Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz dzban", znaleziono 15

Powiedziałabym, że niezły z pana dzban, gdyby nie to, że one czasem się do czegoś przydają.
Lepszy jest dzban będący jedynie pustą skorupą niż ten, który ma najpiękniejszy malunek, lecz popękał, a ze środka wycieka wino w kolorze krwi.
Wisi duży dzban na płocie.
Po co? Żeby z wody ociekł.
Za nim żółty i czerwony
Dnem do góry odwrócony.
Ile dzbanków wisi, Włodku,
Na drewnianym starym płotku?
No i co pan najlepszego zrobił? Natalia Nadworska pana szuka, podobno dzieciaka z panem będzie miała. I ni stąd, ni zowąd człowiek przestał się dobrze zapowiadać — zakończyła z wyraźnym zawodem.
Dziennikarz zachłysnął się nagle i rozkaszlał tak bardzo, że konieczna była interwencja Sierżanta.
— Nie... ta... dziurka — wycharczał w końcu, łzawiąc obficie.
— Najwyraźniej jednak ta — Póty dzban wodę nosi, póki mu się ucho nie urwie. Dobrze pani Szymczakowa powiedziała: doigrał się pan.
- (...) Pamiętam mojego najmłodszego brata. Krzyczał cięgiem, nieraz cały dzień i pół nocy, aż kiedyś ojciec nasz w desperacji, nie mogąc już tego znieść, wyrwał go matce i wyrzucił przez okno. - Zaśmiał się cicho na to wspomnienie. - Krzywdy wydrzyjmordzie nie uczynił, bo okno w naszej chałupie jest nad ziemią, a pod nim gęste łopiany rosną. Tyla z tego było, że matka ojcu gliniany dzban z miejsca na łbie rozbiła w złości, a gówniarz jak wrzeszczał, tak wrzeszczał - i za oknem, i jakem go przyniósł z powrotem.
Następny stracony dzień. Nie działo się nic. Słońce, cykady, strażnicy leniwie łażący między namiotami. Jeno robotnicy dobrani spośród najsilniejszych, a przy tym najmniej sprytnych, kopali z mozołem wał okalający obozowisko. - Eee! Makary. Byczek niechętnie rozwarł powieki. Leżał na wyrze i chyba przymierzał się do popołudniowej drzemki. - A, to ty. Wyszczekany ziomek. Czego tu? - Tyś z Cezarei. - No i co z tego? - Z gęby buchnął mu ten sam smród. Baranina z czosnkiem i przetrawione wino. Skąd, u diabła, ta świnia ma wino? - pomyślał Kalikst. - Chyba, że ma flaki przesiąknięte nim jak stary dzban. A miast krwi barani tłuszcz rozcieńczony białym z Rodos. - Znam tam paru złodziei - rzekł. - Paru mocnych rębajłów. - Taaa.? No coś takiego. - burknął bez zainteresowania osiłek i z zapałem zabrał się za dłubanie patykiem w zębach. - U nas w Konstantynopolu bywał taki jeden. Manuel Chazar. Gadał o tobie.
Podpuszczali się nawzajem, kto wychyli się dalej, żeby spojrzeć w przepaść. Pełni bzdur i przechwałek. Straszni, ale nie przestraszeni.
Z pewnością znajdą się tacy, którzy będą twierdzić, że naopowiadałem bzdur. Całe szczęście, opowiadać bzdury jest przywilejem pisarza.
Dziewięćdziesiąt dziewięć zastraszeń w biznesie to czcze gadanie, okraszone zaskakująca formą. Zazwyczaj chodzi o konkurenta zza płotu.
Nigdy się nie modlę. Nie wierzę w dziadka z długa brodą, który kazał spisać ten stek bzdur zwany Biblią. Człowiek popracuje w policji kilka lat i przestaje wierzyć w Boga. Jakiegokolwiek.
Ten człowiek niewątpliwie jest szalony — zaopiniował lord Caterham. — Nikt o zdrowych zmysłach nie wypisywałby takich bzdur. Biedny człowiek, biedny człowiek. Cóż za tupet! Jaka bezczelność! Nic dziwnego, że wzięli go do rządu…
Erika przeczytała mnóstwo książek o macierzyństwie i wychowaniu dzieci, ale żadna nie przygotowała ją na to, co przechodziła. Miała wrażenie, że wszystko, co na ten temat napisano, było elementem wielkiego spisku (...). Propagandówka, a mówiąc wprost, stek bzdur.
(...) nie rozmawialiśmy. Wyobrażałem sobie, że nasze milczenie może przypominać to, jakie nastaje wśród żołnierzy, których czeka krwawe zadanie. Nie na miejsca na czcze pogaduszki. Istnieje wyłącznie pełne skupienie na nadchodzących godzinach oraz psychiczne przygotowywanie się do straszliwego czynu.
Ludzie nie chcą słyszeć, że ich obawy rzeczywiście oparte są na realnych podstawach. Nawet ci inteligentni i wykształceni znajdują pocieszenie, gdy pomyślą, że ich nocne doświadczenia to jedynie stek niewinnych bzdur. Jezu, chodzi o to, że gdyby połowa koszmarów, które śnią się ludziom, była prawdziwa, to wszyscy od razu by zwariowali.
Nie mógł oglądać tych bzdur. Farmazonów o seryjnych mordercach o IQ wyższym od średniej wyciągniętej z profesorów Sorbony i Oxfordu, którzy prowadzą z policja subtelne gry językowe, między jedną a drugą zbrodnią podczytują Szekspira, układają ciała ofiar w ikebany i mandale, a zabijają w rytm faz Księżyca. Niebywałe, że ludzie wierzą w takie bajki. Z własnego doświadczenia wiedział, że mordercy to zwykłe debile albo luzerzy. Albo jedno i drugie.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl