Cytaty Michał Śmielak

Dodaj cytat
Cza­sami wy­daje mi się, że można za­ufać tylko mar­twym. Oni już nie będą mieli oka­zji cię oszu­kać.
– Naj­waż­niej­sze, że by­łem szczę­śliwy, mą­dro­ści się nie za­pa­mię­tuje, ra­dość tak.
Prze­cież do­brze wiemy, jak one tam wy­glą­dają, w trum­nach. Nie przy­po­mi­nają na­szych dziew­czyn, nie pach­ną, nie śmie­ją się, nie pod­no­szą głosu o skar­pety zo­sta­wione na środ­ku po­koju. To wszyst­ko ma być tylko wy­zwa­la­czem pa­mięci, to w ni­czym nie przy­po­mina na­szych żon. Gro­bo­wiec jest fa­sadą, czy­telną i gło­śną w swej po­zor­nej, cmen­tar­nej ci­szy in­for­ma­cją, że pa­mię­tamy. To szyld wy­sta­wiony dla skle­pu z pa­mię­cią. Za­mknię­tego skle­pu. Wszyst­ko, co na pół­kach, po­zor­nie na sprze­daż, jest jed­nak do­stęp­ne tylko dla wy­bra­nych, tych, któ­rych coś wiąże z mar­twą osobą, ina­czej zo­ba­czysz pu­ste półki. I ta pa­mięć się li­czy, a nie to, co do­okoła, ten po­mnik, ja­kość mar­muru.
Bruno nie chciał piwa. To­pie­nie smut­ków w al­ko­holu już nie­jed­nego za­pro­wa­dziło na cmen­tarz, a on wo­lał na nim prze­by­wać w mil­czą­cym to­wa­rzy­stwie żony, ale jed­nak żywy.
Go­rzej niż le­kar­stwa opio­idowe dzia­łało na niego kłam­stwo.
Go­rzej niż le­kar­stwa opio­idowe dzia­łało na niego kłam­stwo.
– Pro­szę nie wie­rzyć we wszyst­ko, co mó­wią me­dia – od­parł Bruno. – Po­li­cja to nie ka­nał roz­ryw­kowy, który ma za­do­wa­lać wi­dzów te­le­wi­zji, my pra­cu­jemy po ci­chu, a chwa­limy się do­piero efek­tami.
– Pro­szę nie wie­rzyć we wszyst­ko, co mó­wią me­dia – od­parł Bruno. – Po­li­cja to nie ka­nał roz­ryw­kowy, który ma za­do­wa­lać wi­dzów te­le­wi­zji, my pra­cu­jemy po ci­chu, a chwa­limy się do­piero efek­tami.
Krzy­siek uwa­żał, że ży­cie bez jazdy na mo­to­cy­klu jest jak brak je­dynki w uzę­bie­niu, niby wszyst­ko w po­rząd­ku, ale czło­wiek się nie uśmie­cha.
Sły­sza­łem od two­jego prze­ło­żo­nego, że tro­chę po­le­żysz. – Ja nie je­stem śnieg na Gu­ba­łówce, żeby le­żeć tu do wio­sny.
Sły­sza­łem od two­jego prze­ło­żo­nego, że tro­chę po­le­żysz. – Ja nie je­stem śnieg na Gu­ba­łówce, żeby le­żeć tu do wio­sny.
– Szpi­talne je­dze­nie nie sma­kuje? – Nie wiem. My­ślę, że to ja­kiś test, za­miast ba­dać stan psy­chicz­ny pa­cjen­ta, po­daje mu się to coś i ob­ser­wuje. Je­śli pęk­nie i za­pro­te­stuje, ozna­cza, że jest zdro­wy i może wra­cać do domu.
Ży­cie za­wsze ata­kuje znie­nacka i cio­sem w plecy. Wiesz o tym.
– Pies jej nie bro­nił? – To stary la­bra­dor, mógł­by ewen­tu­al­nie za­li­zać spraw­cę na śmierć.
– Pies jej nie bro­nił? – To stary la­bra­dor, mógł­by ewen­tu­al­nie za­li­zać spraw­cę na śmierć.
Od za­wsze naj­moc­niej oba­wiamy się nie­zna­nego, bo kom­plet­nie nie wiemy, jak so­bie z nim po­ra­dzić. Jak mamy się ustrzec cze­goś, o czym nic nie wiemy? Nie znamy jego dzia­ła­nia, spo­sobu ataku i stop­nia za­gro­że­nia?
Tu­ry­ści na­pa­dali na mia­sto jak nie­gdyś Ta­ta­rzy, ata­ku­jąc taką masą lu­dzi, że nikt nie mógł so­bie z tym po­ra­dzić. Czy­nili to głów­nie w week­endy, po­czy­na­jąc od ma­jówki, by wy­co­fać swoją ha­ła­śliwą ar­mię pod ko­niec wrze­śnia. Przez resz­tę mie­sięcy mia­sto po­zo­sta­wało pu­ste i przy­po­mi­nało czasy sprzed Ojca Ma­te­usza, gdy tu­ry­sta na rynku był zja­wi­skiem nie­co­dzien­nym.
Tu­ry­ści na­pa­dali na mia­sto jak nie­gdyś Ta­ta­rzy, ata­ku­jąc taką masą lu­dzi, że nikt nie mógł so­bie z tym po­ra­dzić. Czy­nili to głów­nie w week­endy, po­czy­na­jąc od ma­jówki, by wy­co­fać swoją ha­ła­śliwą ar­mię pod ko­niec wrze­śnia. Przez resz­tę mie­sięcy mia­sto po­zo­sta­wało pu­ste i przy­po­mi­nało czasy sprzed Ojca Ma­te­usza, gdy tu­ry­sta na rynku był zja­wi­skiem nie­co­dzien­nym.
Jed­no­cze­śnie ja­kimś po­pie­przo­nym zrzą­dze­niem losu tem­pe­ra­tura utrzy­my­wała się na tym naj­gor­szym po­zio­mie, o je­den sto­pień za wy­soko na śnieg, ale wy­star­cza­jąco ni­sko, aby uprzy­krzyć wszyst­kim ży­cie.
Jed­no­cze­śnie ja­kimś po­pie­przo­nym zrzą­dze­niem losu tem­pe­ra­tura utrzy­my­wała się na tym naj­gor­szym po­zio­mie, o je­den sto­pień za wy­soko na śnieg, ale wy­star­cza­jąco ni­sko, aby uprzy­krzyć wszyst­kim ży­cie.
Jed­no­cze­śnie ja­kimś po­pie­przo­nym zrzą­dze­niem losu tem­pe­ra­tura utrzy­my­wała się na tym naj­gor­szym po­zio­mie, o je­den sto­pień za wy­soko na śnieg, ale wy­star­cza­jąco ni­sko, aby uprzy­krzyć wszyst­kim ży­cie.
Jed­no­cze­śnie ja­kimś po­pie­przo­nym zrzą­dze­niem losu tem­pe­ra­tura utrzy­my­wała się na tym naj­gor­szym po­zio­mie, o je­den sto­pień za wy­soko na śnieg, ale wy­star­cza­jąco ni­sko, aby uprzy­krzyć wszyst­kim ży­cie.
No cóż, śmierć tak samo po bo­ga­tego jak i bied­nego przy­cho­dzi, wszyst­kim tu aku­rat Bóg dał po równo.
No cóż, śmierć tak samo po bo­ga­tego jak i bied­nego przy­cho­dzi, wszyst­kim tu aku­rat Bóg dał po równo.
No cóż, śmierć tak samo po bo­ga­tego jak i bied­nego przy­cho­dzi, wszyst­kim tu aku­rat Bóg dał po równo.
Ze szczęścia rodzą się dzieci, z krzywdy upiory.
Góry łapią cię za kark jak małego kociaka i wrzucają do jednego z dwóch koszyków "kocham" lub "nienawidzę".
Boisz się jej, co nie? Le­cisz na nią, to dla­te­go. I nie za­prze­czaj, każdy zna po­wie­dze­nie, że gdy łeb si­wie­je, to chuj głu­pie­je. A my, głu­pie chło­py, boimy się tylko ko­biet, które ko­cha­my. Boimy się ich i boimy się o nie. Na jedno wy­cho­dzi.
Nie ma złej po­go­dy na czy­ta­nie książ­ki, są tylko nie­od­po­wied­nio do­bra­ne lek­tu­ry – od­po­wie­dział Sta­chu bez spe­cjal­ne­go en­tu­zja­zmu.
-Coś nie tak? - zapytał Kosma.
- To trudne pytanie.
- Pytanie jest tylko wtedy trudne, jeśli nie znamy odpowiedzi.