Ben wiedzie proste życie w Widokach - warzy 4 beczki piwa tygodniowo, słucha opowieści w miejscowej gospodzie i nawet pojawienie się demona nie wybija go z tego rytmu. A jednak stanie się coś, co chłopaka z Widoków wygna w świat.
Nie mam doświadczenia w pisaniu opinii o książkach fantasy i nie bardzo potrafię się do tego zabrać, dlatego będzie krótko.
Nie lubię Bena. No dobra, może nie lubię to za dużo powiedziane. Nie przepadam. Ashwood jest naiwny, dużo mu się wydaje i jest w tym wybitnie wkurzający. To ma jednak zaletę, bo sprawia, że jego postać jest po prostu prawdziwa. I tutaj kłaniam się autorowi nisko, bo skupił się na tym, co ważne, a nie na tym co „klikalne”. Pokochałam za to Rhysa. O mamo! Co za bohater! Jeśli lubicie Jacka Sparrowa, to Rhysa pokochacie tak samo jak ja 😊
Początek powieści jest dość spokojny, ale z biegiem czasu powieść nabiera tempa. I ja nie wiem co tu się dzieje, bo to nie jest jakieś arcydzieło literatury fantastycznej, ale to się tak dobrze czyta, że naprawdę trudno się oderwać. Ja od razu złapałam za drugi tom, ale o tym już w kolejnej opinii. Tymczasem gorąco polecam spotkanie z Benem i spółką.