Krzysztof A. Zajas to autor powieści kryminalnych i grozy - do tej pory z tego drugiego gatunku miał na koncie “Oszpicyn”, teraz jego dorobek powiększył się o “Taniec piżmowych szczurów”. Jest to niejako domknięcie historii z “Oszpicyna”, ale mimo wszystko nie zalicza się tych tytułów do serii - powiązanie jest bardzo luźne, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by czytać książki całkowicie oddzielnie. Ja tak zrobiłam z „Tańcem piżmowych szczurów” i muszę przyznać, że była to pokręcona, uszczypliwie zabawna i ciekawa lektura, mimo iż tak na co dzień po grozę raczej nie sięgam. Tutaj autor bawi się gatunkiem, bawi się znanymi motywami i gra z czytelnikiem, ciągle puszcza do niego oko, mieszając fikcję literacką z czymś, co mogłoby się wydawać faktami z naszego życia prawdziwego. Główny bohater, a zarazem narrator powieści to pisarz, który dosyć impulsywnie przeprowadza się do domu na wsi - ten już pierwszej nocy wydaje się nawiedzony. Ale czy na pewno? A może to tylko bujna wyobraźnia pisarza, sny, które przynoszą mu natchnienie do tworzenia? Historia długo rozgrywa się tylko w tym jednym miejscu, dopiero gdzieś za połową bohater z domu wychodzi, jednak cały czas pozostaje w okolicy. A ta jest klimatyczna, idealna dla powieści grozy - mała społeczność, odosobnienie, mgliste, bagniste tereny. Intryga jest pokręcona i zagmatwana dzięki stylowi narracji, który jest dosyć gawędziarski, a styl sprawia, że historia jest zabawna i lekka. To zmienia się, gdy czyta się tę powieść w n...