Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "maac chce", znaleziono 97

Pani nigdy nie płakała, prawda? A kiedy jest ciężko, kiedy cierpimy, trzeba płakać. Woda tak działa: zmywa wszystko.
Nad me­tro­po­lią roz­pę­ta­ła się istna burza śnież­na, po­ły­ka­ją­ca bez­dusz­nie wszyst­ko, co stało na jej dro­dze. Bu­dyn­ki, dachy, ulice, chod­ni­ki nik­nę­ły w nie­prze­bra­nej chmu­rze bia­łe­go pyłu tak szyb­ko, że rząd pol­ski nie zdą­żył­by nawet w tym cza­sie klep­nąć żad­nej usta­wy.
Śnieżyło. W środku nocy zachmurzony księżyc ledwie się tlił, jakby zaspany. Znużone promienie oświetlały ciężkie od białego puchu dachy domów w Lyck, konary skostniałych drzew i białą taflę jeziora skutego lodem.
(Lyck - obecnie Ełk.).
Mocno pamiętamy o przygotowaniu posiłków, obowiązkach w pracy, godzinach odwiezienia dzieci na korepetycje, do szkoły muzycznej, na basen, na naukę języka, do klubu jeździeckiego, pamiętamy o wymianie oleju, opon, klocków hamulcowych w samochodzie, pielęgnujemy trawniki, kwietniki, naprawiamy ogrodzenia, dachy, ale nie mamy czasu i sił na łagodność, uprzejmość, delikatność...
Deszcz bębnił monotonnie o kryte łupkiem, mansardowe dachy, spływał z gzymsów zniszczonych domów beznadziejnie smutnymi łzami, bulgocąc ściekał z rynien, wciskał się pomiędzy lśniące kamienie bruku, tworząc tu i ówdzie kałuże, niby małe lusterka o karbowanych brzegach. Deszcz na Montmartre jest pełen swoistego smutku, bardziej przejmującego niż w jakiejkolwiek innej dzielnicy Paryża. To płynna rozpacz, nędza przemieniona w wodę.
nic więc dziw​ne​go, że dla nie​któ​rych pi​sa​rzy, łącz​nie z astro​no​micz​nie im​per​ty​nenc​kim Bukowskim, seks jest naj​oczy​wist​szą tra​gi​ko​me​dią. i je​śli o nim pi​szę, to nie dla​te​go, że jest przed​mio​tem mo​jej ob​se​sji, lecz dla​te​go, że jest pew​ne​go ro​dza​ju far​są, gdzie pod​czas antrak​tów moż​na so​bie po​pła​kać w chu​s​tecz​kę. Gio​van​ni Boc​cac​cio pi​sał ta​kie rze​czy o wie​le le​piej niż ja, ale on miał i dy​stans, i styl. ja wciąż je​stem zbyt bli​sko obiek​tu, by wy​ra​żać się przy​zwo​icie, a lu​dzie my​ślą, że je​stem po pro​stu plu​ga​wy. więc je​śli nie czy​ta​li​ście jeszcze Boc​cac​cia, to za​cznij​cie. mo​że​cie zacząć od „De​ka​me​ro​nu”.
Chmury za chmurami, wschodzące nad widnokręgiem, patrzące płowymi brzegami na Sowiróg i na ziemię. Ani gradu, ani grzmotu, ani deszczu, tylko milcząca ściana obrzeżona słońcem. Zboże rosło, jagody dojrzewały, ale w niedzielę ludzie z Sowirogu w zamyśleniu przesypywali kłosy w ręku i spoglądali z piaszczystych pagórków na szare dachy, nad którymi unosił się dym z kominów. Już raz tak było, pamiętali dobrze. Czyżby znowu, i ile razy jeszcze? Dlaczego Bóg oddał los w ręce ludzi, w ręce niewielu ludzi? Dlaczego nie w ręce pastora lub lekarza, którzy wiedzą, co to śmierć, a jeszcze więcej, co to życie? Dzwony obwieszczały wieczór, a oni zdejmowali czapki i słuchali, aż przebrzmiał ostatni ton. Na wschodzie niebo pociemniało nad lasami, tam znowu ogień się rozpali. Wiedzieli już o tym.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl