Wówczas ujrzałem nowe, porażające wzrok diabelstwo. Na świeżo pomalowanej ścianie, jakby przywołane przez szponiastą istotę z grobowca, tańczyły drwiąco niezliczone miliardy czarnych, szarych i białych stworzeń. Ich wygląd mogła zrodzić jedynie skrzywiona wyobraźnia szaleńca. Niektóre były małe, inne zajmowały całkiem sporo miejsca. W drobnych szczegółach każde stanowiło groteskową i upiorną indywidualność, ogólnie jednak wszystkie - niezależnie od rozmiarów - przypominały tę samą, bliźniaczą istotę.