W tym roku postanowiłam przeczytać wszystkie siedem tomów przed swoją 30. Dość dobrze mi szło, byłam przekonana, że wyrobię się do 7 lipca, ale jakoś tak z tym siódmym tomem się ociągałam, że przeczytałam do dopiero teraz. Nigdy nie byłam, i już raczej nie będę przygotowana na wydarzenia, które dzieją się w Insygniach śmierci. Niestety w tym tomie trup ściele się gęsto, a wśród nich znajduje się osoba, której śmierć przybija mnie najbardziej. I zawsze mam wyrzuty sumienia względem tej postaci, bo zbyt późno rozumiałam jak blisko charakterologicznie ze sobą byliśmy.
Nie wiem co ja sobie kiedyś myślałam uważając Albusa za bohatera. Przecież w tym tomie on się koncertowo podkłada. Miałam cię chłopie za poczciwego staruszka, a okazałeś się kimś zupełnie innym. Doceniam chęć zmiany, ale już zawsze będę żałować, że ci kiedykolwiek zaufałam.
Harry Potter to 1/3 mojego życia. Ta seria nigdy mi się nie znudzi i zawsze będę wracała do niej z radością, mimo absurdów na jakie po drodze trafiam. Nic nie jest w stanie zabić miłości do tej serii. Ode mnie 10/10.