Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lub dango i", znaleziono 16

Do tego tanga trzeba dwojga, czereśnie zawsze muszą być dwie i takie tam...
Mówi się, że do tanga trze­ba dwoj­ga, ale do zdra­dy też przy­da­dzą się dwie osoby.
Mhm. - mruknął, wsuwając twarz w moje włosy. Zaciągnął się moim zapachem. Gdy się odsunął, uśmiechał się uroczo, a ja poczułam ukłucie w sercu - Ładnie pachniesz.
- Mango. - Mam szampon o zapachu mango.
- Wiem
Tanga są jak małe stworzenia, których długość życia wynosi trzy minuty. Każde z nich ma własną duszę.
Do tanga trzeba dwojga, a u was od jakiegoś czasu każdy tańczył innym stylem, w innym rytmie.
Łączy nas obsesja na punkcie unoszenia się na falach, głęboki szacunek wobec oceanu oraz złamane serce.
Pustki nie da się zapełnić, ale rozpacz nie ma rozpoznawalnych wzorców. Przypływa i odpływa.
Wystarczy, że mogę się skupić na pracy i tchnąć w nią całego siebie. To nic, że nie docenią mnie ci, którzy i tak mają klapki na oczach. Wystarczy, żeby wykopali dół przed przydrożną kapliczką, w której stanie wyrzeźbiony przeze mnie Budda i tam mnie zakopali.
Pojedyncze rzeczy bez większego znaczenia zebrane razem tworzyły spójną całość, ale rozebrane na części na powrót stawały się bezsensownymi przedmiotami.
Jeśli coś kochamy, musimy to przekląć, zabić albo z tym walczyć.
Kląć nie wypada, iść w tango z przystojnym blondynem tylko dla przyjemności nie wypada, bo zaraz się z takiej dziewczyny zrobi latawicę, upomnieć się głośno o swoje nie wypada, to co, do ciężkiej cholery wypada? Żyć pod dyktando innych?
Niestety, jak to zwykle w małżeństwie, nie zawsze do tanga mamy dwojga i zaraz po kolacji włączyła komputer, żeby potwierdzić zamówienia, a zanim zauważył, już zniknęła w sypialni. Wtedy otworzył piwo i rozmyślał o różnych sprawach z przeszłości i teraźniejszości, jak miał ostatnio w zwyczaju.
Ostatni raz czułem się tak dobrze jakieś pięć lat temu. Tuz przed. Wtedy jeszcze zdarzało się pić bimber na działce i szampana w towarzystwie dziwek - ładnych, ale dziwek - ciągnąć wąsa na Kanarach, iść w tango na kilka dni albo kilka tygodni, nikomu to w końcu nie przeszkadzało. Nawet jeśli koleżanki były dwie. Albo trzy.
To nie jest książka o tym, że dostajecie od życia cytryny i robicie z nich lemoniadę. Bliżej jej do historii mojego kolegi, którego rzadka i nieuleczalna choroba stopniowo pozbawiała władzy nad ciałem, w tym strunami głosowymi. Gdy się poznaliśmy, mógł już tylko szeptać. „Powiedziałem rodzicom, że żądam adwokata – napisał kiedyś. Zrozumieli »awokado« i przynieśli mi mango”.
Po minucie szałowa Japoneczka w marynarskim mundurku multikulturowo ciągnęła na ekranie druta golonemu na pałę Murzynowi – nazywało się to, naturalnie „przypadek na lekcji”. W spolityzowanym rosinternecie taki klip obowiązkowo nazwaliby „lekcją tolerancji”. Murzyn wyglądał przerażająco, zmasywnym złotym łańcuchem na piersi. Pełnometrażowy film „Django” nakręcono, a tego jeszcze nie. Na pewno nie napotkano właściwego reżysera, takiego Tarantino. Japoneczka, natomiast, piękna. Bardzo, po prostu. Takiej w Moskwie nie znajdziesz. Tu można się zakręcić jak ten sam Django – zatelefonować do tandetnej Murzynichy, co bierze cztery tysiaki rubelków na godzinę. Ale strach! Sąsiedzi zaraz czujnie wyfilują, potem matce doniosą. Tacy są. Jechać do Murzynichy. Brud, ziąb i nieromantycznie.
Wypijam ostrożnie łyk i przez ułamek sekundy mam w ustach supernową niepasujących do siebie smaków. W nosie przypalona kawa zbożowa, kwas chlebowy i guinness, w ustach syrop na kaszel, bita śmietana, terpentyna, szare mydło i zgniłe mango. Przełykam i postanawiam dolać wody. Odbija mi się jakby bananem ze śledziami. Biorąc pod uwagę to, co piłem tu dotychczas, zupełnie niezłe.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl