“Wszystko jest możliwe. Niemożliwe wymaga po prostu więcej czasu.”
“człowiek może się posunąć o wiele dalej, by uniknąć tego, czego się boi, niżby zyskać to, czego pragnie.”
“Gdy mianownik jest równy zeru, ułamek staje się nieskończony. Komputery nie cierpią nieskończoności, dlatego wypisują wówczas same dziewiątki.”
“Gdy się zatrudnia najlepszych, niekiedy pojawia się problem. mogą okazać się zbyt dobrzy.”
“Gdy wielu pracuje razem, każde zadanie staje się łatwiejsze.”
“Hakerzy, jak hieny, stanowią jedną wielką rodzinę i zawsze chętnie rozpowszechniają wiadomość o nowej ofierze.”
“Jeśli używasz siły, masz do czynienia z przeciwnikiem. Jeśli przekonasz go, by myślał tak jak ty, będzie twoim sprzymierzeńcem.”
“Odwaga bez umiejętności to samobójstwo.”
“Strach obezwładnia szybciej niż jakikolwiek oręż wojenny.”
“Nic nie wzbudza takiego zainteresowania, jak cudza tragedia.”
“Jesteśmy tak brudni , że zdumiewa mnie , że wszy nadal chcą zwać nas swym domem .”
“Mów mniej, zyskaj więcej. ”
“-Kiedy następna konferencja prasowa? zawołała Mona Daa reporterka kryminalna z VG. (...)
-Kiedy pojawi się coś nowego.
"Kiedy", zwróciła uwagę Katrine. Nie "jeśli". Takie drobne, ale ważne, starannie dobrane słowa sygnalizowały, że ci, którzy pozostają w służbie państwa prawa, pracują niestrudzenie, że młyn sprawiedliwości cały czas miele, a złapanie winnego jest jedynie kwestią czasu.”
“Deszcz bębnił monotonnie o kryte łupkiem, mansardowe dachy, spływał z gzymsów zniszczonych domów beznadziejnie smutnymi łzami, bulgocąc ściekał z rynien, wciskał się pomiędzy lśniące kamienie bruku, tworząc tu i ówdzie kałuże, niby małe lusterka o karbowanych brzegach. Deszcz na Montmartre jest pełen swoistego smutku, bardziej przejmującego niż w jakiejkolwiek innej dzielnicy Paryża. To płynna rozpacz, nędza przemieniona w wodę.”
“Chmury za chmurami, wschodzące nad widnokręgiem, patrzące płowymi brzegami na Sowiróg i na ziemię. Ani gradu, ani grzmotu, ani deszczu, tylko milcząca ściana obrzeżona słońcem. Zboże rosło, jagody dojrzewały, ale w niedzielę ludzie z Sowirogu w zamyśleniu przesypywali kłosy w ręku i spoglądali z piaszczystych pagórków na szare dachy, nad którymi unosił się dym z kominów. Już raz tak było, pamiętali dobrze. Czyżby znowu, i ile razy jeszcze? Dlaczego Bóg oddał los w ręce ludzi, w ręce niewielu ludzi? Dlaczego nie w ręce pastora lub lekarza, którzy wiedzą, co to śmierć, a jeszcze więcej, co to życie? Dzwony obwieszczały wieczór, a oni zdejmowali czapki i słuchali, aż przebrzmiał ostatni ton. Na wschodzie niebo pociemniało nad lasami, tam znowu ogień się rozpali. Wiedzieli już o tym.”