Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz druk", znaleziono 62

Nie ma już manuskryptów, nie ma już ksiąg. Druk zabija księgarstwo. Zbliża się koniec świata.
Książka jest jak muchołapka. Wspomnienia najlepiej trzymają się kart pokrytych drukiem.
W tym, że czyjeś dzieło ukazało się w druku, nie było nic magicznego - nie zmieniało to człowieka, chyba że wyszedł w związku z tym na większego głupca niż do tej pory.
Nie mógł się powstrzymać przed powąchaniem nowej książki. Uwielbiał zapach papieru i świeżego druku. Było w nim coś magicznego, jak zapowiedź nowej przygody.
Coś wiem o Wicie Szostaku, być może więcej niż inni. Mam dostęp do jego nienapisanych myśli i tych słów, które wykreślił, zanim oddał tekst do druku. Ale na spotkaniach autorskich występuję tylko jako naoczny świadek.
Tymczasem w Polsce taką przywiązywano wagę do procesu i dysput kamienieckich, iż spieszono się wielce z ogłoszeniem drukiem protokołów. Zajął się tym (zapewne z polecenia biskupa Dembowskiego) kanonik Kleyn.
Słowo pisane pozostanie na zawsze, pani Schafer. Bo pewnych rzeczy po prostu nie da się lepiej wyrazić. A druk to najlepsza metoda konserwacji myśli i historii, które w książkach mogą przetrwać całe wieki.
Większość nowożytnych map to druki powielane, a więc pospolite, nieporównywalne z unikatowymi precjozami sztuk pięknych z muzeów czy kościołów. Są pokornymi arkuszami papieru. A jednak, rozkładając je przed sobą, otwieramy szkatułkę pełną cudów.
Wynalazek druku jest największym wydarzeniem w historii. To matka rewolucji. Sposoby wyrażania się ludzkości odnawiają się zupełnie, myśl ludzka porzuca jeden swój kształt i przywdziewa inny, ów wąż symboliczny, który od Adama jest znakiem rozumu, całkowicie i ostatecznie zmienia skórę.
Sądzicie zapewne, że zdolność płynnego pisania to minimum, którego można by wymagać od każdego autora ogłaszającego swe prace drukiem. W rzeczywistości jednak tak nie jest. Jeśli mi nie wierzycie, wpadnijcie do najbliższej księgarni (...). Obiecuję, że natkniecie się na taki gąszcz źle użytych imiesłowów, pomylonych przymiotników, a nawet wypadków braku zgody pomiędzy podmiotem i orzeczeniem, że można od tego posiwieć.
Korotajew jest autorem wielokrotnie powtarzanej przez innych, zapadającej w pamięć i wyjątkowo obrazowej metafory, która absolutnie nie nadaje się do druku. Jej sens sprowadza się do tego, że człowiek będący zbyt blisko władzy i klęczący przed nią na kolanach nie zauważa, że żyje w kraju bezprawia, ponieważ jest bez reszty pochłonięty czynnością, przy której większość zamyka oczy. A nawet gdyby je otworzył i dostrzegł co nieco, nic na ten temat nie powie, ponieważ usta ma zajęte zupełnie czymś innym
Ci, którym się nie poszczęściło, lądowali na bruku - jak w każdym mieście - mając za poduszkę desperację i bezradność za koc (...)".
Popołudniowy upał nie przeszkadzał turystom i mieszkańcom. Pomarańczowe promienie słońca ślizgały się po dachówkach, błyszczały, odbijając się od bruku.
W labiryncie życiowych dróg każdy odnajduje swoją autostradę, szosę, gościniec, aleję czy brukiem usłany szlak.
,,Nie chcę pracy po nocach, nieograniczonej dostępności, wykonywania czegoś za kogoś, kto zbiera owoce. Nie ma tego, bo ja tak decyduję".
Nie wierzcie fałszywym prorokom, którzy każą wznosić mury i zamykać bramy przed potrzebującymi, którzy mówią, że obcy, uciekając od wojny, przynoszą tylko przestępczość i roznoszą zarazki. Ci fałszywi prorocy, którzy zamykają bramy przed potrzebującymi i odwracają się od chorych i rannych, nie wyznają nauki Chrystusa, choć modlą się na pokaz i niemal nie wstają z klęczek. Oni są jak ten kapłan i lewita, którzy bezustannie przebywają w świątyni, a odwracają wzrok od człowieka w potrzebie.
Samotność to jedna sprawa, którą przeżywa ksiądz, a prócz tego tym, co go boleśnie dotyka, jest bezdomność. Ksiądz nie ma domu. W diecezji panuje zasada, że z pierwszej parafii młody ksiądz odchodzi po dwóch latach. Podobnie z drugiej. Ponieważ ksiądz nie powinien się przywiązywać do żadnego miejsca. Mówi się, że pies przywiązuje się do człowieka, a kot — do miejsca, ale ksiądz jest poniżej ich obu. Może gdy już zostaje proboszczem, zadomawia się w jakimś miejscu na dłużej, na kilka lat. Ale gdy już zrobi swoje: wyremontuje stary czy wybuduje nowy kościół, zaprowadzi wśród parafian dyscyplinę oddawania cesarzowi, co cesarskie, a Kościołowi, co boskie, zostaje zesłany na nową placówkę. A wyrwanie człowieka ze środowiska, w którym już zdążył zapuścić korzenie, odłączenie od ludzi, których polubił, może boleć. Ksiądz jednak w czasie seminarium zostaje uformowany tak, by nie odczuwać bólu. Ani pragnienia, ani tęsknoty. Nie powinien też mieć żadnych marzeń; i najlepiej by było, żeby zrezygnował z osobistych zainteresowań. To właśnie ma na celu bezustanna formacja.
Jeśli chodzi o pranie, to mam jeszcze jedno wspomnienie. Myślę o siostrach zakonnych, które przyjeżdżały do nas po brudne rzeczy przełożonych i prały je w swojej pralni. Patrzyłem na nie przez okno, jak co sobota taszczą do furgonetki wielkie toboły z prześcieradeł. Było mi ich zwyczajnie żal. My też nie mieliśmy słodkiego życia, ale po sześciu latach zostawaliśmy księżmi i właściwie do końca życia żyliśmy jak pączek w maśle, mając zapewniony wikt, opierunek, sprzątanie i masę wolnego czasu. Wystarczyło raz albo dwa razy w niedzielę odprawić mszę, wygłosić kazanie, odbębnić swoje w konfesjonale, odsiedzieć raz w tygodniu pół godzinki w kancelarii parafialnej… i luzik. Może do tego parę godzin lekcji religii w szkole, ale za państwową kasę, którą ksiądz dostawał na swoje prywatne konto. A one? Przez całe życie żyły w klasztorze w rygorze większym od naszego. Dużo się modliły i ciężko pracowały. Idzie do zakonu taka dziewczyna, która mogłaby przeżyć ciekawe i szczęśliwe życie, zaślubia Chrystusa, a zostaje służącą, niemalże niewolnicą, która pierze gacie księdzu, gotuje mu i sprząta po nim. I w katolicyzmie jest jawnie człowiekiem niższego rzędu, bo przecież nie ma prawa zostać osobą duchowną. Prawie jak w islamie. Prawie. Pod względem religijnym różnica jest nieduża.
Nastąpiła wymiana ciosów i po chwili kilkunastu chuliganów i ponad dwudziestu manifestantów biło się ze sobą. Widok był to straszny - wrzaski, przekleństw i kolejni upadający na bruk po obu stronach.
Przyjazny siedział ze skrzyżowanymi nogami i toczył kości po bruku. Podniósł wzrok na Monzę; z jego twarzy jak zwykle nie dało się niczego wyczytać.
- Pięć i cztery.
- To dobrze?
Wzruszył ramionami.
- To dziewięć.
"POZA NAWIASEM" Bezrodzinni, bezdomni, wyobcowani, szlifujący bruk kolanami, wyciągający ręce trafiające w próżnię, w zimny mur sytości, powaleni, deptani, stoczeni, skażeni nędzą, beznadziejnie żywi.
Przez miasteczko przetoczyło się trzęsienie ziemi. Tak przynajmniej pomyślała Kucińska, gdy na rynek wjechała ciężarówka. Z warkotem silnika szarpiącym nerwy terkotała po bruku, aż zatrzymała się przed kamienicą, w której znajdowała się apteka, o tej porze jeszcze zamknięta.
Czarniecki nie byłby zachwycony, że na pamiątkę dostał taką mało ważną uliczkę, której asfalt skrywa bruk, istotną tylko dla skracających sobie drogę do Centrum, gdy na Wisłostradzie są korki. I przy której mieszka dziwaczna, coraz bardziej niekompletna rodzina.
To niesamowite, jak często ludzie uśmiechają się, tocząc w środku walkę, o której praktycznie nikt nie wie.
(...) z prawdziwą miłością jest jak z totolotkiem: tylko nielicznym uda się trafić w szóstkę, ale ta wiara w prawdziwą miłość jest piękna i nie chcę jej tracić.
Czas skończyć z walką o bycie idealną dla kogoś, kto nie przeskoczy dla ciebie kałuży. Czas powalczyć o siebie.
Bo w życiu chodzi właśnie o obecność drugiego człowieka, tego, przy którym stajemy się lepszymi ludźmi. O tę obecność zawsze / pomimo / i mimo wszystko.
dziewictwo i obrus są na 1 raz
Życie toczy się dalej, ale często nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele zależy od nas samych.
Człowiek nigdy nie będzie gotowy na niektóre pożegnania i rozstania.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl