Wyszukiwarka

Czy chodziło Ci o: papierpaczekpaczkepalmerparter ?
Wyniki wyszukiwania dla frazy "packer", znaleziono 20

Jeśli modlitwę traktować poważnie - jako rozmowę ze Stwórcą - to w trakcie tej rozmowy powinno się nie tylko gadać pacierze, lecz także słuchać.
Wygoliliście całą butelkę w trzy pacierze? (...)
– Ano. Wiesz, jak to jest... Flacha była sama, a stanęli przeciwko niej dwaj faceci, nie dała rady...
Sandworm była świetnie przygotowaną, bez wątpienia jedną z najlepszych na świecie grupą hackerów stworzoną, a w każdym razie współpracującą z rosyjskim wywiadem wojskowym GRU.
(...) który aspekt miejskiego życia został uwieczniony w najstarszych istniejących dokumentach z obliczeniami? Warzenie piwa. To piwu zawdzięczamy pierwsze rachunki w historii ludzkości. I to piwo po dziś dzień pomaga nam popełniać błędy.
Dowództwo sił powietrznych wysłało doborowy zespół mierniczych do czternastu baz lotniczych, aby zdjął miarę z łącznie 4063 osób. Każdego pilota zmierzono w stu trzydziestu dwóch różnych miejscach, włącznie z takimi klasykami jak położenie sutka, długość nosa, obwód głowy, obwód łokcia (zgiętego) czy odległość od pośladka do kolan. Ekipa pomiarowa obmierzyła jedną osobę w zaledwie dwie i pół minuty, co dawało 170 osób dziennie.
Osobliwie nawet pory roku nie są dokładnie zgrane z rokiem astronomicznym.
Szczęśliwie papieżom jednego odmówić nie można: potrafią przekonać mnóstwo osób do zmiany swoich przyzwyczajeń z pozornie całkowicie uznaniowych pobudek.
W Układzie Słonecznym panuje niezły bajzel!
Większość ludzi stawia około dwa kroki na sekundę, co oznacza że raz na sekundę ich tułów porusza się z boku na bok.
Kocham pasjami ludzi kupujących wielgaśny zamek i pozostawiających swobodny dostęp do śrub mocujących. Lub zostawiających dość miejsca na przesunięcie kłódki bez potrzeby jej otwierania.
Z zemstą jest tak, że ludzie czują się do niej uprawnieni. Poczucie krzywdy to zaproszenie do odwetu, ale cykl nigdy się nie kończy.
Jednak przemilczenie prawdy to też kłamstwo. Dotarło do mnie, że moje kłamstwa nawarstwiały się jak karambol na skrzyżowaniu. Jedno na drugim. Musiałam przestać. Tylko że alternatywa – czyli prawda – aż tak do mnie przemawiała.
Jednak przemilczenie prawdy to też kłamstwo. Dotarło do mnie, że moje kłamstwa nawarstwiały się jak karambol na skrzyżowaniu. Jedno na drugim. Musiałam przestać. Tylko że alternatywa – czyli prawda – aż tak do mnie przemawiała.
Jeśli blizny opowiadają jakąś historię, to ja nie mam ich wcale. Żadnych zgrubień, wgłębień czy bruzd. Ani jednej skazy, która przypominałaby o przeżytych krzywdach. Moja skóra, gładka i nienaznaczona, jest kłamcą. Pustym płótnem. Ale któregoś dnia moje grzechy mnie dogonią i kiedy umrę, będę mieć na sobie blizny.
Ból napędza poczucie winy i roznieca ogień za każdym razem, gdy płomienie przygasają.
Bolało mnie to, czym się stałyśmy. Dwoma duchami nawiedzającymi tę samą przestrzeń.
Życie jest nałogiem. I lepiej się nim cieszyć, niż czuć do niego niechęć.
Kłamstwa bolą, ale prawda potrafi zniszczyć.
Łzy, to język żałoby. A żałoba jest językiem miłości.
Sąd Ostateczny Bachor siedział na ławce w kościele Mariackim i wywijał nogami z wrażenia, a zarazem przerażenia. W kaplicy rozlegał się miarowy łomot. Od godziny wpatrywał się w obraz Memlinga „Sąd Ostateczny”. Bał się. Bardzo się bał. Przez tę długą godzinę (jakieś dwa odcinki „M jak Miłość”), podczas której tu siedział, przypomniał sobie wszystkie dokonane złe uczynki. Oczywiście namawianie hackera do włamywania się do skrzynki pocztowej jego taty zaliczane było przez specyficzne sumienie Bachora do kategorii uczynków dobrych. W sumie afera z eliksirem też była pozytywna. Jego wzrok uciekał w prawą stronę, gdzie postacie z okrzykiem spadały w ogień piekielny. Oj, Zuzanna słyszała ten krzyk! Co chwila zamykała oczy i otwierała je ponownie z przerażeniem. Była ciekawa, co ci ludzie takiego narobili, że znaleźli się w tym ogniu. Pewnie też bawili się we wróżkę. I zabierali pieniądze za stawianie kart, i w nie grali. I pewnie też podrabiali podpisy… Jacek doszedł do wniosku, że trzeba koniecznie pokazać córce obraz Memlinga, w momencie, gdy przyłapał ją właśnie na podrabianiu jego podpisu pod uwagą o następującej treści: „Zuzanna Wolicka poiła kolegę świństwem. Kolega zwymiotował na tornister koleżanki”. – Zuza, co ty robisz? – zapytał, zabierając jej dzienniczek. Przeczytał w spokoju uwagę i zmartwiony usiadł obok córki na tapczanie. Rozejrzał się po pokoju dziecka. Przed oczami mignął mu plakat Harry’ego Pottera i zaczął się zastanawiać, czy Zuza do tej książki nie jest jeszcze za mała. Tym bardziej do filmu. Wziął do ręki czapkę czarodzieja i zapytał – o co chodzi z tym świństwem? – Bo wiesz, tata, ja eliksir robiłam. Czarodziejski – wydukała Zuza ze spuszczoną głową. – Miłosny eliksir. I chciałam wypróbować. No i Kacper się nawinął… – podniosła szybko głowę. – Tata, naprawdę to nie jest moja wina, że on się porzygał! – kiwała głową przecząco. – Zrobił to zaraz po tym, jak mu powiedziałam, z czego to zrobiłam… – Z czego? – zapytał Jacek. Nieco bał się odpowiedzi, ale postanowił sobie, że będzie dzielny. – „Włosy kota, woda z kranu, odrobina marcepanu, włos staruszki, cztery zęby, co wypadły komuś z gęby, trochę piasku z piaskownicy i paznokieć od dziewicy” – wyrecytowała Zuza jednym tchem. Jacek walczył mocno z odruchem wymiotnym. – Dziecko, i ty mu dałaś to wypić? – zapytał skrzywiony. – Tak, ale przecedziłam – powiedział niewinnie Bachor. – Było napisane, żeby przecedzić, to przecedziłam, przez skarpetkę – Jackowi było jeszcze gorzej. – Czystą, tata! – krzyknął Bachor, widząc minę Jacka. – Ale, Zuza, dlaczego? – w dalszym ciągu nie rozumiał. – Skąd ty ten przepis wzięłaś? I na co on miał pomóc? – Tata, z Internetu, a miał pomóc na miłość, no… – zniecierpliwiła się Zuza. – Dzisiaj rano dałam polizać Parysowi. Zaraz zwiał pod piętnastkę. Położył się na wycieraczce i skomlał. Wiesz, tam ta sznaucerka mieszka. Wył do niej, zatem myślę, że się zakochał – uśmiechnęła się i kontynuowała. – Pomyślałam sobie, że jak na Parysa działa, to muszę na ludziach wypróbować. A ten idiota się porzygał na tornister Karoliny – wzruszyła ramionami i zrobiła smutną minę. – Zuza! – krzyknął tata. – No, naprawdę – Bachor kiwał głową – prawie wszystko wyrzygał. Zmarnował eliksir. – Zuzanko, ale po co ci było, żeby Kacper się w tobie zakochał? – rozmowy tego typu wykańczały Jacka. Zdecydowanie nie rozumiał kobiet, nawet tych zupełnie małych. – Tata, tu nie chodziło o mnie! – krzyknęła Zuza – ani o Kacpra! To było na próbę! – mówiła dalej podniesionym głosem. – To chodziło o ciebie, tato! Jacka zatkało. Przez chwilę nie mógł z siebie wydobyć słowa. Jego córka skorzystała z okazji i ciągnęła dalej. – Bo nie idzie ci z tymi dziewczynami, tato, co jedna to gorsza – powiedziała z miną znawcy. – I pomyślałam sobie, że jak znajdę kogoś odpowiedniego, to dam eliksir i już. I ty się zakochasz, i ona. No, niestety, jeszcze nie spotkałam, ale przecież ty mi zawsze mówisz, że trzeba być przygotowanym na wszystko. Jacek nie wiedział, co ma powiedzieć. Z jednej strony wiedział, że powinien ukarać córkę za takie zachowanie, a z drugiej strony czuł, że to jego wina. Że coś zaniedbał. Westchnął głęboko i stwierdził, że jadą do Mariackiego zobaczyć „Sąd Ostateczny” Memlinga. Może córka popatrzy i przemyśli pewne sprawy. Wierzył w jej inteligencję. A potem obiecał sobie, że zabierze Zuzę na duże lody. I frytki. I cokolwiek będzie chciała. Cokolwiek.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl