Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "zapasy go czy", znaleziono 141

Wszyscy podziwiali w Bazylu ten zapał, apetyt na życie i ciekawość świata, lecz ona czasami wolałaby po prostu poleżeć na ciepłym piachu. Pogapić się na ptaki, pomyśleć. Nie bała się spędzać czasu we własnej głowie, odcięta od zewnętrznych bodźców.
Przewieszamy linę przez paryję, od jednego drzewa do drugiego, i wysyłamy sobie tajne wiadomości w pudełku od zapałek. Najczęściej piszemy o Bladych Twarzach, które mogą w każdej chwili nadejść. Bo jesteśmy Indianami. Nikt nie chce być Blada Twarzą. Ludzie z Olszyn wyglądają jak Indianie.
Jedni kleją okręty z zapałek, inni malują lub rzeźbią sylwetkę... najczęściej swoją własną, a ona będzie dbać o zdrowie i utwierdzać się w przekonaniu, że lekarze nie są jej w życiu do niczego potrzebni. No chyba że wreszcie uda się do psychiatry i zapanuje nad swoim językiem.
To koniec.
Jestem ofiarą. Zostałam uwięziona.
Nie wiem jeszcze, przez kogo, ale wygląda na to, że stałam się właśnie jedną z tych młodych kobiet, o których pisze się, że uciekły swoim oprawcom, o ile oczywiście ucieknę, albo że zaginęły spod domu i rozpłynęły się jak smużka dymu znad gasnącej zapałki.
- No śmiało, zapalcie zapałkę- zachęciła je z uśmiechem czarownica.- Ogień jest piękny. Nic złego się nie stanie.
Śmiało, powiedziała, płomienie oczyszczą wsze dusze.
Śmiało, mówiła, przecież możecie sami o sobie decydować.
Śmiało, rzekła. Cóż byłoby warte nasze życie bez działania?
Niektórzy ludzie byli jak zapałki - szybki błysk i prawie żadnego ciepła. Część była jak piecyki - bardzo gorący, ale dający niewiele światła. A czasem, bardzo rzadko, zdarzali się tacy jak ognisko - gwałtowni i lśniący niczym płomienie, a do tego tak gorący, że nie dało się stać zbyt blisko, żeby się nie poparzyć.
Zaufanie. Prosty przykład: gdy koń ci ufa, nie zrzuci cię z siodła przy sześćdziesięciu kilometrach na godzinę. Zaufanie to odwaga. Jednak działa tak samo, jak w relacjach z ludźmi, wchodzi po schodach, a zjeżdża windą. Niczym zapałka, drugi raz jej nie zapalisz. Trzeba sobie zapracować na końskie zaufanie i pielęgnować je przez cały czas.
Stary i pokręcony jak drzewo oliwne robotnik delikatnie dziobał kilofem ziemię. Tempo pracy kazało się zastanosić, czy zdoła dokopać do odległej o pół metra kamiennej ściany, czy wcześniej umrze. Jego towarzysz, w podobnym wieku i prezentujący podobny zapał do pracy, powoli ładował udziobaną ziemię na taczkę.
Przemoc zewnętrzna, wymuszona, niszczy inaczej aniżeli uwodząca siła mniszej społeczności. Ta mami ofiarę, zwodzi ją, by dobrowolnie poddała się procesowi przemiany. Zrazu więc kandydat wybiera dobrowolnie, angażuje się pełen zapału, a ubezwłasnowolnienie następuje stopniowo, jad nienawiści sączy się i niepostrzeżenie zatruwa duszę.
Chłam to bezużyteczne przedmioty, takie jak reklamy przysyłane dawniej pocztą albo okładki po zużytych papierowych zapałkach, albo opakowanie po wczoraj przeżutej gumie. Kiedy nikogo nie ma w pobliżu, chłam się rozmnaża. Na przykład jeśli pójdzie pani spać, pozostawiając go w mieszkaniu, to kiedy obudzi się pani następnego ranka, chłamu będzie już dwa razy tyle. Ciągle go przybywa.
Z wnętrza urządzenia dobiegał głos - zaskakująco wyraźny i donośny, kiedy się wsadziło głowę do lodówki. (...) Któraś z sąsiadek miała gościa, a sądząc po okrzykach, jękach i imiennych wezwaniach, które wznosiła, cokolwiek ów gość robił u niej o tej porze, robił to dobrze, z zapałem oraz ku chwale co najmniej jednej osoby boskiej.
-Dobrze- powiedział Kip.- przynajmniej mamy tu nad czym popracować. Jak na pocałunek wyszło to trochę niezdarnie, ale rozumiem twój zapał. I rozumiem, że jak ma się taki pysk jak twój, to nie często nadarza się okazja do ćwiczeń. Ale powiedziałem, żebyś mnie pocałował w tyłek. W tyłek. Nie w twarz. Tyłek. Twarz- Kip wskazywał odpowiednie części ciała.- Jest różnica. Spróbuj jeszcze raz, ale tym razem z uczuciem.
Gdy nad przełęcz nadciąga zima, najpierw wyjmuje z rękawa swoje zabawki. Weźmie szorstką nić, powiesi ją na świerkowej gałęzi, zapali świeczki. Podziwiaj i smakuj te straszne dni, zanurz się bezwładnie w krainę trójgłowych węży i żar-ptaków, błotników i błotnic, szarych wilków i strzyg. Oby ci tylko starczyło powietrza w płucach, żeby wypłynąć.
Zdmuchnąłem zapałkę i w bulgoczących ciemnościach zmrużyłem oczy. Trzy metry przede mną mur przebijała plama światła.
Najdziwniejszego światła, jakie w życiu widziałem, Szanowny Czytelniku! Zimne jak śmietana i włókniste jak przędza. Im bardziej się zbliżałem, tym włókna robiły się grubsze, zlewały się w płachty materiału i nagle - miałem przed oczyma pokój. Pokój pełen ognia.
Zdmuchnąłem zapałkę i w bulgoczących ciemnościach zmrużyłem oczy. Trzy metry przede mną mur przebijała plama światła.
Najdziwniejszego światła, jakie w życiu widziałem, Szanowny Czytelniku! Zimne jak śmietana i włókniste jak przędza. Im bardziej się zbliżałem, tym włókna robiły się grubsze, zlewały się w płachty materiału i nagle - miałem przed oczyma pokój. Pokój pełen ognia.
Istotą życia Ojca były książki. Ojciec czytał ciągle. Czytał przy jedzeniu, czytał w pociągu i w tramwaju, i na przystanku. Czytał po południu w fotelu, wieczorem w łóżku. Najważniejsze obowiązki życiowe odwalał - można by powiedzieć - szybko, uczciwie i precyzyjnie, nie wkładając w nie serca ani zapału. Odwalał je też cierpliwie, nigdy się nie buntując, ażeby kupić sobie prawo do zatracania się w książkach podczas godzin należących do niego.
Nie da się mieć ciastka i zjeść ciastko. Co za dziwne wyrażenie. Bez
sensu. Należałoby powiedzieć „zachować”, a nie „mieć”. Nie da się
zachować ciastka i go zjeść. Nie można się czegoś kurczowo trzymać i to
zniszczyć. Przechowywać wspomnień, a jednocześnie liczyć na to, że
pewnego dnia obudzisz się z wymazaną pamięcią... Pielęgnować tego, co
się ma, a przy tym chcieć potrzeć zapałką o draskę, zrobić krok w tył
i patrzeć, jak wszystko płonie i eksploduje... Tak. To uczucie jest bliskie
nie tylko Caroline.
Wypróbowany kopniak w żebra istotnie można uznać za najlepszy sposób budzenia śpiącego. Najlepszy nie tylko z powodu wysokiej skuteczności, ale i z powodu powszechnej dostępności tego środka. Ostatecznie wiadro z lodowatą wodą czy pudełko zapałek nie zawsze jest pod ręką, a przyłożenie śpiącemu ciężkim butem nigdy nie przedstawia większych kłopotów. Jeden kopniak wystarczy zwykle, żeby wyrzucić każdego z pościeli. Oczywiście, od jednego uderzenia nie każdy śpioch ocknie się od razu, ale co robi zwykły człowiek kopnięty w żebra? Podrywa się na nogi, żeby dać w ryło. I o to właśnie chodzi. Ale Wietricki tylko chrząknął, odwrócił się na drugi bok i okrył głowę.
Jak widzisz, nie jestem już komuchem, którym wzgardziłaś – wpadł jej w słowo. – Wszystko się zmieniło. Stałem się innym człowiekiem. Podzielamy poglądy i przekonania. Zrozumiałem wreszcie, dlaczego ode mnie odeszłaś, dlaczego wybrałaś działacza NZS-u. Ale teraz. nic już nie stoi na przeszkodzie, byś sobie uświadomiła, że w dalszym ciągu mnie kochasz. Przecież jesteśmy dla siebie stworzeni. Pamiętasz, jak bardzo kochaliśmy się, zanim on cię ogłupił tą walką z komuną. Nasza wielka miłość teraz się odrodzi – przekonywał ją z zapałem. – Swoją drogą. mam do ciebie żal, że mnie oszukałaś. Obiecałaś, że wrócisz do mnie, jeśli mój ojciec wstawi się za twoim Mateuszem, a nie zamierzałaś tego uczynić. - Nie oszukałam cię – spojrzała mu prosto w oczy. – Byłam gotowa wrócić do ciebie, by uratować Mateuszowi życie. To ty mnie oszukałeś, twierdząc, że grozi mu rozstrzelanie albo wywózka na Sybir.
Następny stracony dzień. Nie działo się nic. Słońce, cykady, strażnicy leniwie łażący między namiotami. Jeno robotnicy dobrani spośród najsilniejszych, a przy tym najmniej sprytnych, kopali z mozołem wał okalający obozowisko. - Eee! Makary. Byczek niechętnie rozwarł powieki. Leżał na wyrze i chyba przymierzał się do popołudniowej drzemki. - A, to ty. Wyszczekany ziomek. Czego tu? - Tyś z Cezarei. - No i co z tego? - Z gęby buchnął mu ten sam smród. Baranina z czosnkiem i przetrawione wino. Skąd, u diabła, ta świnia ma wino? - pomyślał Kalikst. - Chyba, że ma flaki przesiąknięte nim jak stary dzban. A miast krwi barani tłuszcz rozcieńczony białym z Rodos. - Znam tam paru złodziei - rzekł. - Paru mocnych rębajłów. - Taaa.? No coś takiego. - burknął bez zainteresowania osiłek i z zapałem zabrał się za dłubanie patykiem w zębach. - U nas w Konstantynopolu bywał taki jeden. Manuel Chazar. Gadał o tobie.
Na placu między domami na robotniczym Żiżkowie stoi najobrzydliwsza budowla w Pradze: widoczny zewsząd nadajnik telewizyjny, nazywany przez ludność wiertarką, a przez jednego poetę koszmarną wieżą strażniczą, która pilnuje zgrzybiałych kamienic.
Wiertarka powstała w drugiej połowie lat osiemdziesiątych i stanęła na cmentarzu żydowskim w 1630 roku, który prawie w całości zlikwidowano, a miejsce zalano betonem.
Teraz po wieży, w górę i w dół, pełznie dziesięć niemowląt. Z daleka wyglądają jak robaki. Każde jest czarne i ma ponad trzy metry długości. Niemowlęta mają urodę, na jaką wieża zasługuje: napuchnięte, nieproporcjonalne głowy, które z bliska przypominają tyłki. Między policzkami-półdupkami mają płaskorzeźbki kodów kreskowych.
- Sztuki trzeba wypatrywać w górze – zaśmiał się David Černý, widząc, jak turyści zadzierają głowy, żeby policzyć niemowlaki.
To jest odwrotność tego, co zrobił w mieście Znojmo, gdzie sztuki trzeba było wypatrywać w dole.
W Znojmie zażyczyli sobie wystawy, jakiej nie było. Oddał więc dziesiątki swoich, istniejących w Realu albo wyobraźni rzeźb. W wymiarach 2 x 2 x 2 cm. Były mniejsze niż pudełka od zapałek. Ustawił je w galerii na podłodze i mieszkańcy miasta z burmistrzem na czele musieli przed sztuką klękać. Niektórzy byli zmuszeni nawet chodzić przed nią na czworakach.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl