Uwielbiam prozę Samanthy Young. Zresztą, kto choć trochę bywa na moim profilu, ten wie, że przeczytałam wszystkie książki autorki i z wielką niecierpliwością czekam na każdą kolejną. A gdy już do mnie przychodzi, to najpierw się z nią witam, patrzę, podziwiam, przeglądam – tym samym buduję napięcie przed rozpoczęciem lektury, delektuję się nią. Lecz, gdy już otworzę i przeczytam pierwsze zdanie, to przepadam na kilka godzin. Po tych kilku godzinach jestem na siebie zła, że przeczytałam ją tak szybko. Czuję wtedy lekki niedosyt, gdyż skończyła się zbyt szybko…
Tak właśnie jest z dobrymi, ulubionymi książkami – najpierw nie możemy się doczekać, aż u nas będzie.
Następnie nie możemy się doczekać historii w środku.
A ostatecznie jesteśmy na siebie źli, że nie potrafiliśmy dawkować sobie tych stron. Odwieczny problem książkoholika – książki za szybko się kończą, zwłaszcza te dobre.
Taka i byłą również tym razem kolejna z serii Hart’s Broadwalk „To, co najważniejsze”. W poprzednich książkach serii już poznaliśmy Emery Saunders, piękność, która przybyła do miasteczka znikąd, aby wieść spokojne życie w małej mieścinie. Emery jest cicha, wyważona, spokojna. Nikomu nie wadzi, nikomu się nie narzuca, niewielu osobom dała się poznać. Otacza ją aura wstydliwości, przez którą niewielu udało się przedostać i poznać prawdziwą Emery. Jednakże jest w miasteczku mężczyzna, który wie, skąd Emery przybyła i kim j...