Widziałam kilka wersji filmów o tematyce poświęconej katastrofie "Titanica" (także tych dokumentalnych). Za każdym razem, kiedy je widziałam, sytuacje w nich pokazywane wywoływały wiele różnych emocji. Jednak nigdy nie przeczytałam żadnej książki, która opisywałaby słowami tą katastrofę. Owszem artykuły w gazetach/magazynach tak, ale żadne suche fakty nie mogą równać się z opisem uczuć pasażerów, którzy byli świadkami tej katastrofy.
Przyznam szczerze, że książka Danielle Steel odczekała długo na półce zanim po nią sięgnęłam. Coś zawsze mnie od niej odpychało. Nie wiem, może obawa przed tym, że Steel (która mi się kojarzy raczej z romansidłami) opisze całą historię pokrótce, a reszta będzie banalną historią okraszoną ckliwymi romansowymi wątkami.
W książce poznajemy rodzinę Winfieldów, którzy po odwiedzinach u rodziny w Anglii wracają do domu całkiem nowym statkiem, o którym głośno się mówi, że jest "niezatapialnym cudem". "Titanic" wyrusza w swój dziewiczy rejs i po 4 dniach podróży uderza w górę lodową. W nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku, na dno wraz ze statkiem idzie ponad 1500 ludzkich istnień, a tylko ponad 700 zostaje uratowanych (głównie kobiet i dzieci).
Jeżeli chodzi o opis samej katastrofy (jej przebiegu od początku do końca) jestem pod wrażeniem sposobu, w jaki pani Steel to opowiedziała. Poświęca na to kilka rozdziałów na początku książki, gdzie oprócz opisów tonięcia statku w doskonały sposób opisuje właśnie to, o czym zawsze chc...