Bardzo byłam ciekawa tej baśniowej atmosfery i mogę już stwierdzić, że owszem - JEST! Koresponduje z nią piękna okładka, pełna drobnych elementów związanych z fabułą powieści. Miniaturowe domki, zwierzęta i rośliny, a między nimi kości, czaszki i krew obiecują ciekawą historię.
W niewielkiej wsi mieszka Piotr Władimirowicz z ukochaną żoną Mariną Iwanowną, dziećmi i nianią Dunią. Zima w tych rejonach trwa długo i jest mroźna, zatem wieczory rodzina spędza przy ciepłym piecu, słuchając bajek opowiadanych przez starą opiekunkę. Największą popularnością cieszy się opowieść o demonie zimy, Mrozie. Kiedy na świecie pojawia się najmłodsza córka Piotra Władimirowicza, Wasilisa, jego żona umiera, zostawiając dzieci pod opieką męża i niani. Wasia rośnie zdrowo i szybko okazuje się, że nie jest podobna do reszty rodzeństwa. Marina marzyła, by jej mała córeczka była taka, jak jej matka i to się sprawdza. Mieszkańcy wioski dziwnie na nią patrzą, bo mała wyrasta na chłopczycę, którą interesuje głównie las, chodzenie po drzewach i konie. Poza tym dziewczynka widzi upiory i domowe duchy, które chronią chatę przed tymi pierwszymi.
Kiedy pewnego dnia Piotr przywozi z Moskwy nową żonę, a później zmarłego popa zastępuje ojciec Konstanty, życie Wasilisy bardzo się zmienia. Anna, macocha Wasi, jest bardzo pobożna, choć w Moskwie uważano ją za obłąkaną, bo wszędzie widziała demony. Kobieta zabrania składania ofiar domowym duchom, przez co słabną one i nie mogą już skute...