"Umilkły ptaki, przyszła śmierć" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Michała Śmielaka. Już sama okładka książki wzbudziła we mnie niepokój, a jak było z jej zawartością?
Czterech mężczyzn, przyjaciół, wyrusza w beskidzkie góry, by świętować wieczór kawalerski jednego z nich. Podążając mniej uczęszczanymi szlakami, pijąc alkohol i opowiadając sobie mroczne historie, nakręcają się wzajemnie i zaczynają popadać w paranoje. Słyszą i widzą rzeczy, które zaczynają ich przerażać. Czy to tylko wytwór ich pijackiej wyobraźni? A może las skrywa w sobie pradawne zło, a im grozi niebezpieczeństwo?
Wow! Co to była za historia! Naszpikowana nieoczywistymi sytuacjami, które wywoływały drżenie mojego serca, świetna fabuła, wciągająca od pierwszych stron. Mroczna, budząca grozę i uczucie niepokoju wycieczka w góry, gdzie autor funduje nam rollercoaster przeżyć, od wstrzymywania oddechu ze strachu, po wybuchy śmiechu czytając dialogi bohaterów.
Uwielbiam taki klimat. Duszny, przesiąknięty mistycyzmem, oraz specyficzną atmosferą, pięknych, ale i niebezpiecznych gór, do których zawsze odnoszę się z należytym szacunkiem.
Znalazłam w tej książce wszystko, co lubię: świetne dialogi bohaterów, klimat wywołujący dreszcze na plecach, morderstwo, zagadkę do rozwiązania i zakończenie, którego kompletnie się nie spodziewałam!
Ta opowieść zostanie ze mną na dłużej, ten tytuł to jeden z lepszych, które miałam okazji czytać w tym roku. Na pewno znajdzie...