MACIEJ STUHR WYGRYWA Z ROWLING
O rany, ale to się ciągnie. I ciągnie. I ciągnie. I ciągnie…
Poprzednie dwie powieści też się ciągnęły, ale więcej się działo, więc łatwiej było to znieść. Dobrnęłam do końca tylko dzięki Maciejowi Stuhrowi. Przeczytał książkę tak rewelacyjnie (jak zawsze zresztą; jest fantastycznym lektorem audiobooków), że przyjemność z odkrywania coraz to innych jego interpretacji pojawiających się co chwila nowych postaci zrekompensowała zawód z powodu ślimaczącej się niemiłosiernie akcji.
Czy w Anglii pisarzom płacą od słowa? Chyba nie, bo Agatha Christie z takiej ilości słów stworzyłaby trzy powieści (sprawdziłam matematycznie, spróbujcie przeliczyć sami, jeśli nie wierzycie).
Ja bardzo proszę panią Rowling (choć oczywiście mnie nie posłucha, a redaktorzy nie ośmielą się, żeby jej zwrócić uwagę), żeby trochę bardziej się streszczać. To, że ma się łatwość konstruowania zdań, to może być zaleta. Jednak nie zawsze. Nie zawsze…