Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "panie mam i", znaleziono 46

- Jedziemy do Londynu - oznajmia. - Natychmiast. Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Resztę zorganizujemy ci w mieście.
Całkiem oszalał?
- Oczywiście, mój panie i władco. Zrobię wszystko, co tylko rozkażesz - szczebioczę. - Mam ci też paść do stóp?
Mruga zaskoczony.
- To nie będzie konieczne - oznajmia ze śmiertelną powagą.
A wie pani co ja myślę? Że to jest tak, że los obdarowuje nas dokładnie tym, czego się spodziewamy, ot co! Dlatego dopuszczam do siebie tylko pozytywne myśli. U mnie to działa. Mam dom, żonę, dwójkę dzieci i pracę, od wielu lat tę samą. I mam święty spokój, bo dokładnie tego chcę i do tego dążę. Zresztą obojętne jest, w co wierzymy, czasem po prostu trzeba unieść głowę i przeć do przodu, nieważne jak, nieważne ile błędów się popełni. Proszę nie przespać życia. Jest tylko jedno.
Ja panu, panie oficerze, mówiłem, że lubię tajemnice, ale takich tajemnic nie zniosę! U mnie musi być wszystko na swoim miejscu. Jak wchodzę do szpitala, to mam wcześniej ustalony plan w szczegółach. Strzykawka,dwa centymetry sześcienne somnifenu i do budy! Dwadzieścia minut pracy silnika ciężarówki i do dołu! A potem na obiad! U mnie wszystko musi być poukładane.
- Czyli mam rozumieć, że po trzech dniach na bezrobociu zamieniłaś się w perfekcyjną panią domu i teraz bez obaw można zlizywać sok z podłogi, gdyby mi się ręka ze szklanką trzęsła i trochę bym chlupnęła? - Basia patrzyła na mnie wielkimi orzechowymi oczami z taką intensywnością, jakby chciała zajrzeć do mózgu. - Okna wymyłaś, w szafach wojskowy porządek i już nie masz nic do roboty?
Podoba się panu, panie Wiktorze? – zapytał Szymon, choć doskonale poznał po zachwycie na twarzy swojego klienta, że towar został już zakupiony.
– Podoba się to mało powiedziane. Jest przepiękny.
– Czy mam już zacząć wykuwać literki?
– Oczywiście. Czasu nie jest dużo, a robota musi być naprawdę kunsztowna. Oczywiście, proszę zostawić jak zwykle miejsce na datę śmierci. Chociaż to na pewno będzie listopad.
Podoba się panu, panie Wiktorze? – zapytał Szymon, choć doskonale poznał po zachwycie na twarzy swojego klienta, że towar został już zakupiony.
– Podoba się to mało powiedziane. Jest przepiękny.
– Czy mam już zacząć wykuwać literki?
– Oczywiście. Czasu nie jest dużo, a robota musi być naprawdę kunsztowna. Oczywiście, proszę zostawić jak zwykle miejsce na datę śmierci. Chociaż to na pewno będzie listopad.
– Nie mogę do was przyjechać – mówił nadkomisarz. – Oficjalnie jestem zawieszony. Trwa postępowanie.
– A co się stało? – W głosie prokuratora pojawiło się szczere zatroskanie.
– Chciałem pobić szefa, ale niestety mi się nie udało.
Falkowski uśmiechnął się pod nosem i pomyślał o swoich kontaktach na szczytach policji.
– To się da załatwić, panie nadkomisarzu – stwierdził.
– I mam połamane ręce.
Uśmiech na twarzy prokuratora jeszcze się poszerzył.
- Wiesz, trochę... trochę to krępujące - powiedział ściszonym głosem - Głodny jestem, miałem ochotę na serdelka, nawet już sobie wody do garnuszka chciałem nalewać, a teraz zamiast serdelka mam dylemat.
- Jaki znowu dylemat? - zapytała Tereska (...)
- No bo wiesz - ciągnął Andrzej z troską - czy to nie będzie aby obraza uczuć religijnych? Ta pani tam "Jezu! Jezu! Jezu!", tak z uczuciem, a ja tu serdelki gołą ręką macam, jak jakieś zwierzę...
- Nie żądam od Was tego, i niczego nie przyrzeknę - odparła dumnie - jestem wolna w kwestii swoich zachowań, Panie de Chagny; nie ma Pan żadnego prawa mnie kontrolować, proszę zatem by na przyszłość powstrzymał się Pan od podobnych sugestii. A jeśli chodzi o to, co robiłam przez ostatnie dwa tygodnie, to tylko jeden człowiek na świecie mógłby żądać w tej sprawie wyjaśnień: mój mąż. A męża nie mam i nigdy mieć nie będę!
Leonard wychylił się ostrożnie zza blatu i uśmiechnął szeroko. - Aha! — zawołał. — Szczęśliwie udało się nam uzyskać kawę!
- Kawę?
Leonard podszedł do stołu i pociągnął niedużą dźwignię przy aparacie. Jasnobrązowa piana spłynęła kaskadą do czekającego kubka, wydając przy tym odgłos jak zatkany ściek. - Inną kawę — wyjaśnił. — Bardzo szybką kawę. Mam wrażenie, że będzie ci smakowała, panie. Nazwałem to BardzoSzybkąMaszynądoKawy.
- I to jest dzisiejszy wynalazek? — upewnił się Vetinari.
- Tak. Miał być modelem redukcyjnym urządzenia pozwalającego dosięgnąć Księżyca i innych ciał niebieskich, ale byłem spragniony
– Gdzie chory? – lekarz z sanitariuszem, obaj w kitlach zielonych jak zepsute mięso, weszli do kuchni.
Czuję fachowe ręce doktora obmacujące moją głowę i szyję. Bada puls w nadgarstku. To dureń. Wyjmij stetoskop, człowieku. Co! Nic nie słyszysz? Moje serce bije! Może słabo, ale bije. Jak jasna cholera! Nie dotykaj mnie tutaj, bo mam gilgotki. Lepiej przyłóż mi lusterko do ust. Nie uczyli cię tego?
– Kiedy to się stało?
– Nie wiem. Wróciłam z zakupów i znalazłam go w takim stanie.
– Jak długo pani nie było?
– Godzinę, może dwie. Najwyżej trzy.
Trzy godziny?! Na zakupach? No, jak z tego wyjdę, to z tobą pogadam. Zanosi się na poważną rozmowę, koleżanko. Tym razem ci nie odpuszczę.
– Już ostygł, proszę pani.
– Nie!
– Przykro mi.
Co ci przykro? Co ci przykro? Mojej żonie to jest przykro. Zbadaj mnie porządnie, konowale jeden. To hipotermia. Mówi ci to coś? Nie widzisz, że leżę na zimnej podłodze?
– Nic nie możemy zrobić. Musimy zaraz jechać do wypadku. Akt zgonu wystawię później.
Jakiego zgonu?! No, już! Leć, leć. Spieszy wam się, żeby dać cynk firmie pogrzebowej. Jest świeża skóra, będzie ekstra kasa.
„W którym jest pani obecnie tygodniu?” – pytam pacjentkę poradni położniczej. Zapada długie milczenie. Niemal słyszę, jak pracują trybiki w jej głowie. Mam wrażenie, jakby kamera przesuwała się powoli po kompletnym pustkowiu. Zdaję sobie sprawę, że matematyka może sprawiać ludziom spore problemy, ale przecież odpowiedź na moje pytanie mieści się w dość wąskim przedziale od sześciu do czterdziestu – w dodatku jest to pytanie, które każdej kobiecie w ciąży zadawane jest nieskończenie wiele razy. W końcu pacjentka przerywa milczenie:
„Łącznie?”
Tak, łącznie.
„Boże, nie potrafię nawet powiedzieć, ile to już miesięcy…”
Czy ta biedaczka cierpi na amnezję? A może to tylko klon kobiety przetrzymywanej w kryjówce jakiegoś złoczyńcy rodem z filmów science fiction? Zaczynam pytać o datę ostatniej miesiączki, gdy nagle pacjentka wchodzi mi w słowo.
„Cóż, w czerwcu skończę trzydzieści dwa lata, więc łącznie to będzie chyba ponad tysiąc tygodni…”
Chryste
– Jest pan Bitkowski?
– Jeszcze nie ma. I już dzisiaj nie będzie.
– A czy mogłaby pani poprosić go, żeby do mnie zatelefonował? Chciałbym wpłacić pieniądze, ale mam jedno pytanie.
– Nie wiem, czy szef jest dostępny. Jakie pytanie?
– To w zasadzie drobiazg, ale gdyby pan Bitkowski do mnie przedzwonił, mógłbym jeszcze dzisiaj albo jutro dokonać wpłaty.
– Rozumiem.
Alejką parkową szła w luźnym szyku młodzież męska w mundurach organizacji paramilitarnej. Jeden miał trąbkę i pogrywał fałszywie, strasząc ptaki i wiewiórki. Ktoś powinien zamoczyć tę trąbkę w oliwie i wsadzić mu w dupę. Mógłby wypierdzieć „Jak to na wojence ładnie”.
Nie musiałem długo czekać. Jak w tym kawale: „– Kiedy pan doktor przyjmuje? – Pieniądze całą dobę”. Przyciągnięcie pewnych ludzi jest łatwe. Wystarczy zawołać cip-cip i potrząsnąć sakiewką. I nie chodzi tylko o tych, co mają kurzy móżdżek. Na przykład Maciej Bitkowski był człowiekiem inteligentnym i wykształconym. Odezwał się po kwadransie. Obrzydliwie niemęski, wysoki głos szui.
Wielka narodowa tragedia
Z prof. Janem Ciechanowskim rozmawia Paweł Dybicz
Powstanie warszawskie było wielką klęską polityczną i militarną, bo ani o jeden dzień nie skróciło okupacji niemieckiej
– Panie profesorze, czy 1 sierpnia to dzień świętowania, czy też raczej dzień żałoby narodowej?
– Jedno i drugie. Oczywiście 1 sierpnia to okazja do uhonorowania i upamiętnienia dziesiątków tysięcy młodych, którzy poderwali się do niepodległościowego zrywu, podkreślenia ich poświęcenia i patriotyzmu, ale 1 sierpnia jest też dniem żałoby. W wyniku powstania warszawskiego zginęło przecież około 200 tys. Polaków. Zginął kwiat naszej stołecznej młodzieży, której nam tak bardzo później brakowało. Została zniszczona jedna z większych stolic europejskich, a jej mieszkańcy zostali wyrzuceni ze swoich domostw, wielu warszawiaków wywieziono do obozów koncentracyjnych. Niemcy stłumili powstanie kosztem 1570 zabitych i 9 tys. rannych, czyli na jednego Niemca przypadało ponad 100 zabitych Polaków. Takiej katastrofy nie przeżyła żadna europejska stolica od najazdu Hunów na Rzym. Został rozbity ośrodek życia narodowego, politycznego, społecznego i kulturalnego. Od upadku powstania rozpoczął się rozkład polskiego państwa podziemnego i Armii Krajowej. Powstanie warszawskie było wielką klęską polityczną, wielką klęska militarną, bo ani o jeden dzień nie skróciło okupacji niemieckiej.
– Czy musiało do niego dojść? Czytelnik, zwłaszcza młody, który po raz pierwszy zetknie się z pana książką, będzie zaskoczony tezą, że stanowiliście karne wojsko, które nie pozwoliłoby sobie na żadne samowolki. Tymczasem niemalże wszędzie słyszy, że gdyby dowództwo nie wydało rozkazu do boju, powstanie i tak by wybuchło, bo wśród podziemnych żołnierzy panowały bojowe nastroje.
– Ten mit, że powstanie wybuchło na skutek parcia do niego młodocianych żołnierzy, powstał już w czasie w powstania warszawskiego. Wymyślił go szef II Oddziału (wywiadu) Komendy Głównej AK płk Kazimierz Iranek-Osmecki. Oczywiście my chcieliśmy się bić, ale nawet jako żółtodzioby wiedzieliśmy, że nie mamy odpowiednich sił i należytego uzbrojenia. Proszę pamiętać, że były dwie mobilizacje. W czasie pierwszej, kiedy zobaczyliśmy, że na 170 ludzi mamy tylko trzy karabiny, siedem pistoletów i 40 granatów, a mamy nacierać na Dom Akademiczek, a później na Sejm, zrozumieliśmy, że nie mamy szans w nierównym boju.
1 sierpnia byłem łącznikiem dowódcy mojej kompanii, por. Zygmunta Sapuły „Zygmunta”. Od rana czekaliśmy na wiadomości, jakiś sygnał. W pewnym momencie przyszedł dowódca zgrupowania, kpt. Teofil Budzanowski „Tum”, i już od drzwi zaczął mówić: „Godzina W, godzina 17, nacieracie całą kompanią. Na Sejm i Dom Akademiczek”. I wtedy por. „Zygmunt” powiedział: „Przecież ja nie mam czym nacierać, nie mogę nacierać kompanią, bo mam siedem pistoletów, trzy karabiny i 40 granatów. Będę nacierał grupą szturmową”. I wtedy kapitan „Tum” powiedział: „A ja mam scyzoryk. Szczęść Boże”. W tym momencie zrozumiałem, że szykuje się jakieś nieszczęście, bo jak można nacierać na Sejm, który był obsadzony przez dobrze uzbrojony batalion?
Samiec mandarynki to kaczka, która wygląda jak pokemon trochę przypominający kaczkę. Pani mandarynka natomiast prezentuje się jak większość kaczych dam lub polski krajobraz pod koniec listopada.
Powiem pani jedno: żadnych szczepionek. Ja się nie dam omamić. Myśli pani, że te koncerny, co leki robią, to chcą, żebyśmy byli zdrowi? Przecież to im się opłaca. Chcą, żebyśmy się szczepili co chwila. A potem się okaże, że dzieci maja wszczepiane jakieś pedalskie ideologie. Może to przez te wszystkie szczepienia jest tyle ciot wśród młodzieży.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl