Jest też druga metoda, piszę z własnego doświadczenia: wcisnęłam tacie, niemal siłą "Kroniki Jakuba Wędrowycza".
Jak sobie przypomnę moją kochaną panią od przyrody i jej wychowawcze metody, to aż mi się łezka w oku kręci.
Zbierając myśli, pofolgowała ciału, chociaż zazwyczaj przypominała napiętą strunę; za czasów jej młodości panny nie zakuwano w gorsety, majestatycznej...
Milczałem długą chwilę, gdyż poczułem się jak Józef K. z „Procesu” Kafki. – Co mam zeznać?
Gdzieś w tym szaleństwie tkwiła metoda – pozorny bałagan zawierał w sobie bardzo precyzyjny plan, co, kto, kiedy i czym będzie sprzątał.