A ten fragment: Moje miasto rodzinne.
Pierwsza książka, to ta, którą czytałam z wypiekami na twarzy podczas szkolnych meczy siatkówki w szkole podstawowej.
Soczi na swój wschodni, barbarzyński sposób było według niej piękne, oczywiście nie umywało się do alpejskich kurortów Szwajcarii czy północnych Włoch...