Od południa piszę recenzję „Nowej Ziemi”, ale nie idzie mi zbyt dobrze.
Dzisiaj kończę dwadzieścia cztery lata i gdyby moja droga matka żyła, powiedziałaby mi, że jestem starą panną i nie dbam o opinię o rodzinie.
Idę wtedy na jakieś ubocza, bokami chodzę, ciszy szukam najmożliwszej, spokoju, bezludzia, pustyni jakiejś, ale gdzie, wiec jakieś małoludzia najmożli...
Mija prawie rok, jak jest u nas, i z baniem się jest coraz lepiej.
Skrzydła leżały płasko na ziemi, każde przyciśnięte kamieniem.
Równie dobrze mógłbym sobie pomachać kolumną Zygmunta.
Córka moja Soenna będzie gotowa wypełnić ślub, kiedy tylko młody książę wróci ze zwycięskiej kampanii na wyspach.
Gałęzie jodeł i świerków uginały się pod jego ciężarem aż do samej ziemi.