Najlepsza z serii „Dziewczyn z …”. Najbardziej szokująca i brutalna. Przeżyłam ją i odchorowałam. Może dlatego, że o rzezi wołyńskiej wiedziałam dużo mniej, niż o tematach pozostałych książek autorki - o Syberii, Powstaniu Warszawskim, Solidarności, czy holokauście, o tych tematach przeczytałam dużo powieści, reportaży, wspomnień. O Wołyniu prawie nic, a filmu, mimo najszczerszych chęci, nie dałam rady obejrzeć.
Świadectwo kobiet, które w czasie rzezi straciły rodziny, a same cudem uniknęły śmierci. Trzeba oddać im głos, skoro chcą mówić i wysłuchać co mają do powiedzenia, póki jeszcze żyją i jest to możliwe, żeby się dowiedzieć z pierwszej ręki. To jest na prawdę wstrząsająca lektura.
Wydawało mi się, że „Dziewczyny z Syberii” są drastyczne, że wspominające przeszły przez piekło i że zrozumieć tego okrucieństwa się nie da. Nic tym kobietom nie odbieram, ale podczas czytania wspomnień, miałam trochę zastrzeżeń do autorki, coś mnie tam uwierało, szczególnie w konstrukcji książki, przy ostatnich opowieściach już trochę zawiewało nudą. „Dziewczyny z Wołynia” to pod względem układu - książka identyczna. Znowu opowiada 10 pań. Tyle że tutaj byłam tak przerażona i wstrząśnięta, że nie zdążyłam zauważyć, czy coś mi nie przeszkadza. Przeczytajmy i polecajmy, bardzo zachęcam. Żeby się dowiedzieć i pamiętać.