„Śniła się nam absolutna cisza i że wszystko było w niej zawieszone jak dekoracje na wystawach sklepów, i że byliśmy w tej ciszy szczęśliwi, ponieważ byliśmy wszędzie nieobecni.”
„Szafa” to cieniutki zbiorek zawierający 3 opowiadania Olgi Tokarczuk: tytułową „Szafę” z 1987 r., „Numery” z 1989 r. i „Deuxs ex” (nie doszukałam się daty powstania). Całość ukazała się w 1997 r. Nie wiem, czy czytałam wcześniej te opowiadania, czy tylko „Szafę”, bo z dawnego czytania tylko ona została w mojej pamięci. Opowiadanie to i wówczas, i teraz, przywołało wspomnienia moich „znikań” w szafie i odczuć z tym związanych. Gdy miałam ok. 4 lat uwielbiałam zamykać się w płaszczowej części trzydrzwiowej szafy. Wtulałam się w jej kąt odchylając ubrania (bo mama gniewała się, że gniotę płaszcze), nasuwałam na głowę kapelusz taty i siedziałam. Jak długo? Pewnie krótko, ale pamiętam tylko, że było mi tam dobrze, bezpiecznie, że byłam tam „u siebie”. I że bardzo to lubiłam. I że marzyłam, że jak będę duża, to kupię sobie taką szafę, w której będę mogła siedzieć… I podczas dawnego czytania, i teraz uświadamiałam sobie, że marzenie o kupnie szafy do siedzenia zupełnie uleciało z mej pamięci:). Całkiem możliwe, że te moje doświadczenia z szafą sprawiły, że bohaterka „Szafy” była mi bliższa w swym upajaniu się aksamitnością jej wnętrza, potrzebie schronienia się w bezpieczne miejsce i zamienianiu absurdu w rzeczywistość, bo w szafie „było dość miejsca na cały świat”.
Najbardziej urzek...