Gdy myślę o książce, oczami wyobraźni widzę wydanie papierowe. Nie tylko ja! Coroczne badania wskazują, że to wciąż ulubiona forma większości polskich czytelników. Czy jedyna? Niekoniecznie! Coraz chętniej, chociaż wciąż dość niepewnie, sięgamy po książki w innych wersjach. Jakie są plusy każdej z opcji? Dla kogo papier, a komu bardziej przypasuje e-book lub audiobook?
Wydania papierowe – czyli tradycyjnie i z klasą
Chyba nikogo nie trzeba przekonywać do tej formy, co więcej, można nawet powiedzieć, że to wariant „domyślny”. Czemu? Ma całkiem sporo zalet.
- Moc tradycji – chociaż ekrany towarzyszą nam każdego dnia, nie zawsze tak było. Wychowałam się w czasach, gdy telefon wisiał na kablu i po prostu nie było innej opcji, niż pójść do księgarni czy biblioteki. Nic więc dziwnego, że spora część z nas podchodzi do innych form czytania, jak do dziwacznych i w zasadzie niepotrzebnych eksperymentów. Zastanawiam się, czy następne pokolenia nie będą bardziej otwarte na wydania elektroniczne, ale póki co, przewaga „papieru” jest mocno utwardzona przez tradycję.
- Książki na regale są po prostu piękne – nie ma co ukrywać, e-book, czy audiobook nie prezentuje się już tak dobrze na półce. W zasadzie nie prezentuje się wcale. Książka papierowa ma niewątpliwy walor dekoracyjny, można ją trzymać, podziwiać, wąchać i szeleścić sobie kartkami. Tego materialnego aspektu z pewnością nie uświadczymy podczas przerzucania stron e-booka, który wciąż wyjątkowo koszmarnie prezentuje okładki i grafiki. Poza tym… wyobraźcie sobie słynną bibliotekę bajkowej Bestii złożoną z kilku dysków i czytnika. Cóż, nie wyglądałaby już tak imponująco.
- Działa bez prądu i nie rozładuje się w najlepszym momencie – wydania papierowe może są narażone na wiele niebezpieczeństw, ale żeby działać, nie potrzebują niczego poza dobrym oświetleniem.
- Wciąż są tańsze – tak, wydania papierowe, zwłaszcza na promocjach, mają bardzo przystępne ceny. Nie zawsze to samo można powiedzieć o wersjach elektronicznych. A jakby tego było mało, tylko tradycyjny format nie wymaga dodatkowych inwestycji w postaci sprzętu. Tak, teoretycznie również e-booki można czytać na telefonie, czy komputerze, które już się posiada, ale na dłuższą metę nie jest to ani przyjemne, ani wygodne. Tylko wydanie papierowe „działa” od razu.
E-book, czyli zawsze i wszędzie czytać będę
Ten format książek powoli zdobywa coraz więcej zwolenników. Wciąż dość nieśmiało, ale z roku na rok powoli zyskuje na popularności. Ma sporo niezaprzeczalnych plusów, zwłaszcza jeśli mamy możliwość korzystania z czytnika.
- Lekki, zgrabny i poręczny – moje papierowe książki nieszczególnie przepadają za podróżami. Nie dość, że są ciężkie, to bardzo często odnoszą liczne „rany”. Nie mówiąc o tym, że noszenie jednej to maksimum, na co mogę sobie w danej chwili pozwolić. Czytnik w torebce był dla mnie prawdziwym objawieniem, idealny w drodze do pracy, nie zwiększa wagi bagażu (tak, nawet lecąc samolotem, brałam kilka powieści) i mieści w sobie naprawdę wiele tytułów. Nawet jeśli w wyjątkowo nudnej kolejce do lekarza skończę czytać jeden, wciąż mam następne do wyboru.
- Tu i teraz – kupowanie e-booków w większości księgarni oznacza natychmiastową realizację zamówienia. Tak samo w przypadku abonamentów, wystarczy książkę pobrać i zacząć czytać. Omija nas więc wątpliwa przyjemność wyczekiwania na kuriera z upragnioną książką.
- W blasku świec – może to niekoniecznie bardzo zdrowe, ale uwielbiam czytać w lekkim półmroku, przy blasku dekoracyjnych lampek i z delikatną muzyką w tle. W tych niezwykle przyjemnych warunkach, raczej ciężko jest mi czytać tradycyjne wydania. Dlatego wieczorami lubię uruchamiać czytnik i korzystając z jego podświetlenia relaksować się przy dobrej powieści. Jednak nie tylko „romantyzm” odgrywa tu kluczową rolę, również słabe oświetlenie pociągów/autobusów utrudniało mi czytanie w drodze. No dobra, czy to wszystko? Niekoniecznie, paradoksalnie również na świeżym powietrzu lepiej sprawdza się e-papier. Ostre światło odbija się od papieru i razi po oczach. Na plaży zdecydowanie wolę sięgać po czytnik, bo…
- Tak jest zdecydowanie wygodniej – ten szeleszczący zmysłowo papier trzeba… przewracać. To się nazywa odkrycie! I jeszcze konieczne jest trzymanie książki w dwóch rękach. Jeśli lubi się wyginać w najróżniejszych pozach na kanapie, kocu, czy fotelu, mniejsze urządzenie również będzie bardziej wygodne. Nawet strony „przerzuca się” jedną ręką. Niektórzy mówią na to lenistwo, dla mnie to „elastyczne podejście do czytelniczej pozycji”.
Audiobooki, czyli mów do mnie jeszcze…
To chyba najmniej popularna forma „czytania” i jednocześnie najbardziej specyficzna. To po prostu trzeba lubić, ale gdy już potrafi się czerpać przyjemność ze słuchania książek, okazuje się, że ma ono naprawdę sporo zalet.
- W drodze, na ulicy, czy w autobusie – ten model przypadnie do gustu osobom, które dużo podróżują. Bardzo sprawni kierowcy mogą tak urozmaicić sobie jazdę samochodem. Ja nie jestem aż tak zaawansowana, ale często uruchamiam audiobooka tuż po opuszczeniu domu. Nawet zwykłe wyjście na pocztę czy zakupy od razu zyskują na atrakcyjności, a ja nie marnuję ani minuty.
- Nawet ścieranie kurzy może być… fajne – nie przepadam za robieniem porządków, a cała masa domowych aktywności to naprawdę czasochłonne „zabawy”. Ścieranie kurzy, czy prasowanie zawsze kojarzyły mi się ze stratą cennego czasu. Przecież nie mogłam wtedy czytać. Czy aby na pewno? Teraz już nie! Słuchawki na uszach motywują mnie, żeby nie chodzić w pogniecionych ubraniach 😊
- W ramionach Morfeusza – Audiobooki to format idealny, by podczas ich słuchania robić wiele innych rzeczy. Muszę przyznać, że samodzielnie stanowią za to świetny… środek nasenny. Już się nie oszukuję, że przed snem wysłucham dłuższy fragment, tylko ustawiam aplikację z książką na 15 minut i zazwyczaj nie muszę nic zmieniać. To bardzo ciekawe, ale audiobooki naprawdę ułatwiają zasypianie nawet w sytuacjach, gdy normalnie wierciłabym się z boku na bok.
Co wybrać?
Ta lista to tylko subiektywny spis najważniejszych dla mnie zalet każdej z form czytania. Czy to wszystko? Oczywiście, że nie! Do plusów e-booków i audiobooków można jeszcze dodać ekologiczność i to, że nie zajmują cennej przestrzeni (każdy, komu skończyło się miejsce na kolejnym regale wie, o czym mówię). Z kolei papierowe wydania to wciąż standard (z paroma wyjątkami w dobie epidemii), więc co do zasady nie musimy się martwić, czy nasza wymarzona powieść będzie w nim dostępna. Właśnie dlatego… polecam przetestować każdy sposób i wybrać swój ulubiony. Albo jeszcze lepiej, łączyć wszystkie w zależności od potrzeb. Czyli na kanapie usiądziemy z wydaniem papierowym, w drogę ruszymy z czytnikiem, a przy ścieraniu kurzy wspomożemy się słuchawkami.
Co wy myślcie na ten temat? W jakiej formie najbardziej lubicie czytać książki i dlaczego?
Dominika Róg-Górecka