Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "ma inny na pytano nim", znaleziono 17

Nie pytaj Pana Boga jak. Bądź gotowy na to, że jeśli wyjdziesz z domu w kapciach do kiosku Ruchu, to możesz wrócić zupełnie innym człowiekiem.
Liczenie to nie myślenie, tylko proces. Zapamiętywanie to też nie myślenie, tylko gromadzenie informacji. Myślenie to co innego. To rozwiązywanie problemów. Ty i ja myślimy w takim samym tempie. Dlaczego, pytam?
Kiedy poparzyłam sobie rękę, wszyscy pytali mnie, czy boli. Ale zanim to zrobiłam, też bolało, tylko inaczej, w innym miejscu. Wtedy nikt niczego nie widział. Nie dziwi mnie to... Tylko trochę smuci.
Kreacja dobrego życia to: chcieć dobra dla siebie i innych. Wierzyć w dobro w sobie i innych. Robić jak najwięcej dobrych rzeczy dla siebie i innych. Kierować się jak najczęściej ku dobru. Pytać częściej siebie, jakiego dobra sam potrzebuję i takie samo dobro czynić innym. Dążyć, kiedy to tylko możliwe, do porządku w swoim ciele, w swoim otoczeniu i uporządkowania swojego życia. Pamiętaj, że zawsze masz wolność wyboru życia, jakim chcesz żyć.
Pytasz, o czym powinnaś pisać. Boisz się, że cokolwiek napiszesz, okaże się banalne albo będzie po prostu kolejną wersją tego, co już powiedziano. Ale pamiętaj, istnieje w tobie przynajmniej jedna książka, której nie mógłby napisać nikt inny oprócz ciebie. Moja rada - kop głęboko i ją odszukaj.
[...]
-Jak wygląda Aryjczyk?- pytał grupę.
-Blondyn jak Hitler!- który był brunetem.
-Wysoki jak Goebbels! -odpowiadał kto inny, a Goebbels mierzył metr sześćdziesiąt pięć.
-Doskonale wysportowany jak Göring! - ten zaś był odrażającym opasłym wieprzem. Przez ten dowcip wielu ludzi trafiło do więzienia. Naziści nie odznaczali się szczególnym poczuciem humoru. [...]
Teresa Torańska nigdy nie zrobiła wywiadu z Wałęsą.
Pytana o to, odpowiada, że nie nadaje się do wywiadu, bo za często zmienia zdanie, za dużo manipuluje, nie myśli o tekście, jaki powstanie z rozmowy, o jego dramaturgii.
- Nie jest to romans mojego życia. O rozmowie z Wałęsą nie ma mowy, ponieważ jutro powie co innego niż dzisiaj. Nawet po godzinie zmienia zdanie - mówiła.
Bo jesteśmy jak żeglarz na morzu. Jeśli nie znamy celu, dokąd płyniemy i nie weźmiemy odpowiedzialności za stery, nie podejmiemy decyzji za pomocą myśli, to rozbijemy się o skały. Lub dopłyniemy tam, gdzie będziemy nieszczęśliwi. Jeśli nie znamy celu i będziemy pytać innych o drogę, gdzie warto płynąć, to również może się okazać, że nie będziemy tam szczęśliwi. Odpowiedzi o cel podróży trzeba szukać w sobie.
Ach, ten katechizm! Cały w pytaniach niejasnych i w odpowiedziach niezrozumiałych! Cały splątany w jakiś motek oderwanych pojęć, w jakiś kalejdoskop figur i symbolów, gdzie wszystko co innego oznacza, niż to, na co wygląda, gdzie czarne jest białym, a białe okazać się może zielonym, gdzie idziesz myślą po trzęsawisku w obawie, że lada chwila zapadniesz się w jakąś głąb, i gdzie jedynym ratunkiem i jedyną podporą są słowa.
W świecie czeków wystawianych na wysokie kwoty, 18-latek musiał się dostosowywać również w innych obszarach. Jednym z największych wyzwań było samo Los Angeles.
Pytany o to, co się dzieje poza parkietem, odpowiadał: „Oczywiście fanki się za tobą uganiają. Kiedy mieszkasz w Los Angeles, wiadomo że ciągle będziesz zaczepiany przez takie kobiety. Zazwyczaj są starsze, czasami młodsze. Musisz zachowywać się profesjonalnie… Nauczyłem się tego, kiedy dorastałem”.
I teraz patrzę na ciebie, a ty pytasz, czy nadal mnie obchodzisz, jakbym mógł przestać cię kochać. Jakbym mógł zrezygnować z tego, co czyni mnie silniejszym niż kiedykolwiek. Nigdy nie odważyłem się dać z siebie dużo innej osobie, co najwyżej jakieś okruchy Lightwoodom, Isabelle i Alecowi, i to po wielu latach, ale odkąd się poznaliśmy, cały należę do ciebie. I będę należał jeśli mnie zechcesz.
Wypytuję słońce, gdy wzejdzie, o ciebie,
Pytam błyskawicę, gdy błyśnie na niebie.
Tęsknota mnie co noc dzierży w swoich rękach,
Ale się nie skarżę na bó, co mnie nęka.
Najdroższa, wiedz o tym, czekam czas niemały,
Serce me za tobą rwie się na kawały,
Oby oczom moim było dozwolone
Spojrzenie najlepsze ze wszystkich, w twoją stronę!
Nie sądź, że ktoś inny w sercu mym zagości,
Nie ma w sercu miejsca dla drugiej miłości!
Jesteście zwierzęciem, siostracie Dex. Nie jesteście niczym oddzielnym ani innym. Jesteście zwierzęciem. A zwierzęta nie mają celu. Nic nie ma celu. Świat po prostu jest. Jeśli chcecie robić rzeczy, które mają znaczenie dla innych, to świetnie! Doskonale! Ja też tego chcę. Ale gdybym chciało wpełznąć do jaskini i przez resztę moich dni obserwować stalagmity z Czarną Żabą Marmurkową, to też byłoby świetne. Wciąż pytacie, dlaczego wasza praca nie wystarcza, a ja nie wiem, co na to odpowiedzieć, bo wystarczy istnieć w świecie i się nim zachwycać. Nie musicie tego usprawiedliwiać ani sobie na to zasłużyć. Wolno wam po prostu żyć. Większość zwierząt robi właśnie tyle.
- Co to znaczy, że jesteś Nosicielem Losu?
- To znaczy, że muszę pójść, gdzie mi kazano, chociaż nie ma w tym widocznego sensu. Bo Wiedzący uważali, że z tego ma wyniknąć jakieś dobro dla nas wszystkich. To wszystko. Ale nie pytaj, co to naprawdę znaczy. Dla mnie nic. Podobno są linie zdarzeń, które łączą ludzi, rzeczy i miejsca.
- To po prostu los - odparła. - Każdy ma jakiś los. Swoją Drogę Pod Górę. Tylko że wszystko zależy od tego, co wybierzesz w danej chwili życia. Można iść wieloma ścieżkami. Twój los będzie inny zależnie od tego, czy spróbujesz mnie teraz pocałować, skoczysz z tego urwiska, wylejesz sobie sos na głowę, czy spokojnie zjesz kolację. Ale niewiele więcej możesz wybrać. Bowiem nie utoniesz tutaj ani nie odfruniesz. Zatem każdy ma wiele losów. Wiedzący musieli uznać, że istnieje taka wersja twojego losu, która wpłynie na nas wszystkich. Zazwyczaj niesie się Pod Górę własny. Ale ty jesteś inny. Wleczesz widocznie na barkach ścieżkę życia tysięcy Kirenenów, mimo że o tym nie wiesz. Dlatego jesteś Nosicielem Losu.
Na pewno każdy z was stracił w swoim życiu ukochaną osobę, nie pytam o więcej, wiem, jaki to jest ból, rozumiem wasz gniew, żal i wstyd. Ja właśnie to czułam, czułam, że zdradziłam siebie samą i Orlanda. On obdarzył mnie uczuciem, ja to odwzajemniłam, a później go zdradziłam i to wszystko stało się przeze mnie. Moja obecność w tym miejscu wszystko pogarszała, było coraz gorzej, bałam się, że każdy, kogo tutaj pokocham, od razu zostanie mi zabrany, w żadnym życiu nie miałam szczęścia do ludzi i do jakichkolwiek uczuć, nawet tutaj.
Wszystkie moje sny w ostatnim czasie były rozmazane, niepełne i bardzo niewyraźne, dzisiejszy był bardzo podobny, przebłyski z innego świata, dokoła zieleń, mały drewniany domek w lesie, śmiechy moje i kogoś jeszcze.
Wszystko zaczęło się od Webera - który dopuścił się grzechu cudzego. Nie rozmyślnie - słowo "grzech" więc tutaj nie pasuje, winno być zastąpione innym - to, czego się dopuścił, leży po stronie rezultatu, a nie intencji. Weberowi - przypomnijmy - chodziło o poznawczą bezstronność socjologii, powstrzymywanie się od sądów wartościujących. To się udało - jeśli zważyć na pomnik socjologii jako nauki pozytywnej - tylko częściowo, daleko poniżej pokładanych nadziei i oczekiwań, za cenę, która innych wprawiła w przerażenie. Zakrzyknięte głosy sprzeciwu ucieleśniły się w antynaturalizmie, stanowisku, które odcina socjologię od modelu nauk przyrodniczych, każe szukać po stronie humanistyki. Ten kierunek - z czasem cyzelowany metodologicznie, upodabniany do poszukiwania systematycznego, poddanego rygorom - widać najdobitniej u Autora, który tych udoskonaleń nie potrzebuje - Zygmunta Baumana. Bauman obrazuje po swojemu, głosi własne prawdy. Prawda - więzień paradygmatu - jest w wypadku Baumana, co oczywiste, prawdą Baumanowskiego paradygmatu. Kunszt Baumanowskiego pióra - literacka rzutkość, finezja - wprawiają w kompleksy. tych zwłaszcza, którzy pisać nie potrafią. Ostatnich, niestety, w socjologii nie brakuje. Rozmowa z Profesorem Golką - który w środowisku poznańskiego socjologii, jest dla mnie jedną z postaci ważnych - utwierdziły mnie w przekonaniu, że tak pisać trzeba - humanistyczne, ze swadą, nawet za cenę potępienia. Ile w tym potępieniu szczerej ortodoksji - krzyżowania ze szczerych pobudek - ile zawiści i zadrości, nie wiem, boję się oceniać. Bo jest faktem, że wielu socjologów - zwłaszcza scjentystów - pisać nie potrafi - za dużo matematyki, za mało poprawnej stylistycznie wypowiedzi. Spór o Baumana dotyka mnie osobiście. Krytykować postać znaną, pomimo rezerwy i wstrzemięźliwości niektórych - taką, która w odróżnieniu od nich zrobiła światową karierę - trudniej, aniżeli mnie. Ponieważ zarzuca mi się zbyt potoczysty styl, zawiłą składnię, stylistyczne błedy i potknięcia - wszystko to, czym - już jako zaletami - chlubiło się międzywojnie. Pamiętam z lekcji polskiego, że okres międzywojenny to w historii ojczystej - i nie tylko - literatury to czas Parnasu, niebywałego rozkwitu - powstawania gwiazd, legend, klaryfikowania się kunsztu, zjawisk nieprzeciętności. Polszczyzna zaczęła - na nowo - błyszczeć, zaczęła być obrazowa, jaskrawa, literacka. Ówczesna składnia i sposób posługiwana się językiem jest dla mnie paradygmatyczny, tak pisać trzeba! Dla wielu - wśród nich pewnie takich, którzy tamtej lekcji polskiego nie pamiętają, albo zrealizować nie potrafią - tak pisać nie wolno. Pytam się - niestety, bez odpowiedzi - z jakiego powodu nie nawiązywać - pielęgnować, petryfikować, szczycić się - kunsztem? Miast tego - domniemam - należy się posługiwać krzywym, bylejakim językiem - czyżby dlatego, że standardy językowe niektórych były na tak niskim poziomie, że- odrobinę - wyższy jest dla nich niemożliwy? Pytam bez odpowiedzi, niezbyt ostrożnie - pytam autorytety, nie pytam miernot - niech w imieniu socjologii wypowiedzą się w tej sprawie - bo warto, bo trzeba - najznamienitsi. Niech zabiorą głos postaci, które cenię. Niechaj zaczną mówić "jakościowcy" - gdyby zechcieć od tej strony zanalizowac losy socjologii, z nich przeważnie rekrutowali się wielcy - zdanie statystyków mnie nie interesuje - trudno wierzyć słowom tych, którzy - choćby chcieli - pisać pewnie nie mogą, bo nie potrafią.
- Laura, kurwa, trzeci raz cię pytam. - Głos Olgi poderwał mnie do góry, a wizażysta niemal wydłubał mi oko pędzlem.
- Ja pierdolę, nie drzyj się- warkęłam. - Co chcesz?
- Czy ten kok nie jest zbyt wysoki? I zbyt gładki?
- Pocierała włosy, próbując je uklepać.- Chyba nie jest ładny, trzeba zrobić coś innego...- Kręciła się od lustra do lustra. - Generalnie chujowo wyglądam, idę się umyć, musimy zacząć od nowa. Boże, to bez sensu, ja nie chcę wychodzić za mąż. - Chwyciła mnie za ramiona. Była bliska histerii.
- Po co mam tracić wolność? Jest tylu facetów na świecie, później on zrobi mi dziecko...- Z jej ust wydobywał się potok słów, a twarz zrobiła się sino - blada.
Uniosłam dłoń i wymierzyłam jej solidny policzek, a ona zamilkła, gapiąc się na mnie z nienawiścią. Cała obsługa złapała się za głowy i patrzyła, co się dalej stanie.
- Jeszcze raz? - zapytałam spokojnie.
- Nie dziękuje, raz wystarczy - odpowiedziała niemal szeptem, wracając na fotel i łapiąc głęboki oddech. - Dobra obniżymy trochę tę konstrucję i będzie pięknie.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl