Myśl o spotkaniu ze Słonecznikami Vincenta van Gogha powoduje kołatanie serca? Muzeum mogłoby być Waszym domem? Intensywny zapach farby oraz terpentyny są niczym perfumy? A może po prostu nigdy nie mieliście okazji zapoznać się ze sztuką, ale bardzo byście chcieli to zmienić? W takim razie zapraszam do listy książek związanych ze sztuką, aby zobaczyć jak niesamowicie fascynujący jest świat artystów.
Marzycie o pogawędce z Paulem Gauguinem w kawiarni na paryskim Montmartre? Nie ma problemu. Przeniesiemy się tam – w oparach cygar i absyntu, przy skromnym stoliku spotkamy takie sławy jak: Cezanne, Lautrec, Aymé, Pissarro,Zola, a przede wszystkim – najbardziej rozpoznawalnego impresjonistę na świecie: Vincenta van Gogha. To były czasy, prawda?
Każdy miłośnik sztuki naprawdę powinien być wdzięczny mistrzowi literackiego pióra – Irvingowi Stone za napisanie tak fenomenalnej książki, i każdy szanujący się kanapowicz powinien ją przeczytać. ;)
Trud malarza, brak akceptacji ze strony krytyków, walka o przetrwanie, samotność i brak perspektyw ustawicznie odciskały głębokie piętno na Artyście, co widać w licznych autoportretach, na których maluje się zatroskanie i wielkie cierpienie. Vincent przez całe życie szukał właściwej drogi. A kiedy ją odnalazł, zrozumiał, że nic innego się nie liczy poza malowaniem. Uparcie dążył do celu. Dla sztuki zrezygnował z rodziny, wygody, zarobków (niestety w życiu sprzedał tylko jeden obraz i to... bratu: “Czerwone winnice w Arles” za jedynie 400 franków).
Żaden artysta nie zapłacił tak wysokiej ceny za możliwość realizowania pasji malowania. Malarz swoje cierpienia pokładał w malarstwie – było lekarstwem na wszystko, a szczególnie na szaleństwa, które go nieustannie dręczyły.
“Gdy maluję słońce, chcę, aby ludzie czuli, z jaką szybkością ono wiruje, jak promieniuje światłem, wydzielając fale olbrzymiej siły i gorąca. Gdy maluję łan zboża, chcę, aby ludzie czuli, jak atomy w ziarnie pęcznieją i wzbierają, aż kłos dojrzeje i pęknie. Gdy maluję jabłko, chcę aby ludzie czuli, jak sok owocu rozsadza łupinę, jak nasiona napierają na zewnątrz, pragnąc stać się nowym owocem”
Podsumowując książka jest bardzo wzruszająca i naprawdę wbija w kanapę. Szczególnie końcówka. Nie zapomnijcie o paczce chusteczek i filiżance melisy. I gwarantuję, że po skończeniu powieści będziecie mieli ochotę... malować!
Wielki bestseller napisany przez Waltera Isaacsona. Z całą pewnością kojarzycie tego pisarza – sprzedały się rekordowe ilości egzemplarzy o Steve Jobsie. Wcześniej, równie interesująco pisał też o Albercie Einsteinie.
W odróżnieniu od “Pasji życia”, “Leonardo da Vinci” jest biografią, czyta się ją bardzo dobrze, zupełnie jak powieść, która przeniesie nas do niesamowitej, XV wiecznej Italii, kraju kwitnącego renesansu, centrum ówczesnego świata. Biografia jest podzielona dość schematycznie: na etapy życia, szczególnych momentów, czy ważnych dzieł np. “Człowiek Witruwiański”, “Ostatnia Wieczerza” czy najsłynniejszy obraz renesansu “Mona Lisa”.
Widać, że autor skupił się na notatnikach geniusza oraz bardzo skrupulatnie i po mistrzowsku się przygotował do napisania tego grubaska. Tak, tak, książka liczy, około 800 stron. Same przypisy zawierają, aż 60 stron. Najważniejsze, że w trakcie zagłębiania dzieła możemy podziwiać liczne ilustracje (to był strzał w dziesiątkę), a jest ich, aż 150.
Niektóre fakty nas zaskakują, czasami zadziwia tok myślenia geniusza. Leonardo notował dosłownie wszystko – myśli, śmieszne anegdoty, własne spostrzeżenia, a nawet wydatki związane z pogrzebem matki. Uważał, że notowanie jest kluczem do sukcesu. Dzięki temu wiemy dzisiaj, że był niezwykle pracowity – geniusz geniuszem, ale pracowitość przede wszystkim, bez niej zbyt wiele nie osiągniemy. Leonardo był synem chłopki, samoukiem, mistrzem obserwacji, a doszedł do wierzchołka piramidy.
Książka uświadomiła mi, jak wiele rzeczy niestety bezpowrotnie nas ominęło. Przykładem mogą być teatralne scenografie, których nigdy nie zobaczymy. Dlaczego? Ponieważ, zwyczajnie się nie zachowały. Niepowetowana strata. Podobno dekoracje, które tworzył Leonardo były widowiskowe, budziły wielkie emocje i zachwyt wśród publiczności. Można powiedzieć, że zawierały na swój sposób efekty specjalne! Na scenie wszystko latało, maszyny chodziły, dźwięki były ucztą dla uszu, a przepych kolorów bił po oczach...
Jeden z moich ulubionych rozdziałów w tej książce związany jest z “Portretem młodej narzeczonej”, który autentycznie czytałam z wypiekami na twarzy. Historia zaczyna się od tego, że w 1998 roku w domu aukcyjnym wystawiono rysunek młodej kobiety wykonany kolorową kredką. Autora nie udało się ustalić. Portretem zainteresował się kolekcjoner sztuki Silverman i kupił za 21 850 dolarów.
“Łagodne usta, subtelna ekspresja delikatnie rozchylonych warg i oko, które iskrzyło od emocji. Pomimo formalnego charakteru portretu uwieczniona kobieta wręcz promieniowała młodością. Była przepiękna”
Kolekcjoner był przekonany, że to dzieło samego da Vinci, ale nikt mu nie wierzył. Do grona niedowiarków należał między innymi Thomas Hoving – dyrektor nowojorskiego Metropolitalnego Muzeum Sztuki. Uważał, że dzieło jak na Leonardo jest “przesłodzone”. Jednak Silverman nie dawał za wygraną, próbował dalej, zgłosił się do innego słynnego eksperta:
“Kemp regularnie otrzymywał listy z prośbą o wydanie opinii na temat autentyczności domniemanych dzieł mistrza; kiedy odebrał e-mail z firmy Lumiere Technology, bez entuzjazmu otworzył załącznik zawierający wykonane w wysokiej rozdzielczości zdjęcie portretu młodej kobiety. “O Boże, znów zawracanie głowy” — pomyślał. Ale gdy tylko powiększył na monitorze komputera fotografię i uważnie przyjrzał się leworęcznemu kreskowaniu oraz innym detalom, poczuł dreszcz podniecenia.”
Martin Kemp natychmiast zorientował się, że jednak ma dotyczenia z autentycznym dziełem geniusza:
“Po czterdziestu latach w tej branży nie sądziłem, że cokolwiek jest w stanie mnie zaskoczyć - wyznał Silvermanowi. — Myliłem się. Zachwyt, który poczułem, kiedy po raz pierwszy ujrzałem portret, wzrósł niepomiernie. Jestem teraz absolutnie pewien, że to dzieło Leonarda.”
Tak więc historia zakończyła się happy endem i pokazała, że życie lubi nas zaskakiwać. Nareszcie Silverman mógł spokojnie odetchnąć. Cały świat usłyszał o dokonanym odkryciu i nagle wszyscy się zachwycali portretem dziewczyny. Cena z 20 000 dolarów podskoczyła do 150 milionów dolarów. W książce dowiemy się jeszcze wielu ciekawych rzeczy o tym rysunku, ale to już sami musicie doczytać. Parę rozdziałów dalej Autor pisze też o odkryciu w 2011 “Zbawiciela Świata” i jest to również niezwykle ciekawa historia.
Absolutnie nie da się jej pominąć. Pozycja obowiązkowa. Rzecz o niderlandzkiej Monie Lizie napisana przezTracy Chevalier, która ukończyła wydział twórczego pisarstwa na University of East Anglia. Nic więc dziwnego, że napisana pięknym i przejrzystym językiem. To uczta dla wyobraźni:
— Co robisz, Griet? – spytał. Zdziwiło mnie to pytanie, ale wiedziałam, że lepiej tego nie okazywać. — Kroję warzywa, panie. Na zupę. Zawsze układam warzywa w kole tak, że każde ma w nim odpowiednie miejsce, niczym kawałki tortu. Tym razem było ich pięć: czerwona kapusta, cebula, pory, marchewka i rzepa, przy czym okrągły środek wypełniała marchewka. Żeby je tak uformować, użyłam tępej części ostrza. Mężczyzna postukał palcem w stół. — Czy w tej kolejności wkładasz je do zupy? – zapytał, oglądając koło. — Nie, panie. . . – zawahałam się. Nie potrafiłam wyjaśnić, skąd taki układ warzyw. Po prostu czułam, że tak właśnie powinny leżeć, ale bałam się to powiedzieć. — Widzę, że oddzieliłaś odcienie bieli – rzekł, wskazując kawałki rzepy i cebuli. - A dlaczego pomarańczowy i fioletowy nie są obok siebie? Wziął do ręki kawałek kapusty i marchewki i potrząsnął nimi, jakby to były kości do gry. Zerknęłam na matkę, która skinęła lekko głową. — Bo te kolory się kłócą, kiedy są obok siebie, panie. Uniósł brwi, jakby nie spodziewał się takiej odpowiedzi. — A czy ułożenie tych warzyw zajmuje ci dużo czasu? — Nie, panie – odparłam nieco zmieszana. Nie chciałam, żeby uznał mnie za nieroba.
Przenosimy się do czasów XVII wiecznej Holandii – Delf i wczuwamy się w rolę młodej dziewczyny – Griet, która zaczyna pracę w pracowni genialnego malarza Vermeera. Między młodą dziewczyną, a żonatym malarzem dzieje się coś dziwnego. Cały czas czuć między nimi napięcie, które z każdą stroną się potęguje.
“USA Today” twierdzi, że powieść tak samo doskonała jak portret Vermeera. I tu się całkowicie zgadzam! Jedyna wada tej książki, to taka, że jest zbyt cienka i czyta się ją zdecydowanie za szybko! Jest to książka, którą warto mieć we własnej biblioteczce, ponieważ chętnie się do niej wraca. Koneserzy sztuki będą zachwyceni.
A jeśli ktoś woli kino (książka jednak lepsza), to także polecam film zrealizowany na podstawie powieści – z Colin Firth i Scarlett Johansson w roli głównej.
Ach, ten wąsaty Salvador Dali. Wyjątkowo specyficzny człowiek, ekscentryk i przede wszystkim wielki biznesmen – żaden artysta nie potrafił sprzedać się tak dobrze. W dzisiejszych czasach świetnie by się spisał jako marketingowiec.
“Malarze! Bądźcie raczej bogaci niż biedni, I w tym celu idźcie za moimi radami.”
Ma to do siebie, że albo go uwielbiamy, albo nienawidzimy. Tak to już jest. Samouwielbienie Dalego naprawdę jest zaskakujące i momentami… przerażające.
“Każdego ranka po przebudzeniu wydaje mi się, że odczuwam coś na kształt boskiej rozkoszy, którą dzisiaj uświadamiam sobie w pełni po raz pierwszy: oto jestem Salvadorem Dali; i nachodzą mnie upojne myśli, czegóż to niezwykłego dokona dziś ten Salvador Dali. Z każdym dniem coraz trudniej przychodzi mi pojąć, jak ludzie mogą żyć, nie będąc Galą czy też Salvadorem Dali.”
Podobają się Wam dzieła surrealisty, ale nie jesteście przekonani? Chyba nie ma na Ziemi człowieka, który nie kojarzyłby miękkich zegarów ze słynnego obrazu “Trwałość pamięci”. Najwyższy czas, aby przeczytać jego autobiografię, żeby lepiej zrozumieć zarówno Artystę, jak i jego twórczość, która budziła skrajne emocje.
Szczególnie jeden rozdział szokuje. Uwaga! O… pierdzeniu. Dali pod każdym względem próbował być oryginalny i w książce znajdziemy różne, arcydziwne teksty. Większość stron stanowi jednak jeden wielki zachwyt nad własnym geniuszem.
“Jakaś włoska księżna przybyła wraz z całą swoją świtą na pokład wielkiego jachtu, aby złożyć mi wizytę. Coraz częściej nazywany jestem Mistrzem, ale genialne jest to, że moje mistrzostwo jest wyłącznie natury umysłowej. Cicho, sza! Mam nadzieję, że jutro wieczorem, za sprawą jąder Fidiasza, zdołam malować w sposób perfekcyjny, zwłaszcza jeśli chodzi o lewe ramię.”
Trzeba przyznać, że malarzowi udało się solidnie zapracować na swoją reputację i pozycję. Wciąż aktualny, wciąż obecny w debatach, wciąż uwielbiany, wciąż nienawidzony. Tutaj podaję przykład rozmowy Dalego z pewną kobietą, którą nazywa kobietą ogonem:
KOBIETA–OGON Znałam już pana, oczywiście, z nazwiska. JA, DALI Ja również. KOBIETA–OGON Być może zauważył pan, że cały czas obserwowałam pana. Uważam, że jest pan fascynujący. JA, DALI Ja również. KOBIETA–OGON Niech pan nie będzie pochlebcą! Nawet mnie pan nie zauważył. JA, DALI Mówię o sobie, proszę pani. KOBIETA–OGON Cały czas zastanawiałam się, jak pan to robi, że pańskie wąsy sterczą do góry. JA, DALI Daktyle! KOBIETA–OGON Co takiego? JA, DALI Daktyle. Tak, daktyle, owoce palmy. Na deser zamawiam daktyle, zjadam je i zanim umyję palce po skończeniu jedzenia, przesuwam je lekko po wąsach. To wystarczy, aby sterczały do góry. KOBIETA–OGON !!!!!! JA, DALI Kolejną korzyścią jest to, że cukier daktylowy wabi nieubłaganie muchy. KOBIETA–OGON Okropność! JA, DALI Uwielbiam muchy. Czuję się szczęśliwy tylko w słońcu – nagi i pokryty muchami.
I to byłoby na tyle. Lista jest dość krótka, jednak mam w planach za jakiś czas przedstawić Wam jej kontynuację. Myślę, że znajdą się na niej opowieści o takich malarzach jak Modigliani czy Chagall, którego przeuwielbiam. Chcę jeszcze odświeżyć lub uzupełnić książkowe braki, które od dawna na mnie czekają m.in Boznańska. Non finito czy Udręka i ekstaza.
A Wy macie jakieś jakieś ulubione książki związane z malarstwem? Która wywarła szczególne wrażenie? Podzielcie się w komentarzach. :)
Super artykuł. Trafiłaś w książki, które kocham. Ostatnio wydane i przeczytane Tamara Łempicka Stryjeńska Beksiński Fryda Mistrz z Prado Artur Grottger - 3 tomy "Muza łaskawa", "Rapsod powstańczy", "Dobry geniusz" Salvador Dali Picasso Antonin Vallentin Wyspiański Rembrant Kossakowie Zofia Kossak- Szczucka "Dziedzictwo" Nie wspominająć o Mniej więcej. Już nie będę nudzić ksiązkami, które czekają na przeczytanie.
O wow! Drugi artykuł, który mnie powalił (pierwszy był ten o Szancerze:)) To ja Wam jeszcze polecę Witruwiusza (na kanapie na razie mamy tylko https://nakanapie.pl/ksiazka/o-architekturze-ksiag-dziesiec, ale u mojej siostry a półce stoi komplet o malarzach też (kiedyś dodam). Owe zywoty malarzy, według słów mojej siostry, to ówczesny Pudelek czy inny plotkarski serwis. Czyli: kto, z kim, w którym zbożu... a w międzyczasie jak ten ktoś kładł freski. Ja jeszcze Witruwiusza nie ogarnęłam, bo ja i sztuka jesteśmy słabo kompatybilne.
× 3
Komentarze (7)
@katapika · ponad 4 lata temu
Dzięki :) A wiesz, że nie słyszałam o tej książce? Muszę ją koniecznie przeczytać, ponieważ Witruwiusz to super ciekawa postać.
Dobra, jestem głupia jak but. Witruwiusz to jedno. I on ma 1 książkę, tą o architekturze. A ten plotkarski pudelek to Vasari. Zlali mi sie w jedno - wybaczcie ... Vasari jest tutaj: https://nakanapie.pl/ksiazki/zywoty-vasariego
× 1
@katapika · ponad 4 lata temu
O Vasarim to słyszałam - klasyk. Nawet czytałam fragmenty. Chciałabym mieć te książki w domu. Ciekawe czy są gdzieś dostępne. Swoją drogą to zaraz sprawdzę ;) Szkoda, że ta doba taka krótka - zdecydowanie za mało czasu na czytanie...
Ja mam Vasariego w jednym tomie. Wydana w 1980 roku i jest rodzajem reprintu. Historia tej książki jest ciekawa. Ja ją przyniosłam z likwidowanej biblioteki parafialnej, ale ma też pieczątkę Biblioteki Jednostki Wojskowej. Jednak wcześniej nikt nie zaszczycił jej zainteresowaniem, gdyż musiałam przecinać kartki.
To jest wersja skrócona tych 10 tomów. (Siostra jest wariatką i też ją ma, dopiero rok temu zaopatrzyłam ją we wspomniane wyżej calosciowe wydanie). A historia tej książki... rany... Dla parafialnej biblioteki było zbyt plotkarsko, a dla wojskowych za mało? że zachowała się w stanie prawie nietkniętym?
× 1
@Gabriela_Deda · ponad 4 lata temu
Dostałam kiedyś "Pasję życia" od swojego narzeczonego - znalazł ją u wujka i postanowił mi podarować, taka książka z duszą. :) Do tej pory jej nie przeczytałam, ale chyba pora nadrobić. Ja ze swojej strony bardzo polecam "Historię piękna" i "Historię brzydoty" Umberto Eco - obie świetne, a do tego przepięknie wydane!
× 3
Komentarze (3)
@katapika · ponad 4 lata temu
Gwarantuję, że będziesz zachwycona. Potem daj znać jak się podobała „Pasja życia”. Jeśli chodzi o Umberto Eco to czytałam tylko „Imię róży”. Tak i z tego co pamiętam chyba jest sporo ilustracji, prawda? Mam w planach je przeczytać ;)
PASJA ŻYCIA cię kompletnie pochłonie. Po pierwszej stronie już... nie oderwiesz się. Będziesz brnęła w piękno tych stron. A treść - smutna, szara, bez braku nadziei, bez widoków na godną przyszłość. Ale te skrajności oplatają chwile piękna, ulotne momenty zachwytu, otwarte pola i słońce, które maluje wszystko dookoła.
Świetny artykuł! <3 Uchyla rąbka tajemnicy każdej z książek, nie zdradzając fabuły. Chce się czytać je wszystkie naraz! Ciekawym uzupełnieniem Pasji życia są Listy do brata.