojrzał w dół i cofnął się o krok. Wypukła krzywizna jego bardziej niż
godziwego brzucha usunęła się, odsłaniając skierowaną ku górze twarz młodszego funkcjonariusza Cuddy’ego, z przyjazną, inteligentną miną i jednym szklanym okiem.
- Aha. Rzeczywiście.
- Jestem wyższy, niż wyglądam.
Sikorkę pochłania bezpieczna dziura w starym betonowym słupie. Gruba jak palec gałązka lipy drapała przez kata zaprawę, aż wydrapała oczko, coraz większe, w końcu tak duże, że pomieściło ptaka. To, że gałązka wciąż tkwi w dziupli, nikomu nie przeszkadza. A wraz z nią liście, ocieniające i osłaniające słup. Dzięki nim warunki świetlne, temperatura i wilgotność wnętrza są zbliżone do tych optymalnych, takich jak w koronie drzewa.
– Kaju… – Usłyszał nagle chłodny głos. Kobieta z baśni. Zimna i nieczuła jak lód. Piękna i doskonała. Na zawsze.
– Kaju. – Stanęła za nim, cała w królewskiej bieli. Nawet jej włosy były białe, a korona połyskiwała bielą najczystszego śniegu. – Nie ma żadnej Gerdy, która zdoła cię ocalić. Twoje serce już należy do mnie. Jest tak zimne i puste jak moje…
– Jeszcze nie! – odparł jej gniewnie. – To ty jesteś zrobiona z lodu! Ja wciąż czuję!
- Teraz, kiedy jest nas więcej, trzeba załatwiać sprawy jak należy — przypomniał koledze sierżant Colon. — Jasne! Ehem… jasne? Dobrze. Dzisiaj witamy w naszych szeregach młodszego funkcjonariusza Detrytusa… nie salutować!… Młodszego funkcjonariusza Cuddy’ego i młodszą funkcjonariusz Anguę. Mam nadzieję, że wasza służba będzie… Co tam macie, Cuddy?
- Ja? — zdziwił się Cuddy z niewinną miną.
- Trudno mi nie zauważyć, że wciąż trzymacie coś, co mi wygląda na dwuostrzowy topór do rzutów, mimo że tłumaczyłem przecież, co mówi regulamin Straży Miejskiej.
- Broń etniczna, sierżancie? — zasugerował z nadzieją Cuddy.
- Możecie ją trzymać w szafce. Strażnicy noszą miecz, krótki, jedna sztuka, i pałkę, jedna sztuka.
- Posłuchaj, Nobby. Masz za sobą karierę zawodowego żołnierza, prawda?
- Zgadza się, Fred.
- Ile razy spotkało cię niehonorowe wydalenie?
- Mnóstwo - oznajmił z dumą Nobby. - Ale robiłem sobie gorące okłady.
- Bywałeś na polach bitew, tak?
- Dziesiątkach.
Sierżant Colon pokiwał głową.
- Widziałeś zatem wiele ciał, kiedy pełniłeś posługę wobec padłych w boju...
Kapral Nobbs pokiwał głową. Obaj wiedzieli, że „posługa” polegała na zebraniu wszelkich osobistych i cennych drobiazgów oraz kradzieży butów. Na niejednym dalekim polu bitwy ostatnią rzeczą, jaką widział śmiertelnie ranny nieprzyjaciel, był kapral Nobby zbliżający się z workiem, nożem i wyrachowanym spojrzeniem.
Pod koniec jednego z upływających mu na nudzie dni Nathan ujrzał stado niedużych ptaków, które utworzywszy potężną, hałaśliwą gromadę, odbywały coś w rodzaju rytualnego tańca. Na tle pomarańczowego nieba czarna, licząca tysiące drących się osobników sfora wiła się w najróżniejszych kształtach ponad powierzchnią wody i mrocznymi koronami drzew. Rozpędzała się w jedną stronę, nagle zawracała, tworząc łuk, który zamieniał się w klepsydrę a później przybierał kształt wijącego się węża. Dynamiczne formy serpentyn i owalów to wzbijały się wysoko w niebiosa, to opadały tuż nad połacią dżungli, by po kilku sekundach ponownie wzlecieć ku górze. Wir, przez moment rozrzedzony, rozciągnięty, sprawnym manewrem ponownie wzbijał się w owalną formę o węglowej barwie; zwalniał, później przyspieszał i znowu zawracał i krążył tak na oczach zachwyconego Nathana.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl