Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lato dynak", znaleziono 102

[...] jednak mniemał, że prawdziwą istota zmysłów nigdy nie została zrozumiana i że zmysły dlatego tylko pozostały dzikie i zwierzęce, ponieważ świat chciał je głodem i bólem zmusić do uległości i zamarcia, zamiast dążyć do wytworzenia z nich czynników nowej duchowości, której cechą znamienną byłby subtelny zmysł piękna.
Bardzo lubię marzyć. Może dlatego, że jestem taki samotny. Snucie marzeń nie jest w końcu przestępstwem, ale niestety ten, kto marzy za wiele, popełnia niewybaczalny błąd. Po takim bujaniu w obłokach moja samotność jeszcze bardziej mi doskwiera. Obiecałem sobie nigdy nie oddawać się marzeniom, których nie będę mógł później zrealizować.
Zaopiekuję się nią. Zaopiekuję się nimi. (...) I nie pozwolę, by straciła jakąkolwiek szansę tylko dlatego, że będziemy mieli dziecko. Jeśli ktoś jest w stanie osiągnąć wszystko, to właśnie ona, a ja zamierzam stać u jej boku i patrzeć, jak zdobywa kolejne szczyty. Pańska wnuczka jest najsilniejszą kobietą, jaką znam, i ani ja, ani pan, nie dosięgamy jej do pięt.
Czyszczenie kieszeni. Musisz rozumieć, gdzie tkwi różnica. Kradzież byłaby wtedy, gdybyśmy się wzbogacali kosztem ludzi. Tak jak ci wszyscy politycy czy im podobni. Ale my zaprowadzamy porządek. Ci ludzie posiadają za dużo, ponieważ tacy jak my nie mają zupełnie niczego. Dlatego odbieramy po prostu to, co nasze. I tyle.
Dawno temu doszła do wniosku, że oglądanie kryminałów czy thrillerów może wpłynąć negatywnie na jej wizerunek delikatnej kobietki. Brutalne sceny kłóciłyby się z nim, dlatego wybierała zawsze romanse bądź lekkie filmy obyczajowe.
Z książkami tego problemu w ogóle nie miała, gdyż jedyne, co czytała, to memy na Facebooku. Chociaż nie wszystkie rozumiała...
Niespodziewane huragany historii sprawiają, że ludzie mogą znaleźć się w miejscach i zaułkach, gdzie ich dotychczasowa pozycja lub wyznawane wartości, które przez lata wydawały się niewzruszone, ulegają nieoczekiwanej przemianie. Dlatego zawsze powinniśmy pamiętać o tym, że nigdy nie wiadomo kim będziemy jutro. Za sprawą jednego podmuchu wiatru historii możemy zyskać lub stracić wszystko.
(...) Nie byłam pewna, gdzie jest moje miejsce. Nadal tego nie wiem.
- Ależ wiesz. Wszyscy wiedzą, w głębi duszy każdy to wie. A mimo to każdy pragnie czegoś innego, czegoś pozornie lepszego, dlatego pozwala sobie na wątpliwości i mętlik w głowie, na zaciemnienie umysłu. W końcu wątpliwości i dezorientacja przeradzają się w pewność i wracamy do punktu wyjścia.
W pierwszym odruchu chciał podbiec, kopnąć krzesło i go uciszyć. Tyle że to by wszystko zepsuło. To nie byłaby już zemsta za śmierć Oli, tylko zwykłe, pospolite zabójstwo. Bo miał nie ingerować. To właśnie dlatego nazwał swoją maszynerię "maszyną losu". Bo to zabijał los, nie on. To los decydował. Los pociągał tu za sznurki i na końcu wyrywał skazańcowi krzesło spod nóg.
Istnieją-twierdzi Scheuring - archiwa tajne, niedostępne dla niewtajemniczonych... W tych archiwach nigdy nie następuje przedawnienie, tajemnice ich nigdy nie tracą swej aktualności i dlatego są i pozostaną niedostępne dla profanów. Istnieje jakaś potężna „tajna organizacja, która czuwa nad archiwami i innymi źródłami historycznymi i pilnuje, aby z nich nie przedostało się do wiadomości publicznej nic, co byłoby dla niej niedogodne.
Czasem w biegu dziejów bywają szczególne chwile kiedy zrządzeniem losu wszystkie rzeczy i istoty, aż do najodleglejszych gwiazd w górze, współdziałają w niepowtarzalny sposób, i wtedy może się zdarzyć coś, co nie byłoby możliwe wcześniej ani później. Niestety, ludzie zazwyczaj nie potrafią z nich skorzystać i dlatego godziny gwiezdne mijają często niezauważenie. Ale jeśli jest ktoś, kto je rozpozna, to na świecie dzieją się wielkie rzeczy.
- To dlatego że nie potrafisz jeszcze radzić sobie z czasem - odparł Wen. - Ale nauczę cię używać czasu tak samo, jak używasz płaszcza: nosisz, gdy to konieczne, a odrzucasz, kiedy nie potrzebujesz.
- Czy będę musiał go prać? - zapytał Mulisty Staw.
Wen przyjrzał mu się z uwagą.
- To było albo bardzo skomplikowane przemyślenie z twojej strony, Mulisty Stawie, albo usiłowałeś rozciągnać metaforę w raczej głupawym kierunku.
Dzisiejszy świat jest tak skonstruowany, że właściwie do wszystkiego można się przyczepić. To dlatego tak rozpaczliwie próbujemy być idealni. Nie chcemy dawać innym pretekstu do szkalowania. Ale niezależnie od tego, jak bardzo będziemy się starać, przegramy. Bo każdy ma jakiś słaby punkt. Mniej lub bardziej widoczny mankament. To błędne koło, w którym tak naprawdę nie ma żadnych zwycięzców. Jest za to cała masa zakompleksionych młodych ludzi, bo obecna rzeczywistość nie sprzyja samoakceptacji.
„Duzi” chłopcy często – choć nie zawsze – tym różnią się od małych chłopców, że podczas zabawy miewają wyrzuty sumienia. Ja miałem. Widzę siebie martwego i cierpię nie dlatego, że wszystko tak nagle się skończyło i już mnie nie ma. Cierpię, bo widzę, że byłoby tysiąc razy lepiej – dla mnie i dla wszystkich – gdybym nigdy się nie narodził. Dobro jest takie niepraktyczne. A ja byłem niepraktyczny. Czasami jest wręcz wstydliwe, jak nagość. Większość ludzi wstydzi się bycia dobrymi. Dlaczego nie zostałem ateistą? Jak mogłeś/mogłaś przeczytać, z wielu powodów. Który był najważniejszy? – zwykła miłość do wyjątkowej kobiety. Wszystko inne było wtórne.
Myślę, że tak bardzo boimy się spotkania z umysłem równym naszemu, lecz należącym do innego gatunku, przede wszystkim dlatego, że zdajemy sobie sprawę, że obcy mogą zobaczyć, jacy naprawdę jesteśmy, uznać, że nie spełniamy ich oczekiwań, i odwrócić się od nas z niesmakiem. Kontakt z innym gatunkiem przekłuje naszą bańkę samozadowolenia, przekonania o własnej wartości. Będziemy musieli w końcu stawić czoła temu, jacy naprawdę jesteśmy. I jakie szkody wyrządziliśmy naszemu domowi. Być może jednak ta konfrontacja to jedyne, co może nas ocalić. Co pozwoli nam przyznać, że byliśmy krótkowzroczni, brutalni i głupi, i wreszcie się zmienić.
Czym jest plebs dowiedziałam się dopiero teraz, zrozumiałam to jasno i wyraźnie, o wiele jaśniej i wyraźniej niż mogłam to zrozumieć przed laty, gdy nauczycielka zadała mi to pytanie. Plebs to byliśmy my. Plebs to były kłótnie o wino i jedzenie, o to, kogo obsłużono w pierwszej kolejności. Plebs to była brudna podłoga, po której chodzili kelnerzy, plebs to były coraz bardziej wulgarne toasty. Plebs to była moja matka, która wypiła za dużo wina i teraz, oparta plecami o ramię ojca, śmiałą się na cały głos z erotycznych podtekstów w odzywkach handlarza starzyzną.
- (...) Powiedziałem przed chwilą, że nie nie wszystkie zasady równowagi Szerni są ujęte w Przedmiotach. Twierdzę tak (nie ja jeden) dlatego, że rozum, a więc i świat, nie trwa w równowadze, pamiętajcie. Coś tu jest wyraźnie sknocone.
- Brakuje... dobra? - zagadnęła Ridareta.
- Brakuje aktywności - rzekł z naciskiem Tamenath. - Złem jest tylko brak równowagi. Nadmierna aktywność bądź pasywność burzy równowagę. Nadmiar dobra jest złem, tak samo jak niedobór.
(...) - W każdym razie byliśmy na przyjęciu, kiedy Magnus otrzymała zawiadomienie o magii nekromanckiej w okolicy Instytutu w Los Angeles. Próbował skontaktować się z Malcolmem, ale bez skutku. Dlatego wymknęliśmy się we czworo. Co moim zdaniem jest ogromną stratą dla przyjęcia, bo właśnie miałem wygłosić toast, który był rewelacyjny. Simon nigdy więcej nie mógłby się pokazać nigdzie publicznie. - Nie do końca o to chodzi w toastach na przyjęciach zaręczynowych - powiedziała Clary.
W tym miejscu książki jestem zmuszony zakończyć pisanie. Dzieje się tak dlatego, że istoty duchowe niszczące moje życie i kontrolujące mnie podobnie jak w obozie koncentracyjnym uważają, że już za dużo napisałem oraz że napisałem wszystko. Obecnie zastanawiam się czy wydać tą książkę, czy tylko szantażować te istoty, abym miał spokój. Osobiście chciałbym mieć swoją książeczkę na Twojej półce. Byłoby to spełnienie moich śmiałych marzeń.
To pora ciszy, w której uwalnia się bełkot i prawda. Gdy wstanie dzień, wyda Ci się rojeniem, bzdurą, której będziesz się wstydziła, bo znów wciągnie Cię 'dzień dobry' i 'miłego dnia', 'do widzenia' i 'co słychać', uporządkowane zdania , wyważone zdania, którymi komunikujesz się z ludźmi. W bełkocie jesteś wolna. Dlatego się go wstydzisz. Prawie czujesz, co jest ważne. Teraz, w porze - nieporze. Czai się tuż za rogiem, tuż obok, prawie to masz. Ale zaraz wstanie dzień i znów nic nie będziesz wiedziała. 'Ważne' staną się substytuty, atrapy aż do chwili, gdy hałas ucichnie. Przestraszysz się i
- Wiesz, Szuman, dlaczego nie sieknę cię w kły? Nie dlatego, że cię lubię, bo cię nie lubię. Nikt cię nie lubi, własna żona cię nie lubi, ty sam siebie, kurwa, nie lubisz. Twoja sprawa. Wiem, że jesteś niezłym gliną, ale ja też byłem niezły, doskonale o tym wiesz. Więc nie pierdol, tylko pomyśl. - Podniósł literatkę, zademonstrował. - Jeśli coś wygląda jak wódka, jedzie jak wódka i trzepie jak wódka, to co to może być?
- Wypijmy.
A przed nikim nie kłamiemy tak jak przed nami samymi. Na niczyim zdaniu nie zależy nam bardziej niż na własnym, dlatego ciągle coś udajemy i tworzymy iluzję, przeznaczoną głównie dla naszych własnych oczu. Wydaje nam się, że zdjęcie jej byłoby jak obdarcie ze skóry, a tymczasem to, co zdrapujemy, to jedynie zrogowaciała, martwa tkanka. Pod tą skorupą czeka sobie nasze maleńkie, golutkie ja. Bardziej lub mniej imponujące, zazwyczaj zupełnie nie takie, jak byśmy chcieli.
Nie najęłam się do tej pracy dlatego, że po piętnastu latach mam emeryturę, jakiś socjal, sto procent płatne L4 i na wszystko wyjebane. Nie. Ja zawsze chciałam pomagać ludziom, którzy cierpią. Sama w życiu nie miałam lekko. Pochodzę z tak zwanej rodziny patologicznej. Jak to kiedyś powiedział pewien milicjant, większość policjantów to patole albo owoce osób z rodzin patologicznych. No i ja, proszę ciebie, jestem takim, kurwa, owockiem. Zresztą mój dziadek też był milicjantem.
Już jako dzieciak czułam się samotna, niezrozumiana, przez każdego niechciana i odtrącana. Nikt mnie nigdy nie słuchał, a jeśli już, to miałam wrażenie, że tylko dlatego, że tak wypadało. Nikogo sobą nie interesowałam i gdyby się tak nad tym zastanowić, dlaczego bym miała? Byłam bezbarwna, nie miałam żadnego kształtu, a moja osoba odbijała się echem od pustych ścian korytarzy. Przestałam wierzyć w siebie i w to, że mogę coś osiągnąć. Potykałam się o każdą kłodę pod nogami, bo nie umiałam jej omijać. A z czasem już przestało mi się chcieć to robić.
Po powrocie do Los Angeles znalazłem taki hotel, tuż obok Hoover Street, zamknąłem się w pokoju i zacząłem pić. Piłem, nie wychodząc nawet z łóżka, przez jakieś trzy czy cztery dni. Nie mogłem się przemóc, by wziąć do ręki gazetę z ofertami. Sama myśl o tym, że znowu znajdę się naprzeciw jakiegoś siedzącego za biurkiem faceta i będę mu musiał opowiadać, jak mi zależy na pracy, jakie mam nadzwyczajne kwalifikacje, była dla mnie nie do zniesienia. Powiem szczerze: byłem przerażony życiem, tym wszystkim, co człowiek zmuszony jest robić tylko po to, by mieć na jakąś strawę, kąt i odzienie. Dlatego właśnie nie wstawałem z łóżka i piłem. Kiedy pijesz, to świat nadal gdzieś tam sobie istnieje, ale przynajmniej na chwilę zdejmuje ci nogę z gardła.
Zgodziliśmy się wszyscy na taką harówkę, ale widzieliśmy w tym sens. Wiedzieliśmy, że jak dobrze to przepracujemy, to będziemy wygrywać. Sport w tym czasie był w zasadzie jedyną możliwością, by wyjechać na Zachód i zobaczyć kawałek świata. A poza tym zapewniam, że jak człowiek wygrywa, to zaraz zapomina o tym, że wcześniej musiał zasuwać. Za trenera Szlagora trenowaliśmy niewiele mniej, a efektu nie było żadnego. I to jest dopiero frustrujące, że tyle pracy człowiek wkładał, a wszystko potem i tak było do luftu. Sami wiedzieliśmy, że tylko ciężką pracą możemy dojść do czegoś w sporcie. Dlatego przyjęliśmy na siebie role "ofiar Kata" z pełną świadomością.
Wiem, najdroższa, że ranię twe serduszko, ale nie uważaj mnie za okrutną dlatego, że posłuszna jestem nieodpartemu prawu, jakie dyktują mi ma siła i słabość. Jeśli twe serduszko jest zranione, moje złe serce krwawi wraz z nim. W upojeniu i w niezmiernym poniżeniu żyję w tobie, twym gorącym życiem, a ty umrzesz, słodko umrzesz we mnie. Nie mogę temu zapobiec. Ja przyciągnę cię ku sobie, ty przyciągać będziesz innych; wtedy poznasz upojenie okrucieństwem, które jest niczym innym, jak miłością. Nie próbuj więc na razie wiedzieć więcej o mnie i mych sprawach, lecz zaufaj mi całym swym kochającym sercem.
- Synu - powiedział dziadek legwan - nigdy nie wierz człowiekowi. Bacz, jak oni zabijają się nawzajem. Widziałeś kiedy legwana, który mordowałby drugiego legwana? Widziałeś tygrysa mordującego drugiego tygrysa? Widziałeś lwa mordującego drugiego lwa? Walczą między sobą o pożywienie lub o samicę, ale kiedy któryś z nich zwycięży pozwoli pokonanemu odejść w pokoju i nie będzie go ścigał, aby go zabić. Tymczasem człowiek zabija dla przyjemności. Nie zabija z głodu. Nie zabija w obronie żony i dzieci. Zabija, bo lubi zabijać. Bo jest zły. Bo nie kocha nawet samego siebie. Dlatego nigdy nie wierz żadnemu człowiekowi. I trzymaj się od niego z daleka, a im dalej, tym lepiej.
Życie potrafiło mi pisać różne scenariusze Od dramatów aż po szczęśliwe momenty które nie zawsze kończyły się happy endem. Pozwalało mi dor świadczyć wiele radości i przeżyć najpiękniejsze chwile jakie mogłam sobie tylko wymarzyć. Potrafiło tez nieźle dać w kość wbijając sztylet prosto w serce Jeśli miałabym je do czegoś porównać odpowiednikiem byłaby kartka papieru. Szybko dostrzegłabym jak wraz z niepowodzeniami i upływający mi latami powstają na niej brzydkie kreski, zabrudzenia a później duże dziury.
Niezmiennie pozostawałam w pełni świadoma tego ze każdy wybór niósł ze sobą konsekwencje dlatego za każdym razem wmawiałam sobie Dasz radę! Jesteś silna! Niezastąpiona!.
°Cynamonowe Serce - Marta Kaczmarczyk°
- Zatem chciałeś eksterminować całą rasę rozumnych istot tylko dlatego, że nie znosisz swojej pracy? - Barry kipiał z wściekłości.
- A wy skazujecie całą rasę rozumnych istot na zamęt i nieszczęście tylko po to, by nie musieć pracować? - Niccolo zawiesił swój głos, pozwalając, by do rozmówcy w pełni dotarła gryząca ironia jego słów. - Po co coś kupować, skoro można to przywołać? Niech wyprodukują to Gumole albo domowe skrzaty! Proszę, nie schodźmy na moralność magii. Ja ciebie nie przekonam, ty nie przekonasz mnie. Rzecz w tym, że dopóki istnieją magowie wywołujący zamieszanie, będę tkwił w tym gabinecie, zamiast posiedzieć z dziećmi czy wygrzebywać stare kości na Ibizie. A co najlepsze, technicznie rzecz biorąc, zrobiłby to Bubeldor. Ja zachowałbym czyste ręce.
– Ale Agnieszka ma własne mieszkanie. Ty się nigdy czegoś takiego nie dorobisz – Krystyna wykonała szeroki gest wolną od napitku ręką, zakreślając komfortową przestrzeń wokół nas.
Kulą w płot. Po wyrazie twarzy poznałem, że Agnieszce nie przypadł do smaku ten argument. Luksusowy penthouse nie był jej osiągnięciem. Ojciec jej kupił. Tak jak wszystko inne. Wątpię, czy posiadała cokolwiek, na co sama by zapracowała, co byłoby jej dziełem. Może właśnie dlatego pragnęła urodzić dziecko. Chciała udowodnić sobie i innym, że jest coś warta. Że nie tylko bierze, ale może coś dać. Czy istnieje rzecz cenniejsza na świecie, którą można dać, jak życie? Czym jest stworzenie projektu, maszyny, technologii albo wielkiej firmy wobec stworzenia jednego małego człowieka? Już nie mówiąc o tym, że dla większości ludzi dziecko jest jedyną szansą, żeby zrobić w życiu coś, co by miało ręce i nogi.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl