Lata temu, gdy „Zbrodnia i kara” była moją lekturą szkolną, powieść ta stała się dla mnie jedną z najważniejszych. Wciąż żywo pamiętając emocje, które wtedy mi towarzyszyły — postanowiłam zmierzyć się z nią ponownie i zobaczyć, czy będzie w moich oczach równie dobra. W końcu Dostojewski uchodzi za jednego z najważniejszych pisarzy, a akurat ten tytuł to otwarcie drzwi dla powieści psychologicznych, czyli ważny krok dla literatury światowej. Wiedza o wadze tytułu czy docenienie jego poszczególnych warstw a emocje z nim związane, to jednak coś, co niekoniecznie musi się pokrywać.
„Zbrodnia i kara” to powolne popadnie w szaleństwo, jakiego nie wywołuje moralność, a cierpienie na skutek niemocy w próbach dogonienia ideałów. Raskolnikow popełnia zbrodnię po części dla zysku, po części dla udowodnienia podziału ludzi na dwie kategorie. Zdaje się nie żałować samego czynu, a jedynie odkrycia części siebie, której miał być pozbawiony. Niezaspokojone ambicje oraz niemoc popychają go do podejmowania pochopnych decyzji, miotania się, coraz dalszego odchodzenia od realności przy powracającym przeświadczeniu o własnej wyjątkowości. Na swój sposób Raskolnikow jest życiowym nieudacznikiem, który uparcie — zgodnie z podziałem, w jaki wierzy — chce zaliczać się do innej kategorii.
Każdy drobny element powieści wart jest uwagi, a styl autora świadczy o jego dojrzałości, ale myślę, że to tekst przegadany, momentami wręcz nudny. Wciąż wart uwagi, wciąż ważny, ale najwyraźni...