Raczej nie zdarza mi się poddawać po jednej książce danego autora, która nie spełniła moich oczekiwań, zwłaszcza gdy był to debiut, bo wtedy szansa na rozwój jest największa. Z reguły nie żałuję takiego podejścia, ale tym razem nadal mam mieszane uczucia.
"I zbaw mnie ode złego" to drugi tom serii Aleksandry Jonasz. Jest praktycznie dwa razy dłuższy od pierwszego i to działa na jego korzyść, zdecydowanie lepiej mi się go czytało dzięki temu, że poszczególne wątki były bardziej rozwinięte.
Tym razem udało się uniknąć też rażącego błędu, ale pojawiło się kilka drobniejszych potknięć, jak te, gdy na jednej stronie główna bohaterka schowała telefon do tylnej kieszeni spodni, a zaczął on wibrować w jej torebce, czy to, że podczas picia zwykłej herbaty, o którą sama poprosiła, wyczuwała woń owoców. Wspominałam też w opinii o pierwszym tomie, że nie lubię, gdy polscy autorzy tworzą zagranicznych bohaterów, ale wtedy to było tylko moje subiektywne odczucie, tym razem autorka sama włożyła mi argument do ręki, bo zabrakło jej konsekwecji w kreowaniu amerykańskiego stylu życia. Za oceanem nie zdejmuje się butów, gdy się kogoś odwiedza, to typowo słowiańskie zachowanie. Coś tu przy redakcji poszło ewidentnie nie tak.
Czytało mi się lepiej, jak już wspominałam, coraz wyraźniej widoczny jest zamysł autorki na całą trylogię, ale tym samym wzrasta też moje zniechęcenie, bo te senne koszmary zupełnie do mnie nie przemawiają, a Rosalie irytuje mnie jeszcze bardziej niż w pierwszej części.
Pod koniec sytuacja rozwinęła się tak, że z żażenowania odłożyłam książkę i przez dwa dni nie miałam ochoty ponownie po nią sięgnąć. Niby już wcześniej spodziewałam się takiej łzawej zagrywki, ale na coś takiego chyba nigdy nie będę gotowa na tyle, by po prostu po czymś takim czytać dalej. I nie będę kontynuować tematu, bo jak sobie o tym przypominam, to tracę ochotę na trzeci tom.
Ale żeby nie było tak negatywnie, to dodam jeszcze, że gdyby pominąć te sny Rosalie, to intryga w tej historii jest naprawdę mocna, szokująca i bardzo ciekawi mnie to, jak to się ostatecznie rozwiąże. Podkreślę też, że zakończenie tego tomu było naprawdę kapitalne, wręcz to totalny zwrot akcji i dzięki temu wierzę, że finałowa część mnie porwie.
"I zbaw mnie ode złego" to dobre rozwinięcie debiutu Aleksandry Jonasz. Mimo że nie wszystko mi się podoba, to dostrzegam w autorce spory potencjał i będę jej kibicować na jej pisarskiej drodze.
Moje 7/10.