"Katastrofa nadeszła jesienią i dopadła Louise Cantor bez jakiejkolwiek zapowiedzi."
Późna książka Mankella (2004) z wyraźnie zarysowanymi problemami społecznymi, jakimi są: chciwość i nieetyczność wielkich korporacji ("w branży farmaceutycznej zwyciężyła chciwość, a ponieważ strumieniom dolarów pozwala się płynąć jak chcą, chciwość przejmuje hegemonię nad światem", s.286), dzika eksploatacja zasobów materialnych i ludzkich w biednych krajach (nie tylko) Afryki, eksperymenty na zwierzętach i ludziach (epidemia HIV - "nikt mnie nie przekona, że wirusy HIV nie powstały w tajnych laboratoriach", s.215), znieczulica obywateli państw rozwiniętych wobec losu Trzeciego Świata oraz korupcja instytucji międzynarodowych (w tym organizacji pomocowych) oraz przekonanie ludzi bogatych i dzierżących władzę, że stoją ponad prawem.
Nie jest to już właściwie kryminał, co książce wychodzi na dobre, i mimo że powieść ma aż nadto wyraźną tezę, nie szkodzi jej to, a to głównie dzięki fantastycznie prowadzonej narracji. Mankell umie pisać tak, by zostawiać miejsca dla wyobraźni czytelnika, nie śpieszy się, wykorzystuje sny, obrazy, naturę ("Z odłamków natury można zbudować każdy krajobraz", s.225). To już nie jest tylko akcja, sensacja czy rozrywka. Zresztą - przyzwyczaił nas do tego już w cyklu z Wallanderem. Nie zaliczam tej książki w swej klasyfikacji do rozrywki (tu zyskałaby więcej gwiazdek), lecz do powieści.
Na główną bohaterkę wybiera kobietę-archeologa, co ...