Taka pogoda za oknem, że czas wyjąć z szafy letnie sukienki, a z biblioteczki lekturę idealną na lato, albo jak sugeruje Wydawnictwo Albatros, do małej czarnej. A na nią zawsze jest odpowiednia pora.
Po świetnej „Liście, która zmieniła moje życie”, szybko sięgnęłam po drugą pozycję z serii „Mała czarna”.
I rzeczywiście okazała się równie zabawna, ciepła i wzruszająca. Lecz prócz tego, że jest to lektura lekka i przyjemna, autorce udało się zgrabnie wpleść kilka trudnych tematów jak problem toksycznych relacji, choroby i śmierci, czy uprzedzeń rasowych.
Leon pracuje na oddziale paliatywnym nocami, a poza tym potrzebuje pieniędzy, poszukuje więc współlokatora do swojego niewielkiego mieszkania. Na jego ogłoszenie odpowiada Tiffany, która po rozstaniu z chłopakiem musi niezwłocznie znaleźć nowe lokum. Układ wydaje się idealny, a współlokatorzy, mimo, że będą dzielić łóżko, nie mają spotkać się miesiącami.
Ich relacja rozwija się w zabawny sposób, dzięki liścikom, które sobie pozostawiają. Z czasem czują się w tej dziwnej konwersacji coraz bardziej swobodnie, pojawiają się wzajemne zwierzenia i stają się sobie coraz bliżsi.
Co się stanie, gdy po kilku miesiącach wspólnego mieszkania spotkają się w końcu twarzą w twarz? Czy rzeczywistość nie zburzy budowanego w wyobraźni obrazu drugiej osoby? Czy Leon pozwoli, by Tiffany zamieszkała nie tylko w jego mieszkaniu, ale i sercu?
To tak ciepła, urocza i naładowana pozytywną ener...