Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "za i gajt", znaleziono 17

Gaja musiała się przy Klarze bardzo pilnować, żeby nie wzdychać. Westchnienie było oznaką słabości, a Gaja nie zamierzała dawać Klarze takiej satysfakcji, choć przecież okazji do wzdychania miała co niemiara.
Obserwacja ptaków miała działanie terapeutyczne i Gaja właśnie tego dzisiaj potrzebowała.
Gaja jeździła imponującym land roverem, przy którym auto Matyldy, osiemnastoletnia toyota, wyglądało jak opos przy nosorożcu.
- Stosy będą płonąć w imię Dobrego Boga, Gaju.
- To niemożliwe... Bóg by tego nie chciał.
- ... ale niektórzy jego słudzy tak.
- Stosy będą płonąć w imię Dobrego Boga, Gaju.
- To niemożliwe... Bóg by tego nie chciał.
- ... ale niektórzy jego słudzy tak.
Przez ostatni miesiąc pracy w agencji Gaja nauczyła się, że niczego nie można być pewnym. Właściwie wszyscy, których spotykała, uprawiali, nomen omen, grę pozorów.
Życie buduje się z drobnych cegiełek, jak gaj z pojedynczych sadzonek, które kiedyś zakwitną małymi lub większymi szczęściami.
Zawsze wieczorem przychodziła do Gai do pokoju, żeby poczytać jej na dobranoc. Tyle że po pierwszych kilku zdaniach Gaja zabierała mamie książeczkę i sama zaczynała czytać. A mama opierała łokcie o kolana, brodę o dłonie i przyglądała się z uśmiechem córce, coraz sprawniej łączącej litery w słowa i słowa w zdania. Teraz tutaj, na cmentarzu, Gaja nieświadomie przyjmowała podobną pozę. Tylko uśmiechać się nie miała siły.
Na informację o zdradzie męża można zareagować różnie.
Można dostać histerii lub popaść w otępienie, można teatralnie zemdleć lub udawać, że nic się nie stało. Natomiast Gaja zareagowała wkurwem. Strasznym, kosmicznym wkurwem.
Każdy ma swój cytrusowy gaj i swoje drzwi. Zewsząd jest jakieś wyjście. Czasem tylko trzeba, by ktoś inny stanął obok i pomógł chwycić za klamkę.
"Gaje pomarańczowe, zapach morskiej wody,
Perlista muszla miasta szumiąca, jak chór,
A nad wszystkim Wezuwiusz, barometr pogody,
Wiejący do nas chustą wielkich, białych chmur"
Ten żółty sprawia takie wrażenie, jakby się bał piłki. Patrz, jakie se loczki, lala jedna zrobił! Pewnie kitra teraz w majty, że mu piłka zniszczy koafiurę! Rusz się no, palancie! Co on robi, jak papieża Franciszka kocham? To boisko, a nie kurwa, wybieg dla modeli!
Wiosną i jesienią dziadek wychodził z baraku, przysłaniał dłonią oczy, patrzył na bociany i pelikany i ogarniał go smutek na wspomnienie szerokich rzek i olbrzymich pól zbożowych, zasnieżonych stepów i brzozowych gajów. " Oto jestem w kraju jeżynowych zarośli - pisał - w kraju szarańczy i szakala, figowca i oliwnego drzewa".
Helmold o zróżnicowaniu kultów u Słowian połabskich:
[…] Istnieją rozmaite rodzaje bałwochwalstwa, nie wszyscy bowiem zgodnie praktykują te same zabobonne obrządki. Jedni stawiają dziwaczne posągi w świątyniach, jak np. wizerunek w Płoni, który nosi imię Podaga, inne bóstwa zamieszkują lasy i gaje, jak np. bożek starogardzki Prowe. Takich nie przedstawia się na wizerunkach. Wielu bogów rzeźbią z dwoma lub trzema czy nawet więcej głowami.
Zjechali się do miasta wydrwigrosze, franty, szelmy i łapsy. Najpierw słynny prywatny detektyw robił konferencje prasowe w centrum kongresowym, potem jasnowidz alkoholik wskazywał trzęsącą się łapą różne lokalizacje: wiślaną zatokę przy centrum dyrektora Rydzyka; podmokłe uroczysko w tak zwanym małpim gaju; otoczony barierką zbiornik wodny pod mostem; staw w Dolinie Marzeń...
– I jestem najlepszym psem w tym mieście, po śmierci Daktyla nie masz nawet, kurwa, technika i ślecie wszystko do Bydgoszczy.
– Dostaliśmy wzmocnienie.
– Masz na myśli tych pizdeuszy, którzy robią w majty na widok „en-ena” ?
– Co ?
– Gówno drogą szło i pytało o ciebie. Halicki, skup się.
– Nie wiemy, w co ręce wsadzić, Leon.
– Ty wiesz. Najwyraźniej najpierw marzyłeś o spokojnej emeryturce, a teraz nagle chcesz wskoczyć na stołek komendanta wojewódzkiego. Więc nie pierdol, że nie wiesz, w co ręce wsadzić, bo są tak głęboko w dupie ministra spraw wewnętrznych, że zaraz stracisz dopływ tlenu i cały się zamoczysz w czekotubce. Chyba że masz dalej zatkany nos i nie czujesz ?
Vetinari odwrócił się gwałtownie.
– Rada Kościołów, Świątyń, Świętych Gajów i Wielkich, Groźnie Wyglądających Głazów żąda... no, kilku rzeczy, z których pewne wymagają dzikich koni. Na początek jednak chcą, żebym pana zwolnił.
– Doprawdy, sir?
– Otrzymałem łącznie siedemnaście listów żądających pańskiej odznaki. Niektórzy chcieli, żeby dołączyć do niej pewne części pańskiego ciała. Dlaczego musi pan wszystkich irytować?
– Myślę, że to wrodzony talent, sir.
– Ale co pan właściwie chciał osiągnąć?
– No więc, sir, skoro pan pyta, to odkryliśmy, kto zamordował ojca Tubelceka i pana Hopkinsona, i kto podawał panu truciznę, sir. – Vimes przerwał na chwilę. – Dwa z trzech to niezły wynik, sir.
Vetinari znowu zajrzał do papierów.
– Właściciele zakładów, skrytobójcy, kapłani, rzeźnicy... wydaje się, że doprowadził pan do furii większość liczących się osób w tym mieście. – Westchnął. – Doprawdy, nie mam chyba wyboru. Od tego tygodnia podnoszę panu pensję.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl