Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "ludzie mamy zmiany", znaleziono 17

Branding zaczyna się od zmiany sposobu myślenia i odczuwania ludzi. Jego zadaniem jest tworzenie lub zmienianie znaczeń. To bardzo subtelne zadanie.
To chyba największa siła ludzi, pomyślał. Umiejętność ignorowania prawdy, jeśli jest dla nas niewygodna. Odrzucania wszystkiego, co może zburzyć nasz spokój albo zmusić nas do zmiany poglądów.
Wszystko się zmieniało. Świat. Pory roku. Czas. Ludzie. Nic nie pozostawało takie samo i nikt nie pozostawał taki sam. Zaakceptowanie kolejnej zmiany powinno być łatwe. W końcu i ja się zmieniałam.
[...] ludzie byli skłonni do zmiany wcześniejszych przekonań, jeżeli zobaczyli coś, czego nie rozumieli. "Widziałem" zmieniało się w "wydawało mi się, że widziałem", potem w "nie mogłem tego widzieć" i w końcu w "nie widziałem". Wzrok bywał kapryśny, a umysł - słaby i podatny na sugestię.
Istotą naszego życia jest chaos - mówi kolejnego dnia Ann. - Jeśli chcesz się dopasować, uzbrój się w cierpliwość i traktuj ciągłe zmiany jako próbę życia po grenlandzku. Tutaj nikt nigdy nie przywiązywał się do miejsca, ludzie zawsze byli gotowi do drogi.
Ludzie zawsze robią wszystko w swoim własnym interesie. Wyłącznie. To jedyna motywacja ich działania. Postępują „słusznie” tylko wtedy, gdy jest to dla nich korzystne. Jeśli zależy wam żeby ktoś zmienił zdanie (...) jedynym sposobem by skłonić kogoś do zmiany stanowiska, jest wmówić mu, że to będzie dla niego korzystne.
Ludzie nie godzą się z rzeczywistością, próbują walczyć z uczuciami, które wywołują realne okoliczności. Tworzą wyimaginowane światy na podstawie swoich wyobrażeń, tego, co powinno być i co mogłoby być. Autentyczne zmiany można wprowadzić dopiero wtedy, kiedy się uzmysłowi sobie i zaakceptuje rzeczywistość. Dopiero wtedy możliwe jest jakiekolwiek realne działanie.
Człowiek czynami swymi przedłuża własne istnienie, bo jeśli wspomni czasem o tych wiekach, kiedy jego już nie będzie, to wyobraża sobie, że jednak pozostanie wówczas jeszcze jakiś ślad jego pracy, i tak we własnych myślach staje się sam obecnym tej przyszłości, na którą już nie będzie patrzył żywymi oczyma. Ale do tego potrzeba mu wiedzieć, że będą po nim istnieli ludzie, którzy jeśli już nie wspomną jego imienia, to przynajmniej, nie wiedząc o tym, będą z jego pracy korzystać. To jest nieodzowny warunek życia jego czynów. Bo dzieła ludzkie są jak ludzie sami: żyją lub umierają. Dzieło, które żadnej zmiany w niczyjej świadomości nie powoduje, jest martwe.
Świat się zmienia, a my stanowimy część tej zmiany. Nie jesteśmy sami. Anioły nas chronią i wskazują nam drogę. Mimo całej niesprawiedliwości, mimo nieszczęść, które stają się naszym udziałem, chociaż na nie nie zasłużyliśmy, mimo to, że nie czujemy się na siłach, żeby zmienić świat i ludzi, wbrew argumentom wszystkich Wielkich Inkwizytorów - wierzymy, że Miłość jest potężniejsza nad wszystko inne i pomoże nam rozwijać się duchowo. Dopiero wtedy będziemy w stanie pojąć gwiazdy, anioły i cuda.
Zbliżam się do pięćdziesiątki i zdaję sobie sprawę, że nie będę żyć wiecznie. Znam kogoś kto dużo może, jego Korporacja wykonuje i nadzoruje największe inwestycje w kraju. Spełnia marzenia ludzi o piękniejszym kraju. Buduje też takie parki wodne jak twój projekt. Przyznaje dotacje unijne i z nich korzysta. Jest bajecznie bogaty. – To może załatwi nam pracę? – Karolina wpadła na pomysł prostego rozwiązania swoich problemów. – Czy mogę pokazać mu twój projekt? Chciałabym, żeby się nim zainteresował jako inwestor. – Mamo, to tylko praca dyplomowa, wstępne studium zagospodarowania terenu. – Zgoda, tacy ludzie zamawiają wstępne projekty budowlane nowych budynków, różne adaptacje obiektów celem zmiany sposobu użytkowania z taniej ziemi rolniczej na działki budowlane. To bardzo opłacalny interes. – Honorata była gotowa próbować wniknąć w rolę kobiety biznesu, od zera do bohatera. Tak przedstawiały kariery kobiet najlepsze krajowe telewizje i gazety na europejskim poziomie."
3:1 dla „Solidarności”
W wyborach 1989 roku nie tylko władzę zdumiała niska frekwencja
Po Okrągłym Stole, przed wyborami parlamentarnymi w 1989 r., wydawało się, że rządząca koalicja – PZPR, ZSL, SD – może być pewna swego. Kompromis zawarty z opozycyjną „Solidarnością” akceptował realia ustrojowe i zakładał, że obie strony są skazane na siebie, wbrew wszelkim istniejącym różnicom, gdyż żadna nie jest w stanie samodzielnie osiągnąć założonych celów. Kontrakt przewidywał wybory niekonfrontacyjne – wprowadzono jednorazowe gwarancje zachowania przewagi rządzącemu obozowi (65% składu Sejmu) – lecz konkurencyjne (na 35% miejsc w Sejmie i wszystkie mandaty w Senacie). Bez wątpienia opozycja wybory wygrała. Ale dlaczego aż tylu się wstrzymało, nie wzięło udziału w głosowaniu? Publicznie roztrząsano, co oznacza ten rezultat. Czy rzeczywiście partia przegrała? Potem doszły jeszcze pytania o przyczyny licznych skreśleń wszystkich kandydatów, i koalicji, i opozycji. W partii przede wszystkim pytano: czyja to wina? W analizach przyczyn takiego zachowania elektoratu przytaczano różne argumenty, m.in. taktykę „drużyny Wałęsy”, agresywność kampanii wyborczej „Solidarności”, złamanie umowy o unikaniu konfrontacji, brak własnej ofensywności, rozbicie głosów z powodu dużej liczby kandydatów, słabość kampanii propagandowej, kryzys gospodarczy, a nawet rzekomo mylące wyniki sondaży (o czym dalej). Stosunkowo rzadko pojawiały się wypowiedzi wskazujące na związek między niepowodzeniami w reformowaniu systemu politycznego a porażką koalicji oraz na efekt rozliczenia z przeszłością, dążenia do zmian. Polacy nabrali przekonania, że PZPR, kolejne ekipy rządzące, mimo swoich wysiłków reformatorskich, nie są w stanie sprostać wyzwaniom nowych czasów. Dała o sobie znać wszechobecna potrzeba powiedzenia nie. Wolę zmian wyrażano już powszechnie. W wyborach miano przesądzić, kto owe zmiany przeprowadzi, jaka siła polityczna, jacy ludzie. Po pewnym czasie pogodzono się z faktem, że były to wybory rozliczeniowo-plebiscytowe, głosowano za zerwaniem ze starym porządkiem, za zmianą, czyli „przeciw”; w proteście organizowanym od nowa przez „Solidarność”. Głosowano za odsunięciem dotychczasowej nomenklatury od rządzenia, a nie za wyborem jakiegoś konkretnego programu, bo takiego Komitet Obywatelski nie miał. (Przecież późniejszy program Balcerowicza nie zyskałby poparcia). Również nie wybierano rozmyślnie konkretnych ludzi z opozycji, bo ich nie znano; chciano żeby było inaczej niż dotąd, chociaż nie za bardzo wiedziano jak inaczej. Opozycyjne obiecanki cacanki (chcemy… będziemy… popieramy… domagamy się…), same dobre rzeczy (wolność, reformy, suwerenność) brzmiały pociągająco, ale co znaczą naprawdę, miano się przekonać, jak zawsze, dopiero w praktyce. W owym czasie wydarzenia przyspieszyły, działo się tak wiele i szybko, że nie dostrzeżono istotnej zmiany, jaka zaszła w opinii społecznej. Władze od lat tkwiły w przekonaniu, że najważniejsze po stanie wojennym to odzyskać zaufanie społeczne i na tym skupiały główny wysiłek. Cieszono się z rosnącego poparcia, że coraz mniej jest kwestionujących dobre intencje władzy, czołowych polityków i instytucji. Pod koniec rządów Zbigniewa Messnera, w 1987 r., okazało się, że nie wystarczy już cieszyć się zaufaniem, a nawet sympatią. Rządy z lat 80. darzono mniejszym lub większym zaufaniem, miały wiele zalet, dobrych intencji – tego im nie odmawiano, a w każdym razie nie kwestionowano w takim stopniu jak zdolności do wprowadzenia oczekiwanych zmian. („Chcą może i dobrze, ale nie są w stanie, nie dają nadziei, nie ma gwarancji, że błędów nie powtórzą i skończy się jak zawsze”). Zarzucano władzom oportunizm, brak zdecydowania, nieskuteczność działania, brak wymiernych rezultatów. Nawet doceniano szczytne zamiary i pracowicie sporządzane dokumenty, ale krytykowano ich zbyt ostrożną, aż ślamazarną realizację. Od 1986 r. koalicja rządząca stale traciła na wiarygodności, a w konsekwencji zaczęło maleć jej poparcie społeczne. Wypominano jej niespełnione obietnice, nasilił się sceptycyzm, oczekiwania społeczne przeniosły się ze sfery zamierzeń do sfery gwarancji. Polityczne poparcie dotychczasowych reformatorów na zasadzie zaufania już nie wystarczało, a wiarygodność z trudem pozyskiwaną już utracono. Ludzie chcieli gwarancji, mogli poprzeć tylko polityków wiarygodnych. Tej istotnej zmiany nie udało się w porę rozszyfrować i uwzględnić w praktyce politycznej. W rezultacie tzw. operacji cenowo-dochodowej władza po raz kolejny zawiodła, doprowadziła do spiętrzenia trudności rynkowych i krachu gospodarczego. Reforma gospodarcza nie dawała już nadziei. Także rząd Mieczysława Rakowskiego i sam premier, chociaż zyskał bardzo wysokie notowania i przyspieszył zmiany, nie przełamał tego symptomatycznego zwrotu opinii społecznej, nie było już na to czasu. Poparcie dla drużyny Lecha podwajało się co dwa tygodnie, w każdym kolejnym sondażu. Jednak spora część elektoratu do końca bała się „Solidarności” i nie dała jej wiary. Jednym odmówiono poparcia z uwagi na przeszłość, drugim – w obawie o przyszłość. Posłanka Anna Urbanowicz, charakteryzując swoje 42 spotkania z wyborcami (woj. skierniewickie), m.in. zauważyła: „Niewiara, że można coś zmienić. Obawa, że my będziemy po wyborze tacy sami jak dotychczasowi posłowie, ponieważ znajdziemy się w kręgach władzy” („Znak”, lipiec 1989 r.). Kierownictwo „Solidarności” trafnie odczytywało nastroje, wiem, że uważnie analizowano komunikaty CBOS i odpowiednio uwzględniano w swojej kampanii wyborczej. Społeczeństwo postanowiło dać szansę tym, którzy jej dotąd nie mieli, wyborcy głosowali na nadzieję. Bardzo skutecznie namawiała do tego „Solidarność”: „Wybierz nadzieję”, głosiło jedno z haseł wyborczych na ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Odrębnym tematem w rozpatrywaniu powodów porażki, sprawą zdumiewającą była stosunkowo mała frekwencja wyborcza jak na tak emocjonującą batalię o tak wysoką stawkę. Fakt ten wszystkie ugrupowania starały się wykorzystać przede wszystkim na własną korzyść. W powyborczych partyjnych ocenach, w oficjalnych dokumentach, na specjalnie temu poświęconym plenum KC PZPR zgodzono się, że w tych okolicznościach nie sposób było wygrać z „Solidarnością”. Skumulowanie negatywnych zjawisk gospodarczych – załamanie sytuacji rynkowej, inflacja, uciążliwości dnia codziennego i – po raz pierwszy w PRL – strajki chłopskie, w środowisku, które tradycyjnie dawało najwięcej głosów rządzącej koalicji. Ale dlaczego zawiodły kompromisowo przyjęte gwarancje zabezpieczające przed tak sromotną porażką? Czy odpowiedzialni za polityczne przygotowanie i organizację kampanii zapomnieli o optymistycznych zapewnieniach i nie tak dawno demonstrowanym poczuciu pewności siebie? Po pierwsze, optymizm co do szans kandydatów koalicji okazał się nieuzasadniony. Wydawało się, że osobom z nazwiskami, szanowanym za dorobek naukowy, zawodowy, cieszącym się powszechnym uznaniem łatwiej będzie przekonać do siebie wyborców niż mało znanym pretendentom spod znaku „Solidarności”. Zlekceważono możliwość wyborów plebiscytowych, głosowania na drużynę Wałęsy, w proteście przeciw dotychczasowym niepowodzeniom: nowe kontra stare (czyli ugrupowaniom odpowiedzialnym za przeszłość, mniejsza o nazwiska). Optymizm na wyrost wywarł negatywny, żeby nie powiedzieć fatalny wpływ na wiele konkretnych decyzji, a szczególnie na wybór wariantu ordynacji do Senatu (większościowej zamiast proporcjonalnej). Po drugie, skoro zdecydowano się na ordynację większościową, czyli sytuację, w której zwycięzca bierze wszystko, a reszta głosów przepada, nie wolno było dopuścić do rozproszenia kampanii na wielu kandydatów, należało maksymalnie skupić się właśnie na nazwiskach osób o największych szansach (co zrobiono w ostatnim tygodniu, niestety już za późno; w niektórych okręgach do końca nie udało się osiągnąć jednomyślności co do osób, które mają być popularyzowane). Po trzecie, nazwiska osób umieszczonych na liście krajowej świadczyły o mylnej ocenie sytuacji. Zaszła istotna zmiana w nastrojach społecznych. Nie doceniono zagrożeń, jakie wystawienie tak skonstruowanej listy może powodować, i nie stworzono odpowiednich zabezpieczeń (więcej kandydatów na 35 mandatów, druga tura głosowania). W znacznej części nawet członkowie partii nie utożsamiali się z listą prominentów, bo mieli wątpliwości, nie rozumieli intencji kierownictwa, nie identyfikowali się z jego decyzjami, skreślali wręcz, odreagowując swoją złość. Jak to w rewolucyjnych zawirowaniach bywa, na pożarcie rzucono ekipę reformatorów, wycięto tych, którzy odważyli się demokratyzować system, wprowadzać pluralizm i reformy. Po czwarte, naiwnością okazały się rachuby, że wybory będą konkurencyjne, ale nie konfrontacyjne, a faktycznie stały się terenem ostrej walki politycznej. Opozycję traktowano w białych rękawiczkach, łagodzono spory i kontrowersje. Liczono na współdziałanie, koegzystencję koalicji z opozycją, przestrzeganie kompromisowych ustaleń i zasad kultury politycznej w związku z koniecznością wspólnego działania przez okres trudnych reform ustrojowych. „Uśpiono” partię, zabrakło przebojowości, determinacji. Na szalejącą demokrację w koalicji „Solidarność” odpowiedziała dyscypliną partyjną i bojową mobilizacją. Na pojednawcze gesty partyjnych – plakat z szeryfem idącym do pojedynku pod znakiem „Solidarności” (z filmu W samo południe z Garym Cooperem). Złudnie formułowano przewidywania co do zachowań Kościoła rzymskokatolickiego. Wydawało się, że przyjęcie przez Sejm korzystnych dlań ustaw i przyjazny dialog władz państwowych i kościelnych zapewnia neutralną postawę księży, powściągliwość duchowieństwa, tymczasem parafie niemalże powszechnie włączyły się do akcji wyborczej na rzecz kandydatów opozycji, tworząc im infrastrukturę organizacyjną.
Człowiek nie ma problemu z życiem, ale ze zrozumieniem jego sensu." "Pokochać kochać jest najwyższym stanem radości." "Jeżeli to, co się wybierze, daje spełnienie, to należy się w tym kierunku rozwijać i pielęgnować swój wybór, jeśli nie – trzeba go zmienić." "Sensem mądrości nie jest jej zdobycie, nawet nie sama umiejętność wyciągania lekcji z własnego doświadczenia, czy doświadczeń innych ludzi. Mądrość jest obserwacją i akceptacją tego, co się dzieje, bez żadnej reakcji na to, pomimo pełnej wolnej woli i świadomości, darzenie tego wielką otwartością i dziecięcą niewinnością." "Życie jest świadomym dokonywaniem wolnego wyboru, zamiany jednego życia w drugie, akceptowaniem i darzeniem tego wszystkiego miłością." "Poprzez obserwację małych rzeczy zwiększamy swoją percepcję i wrażliwość na otoczenie. Dzięki wrażliwości i współczuciu, dostrzegamy piękno w brzydocie." "Słowa mówione i pisane wprowadzają ograniczenia. Każde słowo jest pustą formą, która wypełnia się intencją w trakcie rozmowy, a myśl zapisana w trakcie mówienia staje się nieaktualna już po samym jej zapisaniu lub wymówieniu. Dlatego niektórzy używają metafor, żeby w późniejszym czasie przeczytać znowu żywą myśl, która stoi za słowami lub wyostrzyć wyobraźnię w czasie ich wypowiadania." "Pokora nie jest klęczeniem na kolanach i podkładaniem głowy pod topór. Pokora to otwartość i gotowość na to, co się stanie i patrzenie na życie z podniesioną głową. Wydarzy się tylko to, co ma się wydarzyć, a poprzez wybory i pragnienia wydarza się więcej. Poprzez akceptację tego, co przynosi życie, wypełnia się przeznaczenie, które przyjmujemy." "Nawet najczarniejsza noc ustąpi przed promykiem porannego światła." "Tak jak każdy pojedynczy wdech jest istotny dla ciała, tak i każde nastawienie do małej chwili jest istotne dla życia." "Jeżeli chcesz zmienić świat, zmień siebie. Zacznij od zmiany jednej chwili, a świat w magiczny sposób Ci odpowie. Zrób tylko pierwszy krok." "Prawdziwa modlitwa nie istnieje na zewnątrz. Prawdziwa modlitwa jest wewnątrz człowieka, gdy umysł jest w ciszy, a z serca wypływają uczucia. Prawdziwa modlitwa jest rozmową z Bogiem i dziękowaniem Mu za jej spełnienie." "Na życie wpływa miłość, mądrość, wola i świadomość, ale również czynności, które człowiek wykonuje w danej chwili. Na całe życie wpływa nastawienie człowieka do każdej czynności, relacje z innymi ludźmi oraz emocje i uczucia, jakie mu towarzyszą." "Od Ciebie zależy, jak zapiszesz swoją historię w księdze życia. Czy będziesz szedł swoją drogą, będąc autentycznym, czy wolisz naśladować innych. Nadaj swojemu życiu kierunek i cel, rób to, co czujesz i kochasz najbardziej. Niczego nie oczekuj, a sens życia sam Cię znajdzie.
Z punktu widzenia dziecka (lub naiwnego dorosłego) często ohydne rzeczy wyglądają na ładne... Ohydne przedmioty, ohydne kolory, ohydni ludzie... W miarę jak dojrzewamy, perspektywa ulega zmianie.
To prawda. Ale ta Łucja chyba ma sumienie. No i nie jest szalona – Malik zamyślił się – Moim zdaniem zabójstwo to tak straszna zbrodnia, że musi zostawić piętno na człowieku. Jakąś zmianę w jego zachowaniu, wyrazie, jakieś napięcie… Ludzie zdrowi psychicznie nieraz przyznają się do zbrodni, bo nie umieją dalej z tym żyć.
Pakowanie zawsze zapowiada zmianę. Bez względu na to, czy pakujemy się przed przeprowadzką do nowego domu, zamierzamy wyjechać na parę dni zasłużonego urlopu, wyjeżdżamy na kilkuletnie studia, czy też jedziemy do szpitala, pakowanie walizek to etap, który bezsprzecznie wniesie coś nowego. Poznanie nowego miejsca, nowych ludzi, nowych możliwości czy prawdy o sobie samym. Pakowanie to zawsze zapowiedź nowego.
Większość ludzi nie może zacząć wszystkiego od nowa. (...) Bez całkowitego wymazania wspomnień nie ma mowy o nowym początku, co najwyżej o zmianie. Nawet gdyby spaliło się dom, w którym stało się coś złego, ten dom nadal tkwiłby w naszej pamięci. Przez ostatnich kilka dni Reni wiele razy wyobrażała sobie, że jedzie na pustynię i zamalowuje wyrytego w skale ptaka. Dobrałaby farbę tak, że nikt nie dowiedziałby się o jego istnieniu.
Ale ona wiedziałaby, że ten szkic tam jest pod warstwą farby.
Dlaczego dziadek Tomasz obchodzi mnie tak bardzo, skoro wówczas nie obchodził mnie niemal wcale, był po prostu elementem rodzinnego krajobrazu, barwnym i nieco niepokojącym, ale starzy ludzie zawsze nieco niepokoją dziecko, swoją starością wprowadzają w dziecięcy świat tę melancholijną nutę przemijania, dostrzegalną w zmarszczkach, zmianie w poruszaniu, uszach, które nagle rosną ponad miarę. To uszy się starzeją, powiedziała mi kiedyś babcia Helena, my tylko podażamy za nimi, a ja to zapamiętałem.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl