„Przewrotny los stawia na naszej drodze różnych ludzi, ale i zabiera ich z niej. Za każdym razem kryje się w tym jakiś cel. Czasami daje nam nauczkę, by przypomnieć, czym jest pokora. Nieraz pozwala nam dostrzec, jak piękne mogłoby być nasze życie, gdybyśmy tylko odrobine pomogli szczęściu.”.
„Kochanie nie rań mnie” to jedna z książek, która już od jakiegoś czasu czekała na moim stosie hańby. Jak wiecie, bardzo lubię debiuty, więc byłam bardzo ciekawa, co takiego znajdę w tej historii – choć, szczerze przyznaje, że te napisy na okładkach o milionach odsłon niespecjalnie mi się podobają – bo dwie książki z takim właśnie napisem zupełnie nie przypadły mi do gustu.
Zawsze staram się podchodzić do nowych autorów z czystą głową, bo każdy z nich zasługuję na maksimum mojej uwagi. Patrząc na okładkę tej książki i posiłkując się opisem, sądziłam, że dostanę taki trochę słodki romans. Czy tak właśnie było? Zdecydowanie nie, co było bardzo miłym zaskoczeniem.
Może zacznę od tego, że w ogóle nie czuć, by ta książka była debiutem. Została napisana naprawdę fajnym i rozbudowanym stylem, który był lekki i przystępny, więc poznanie tej historii było czystą przyjemnością. Czytałam z dużym zaangażowaniem i nie licząc jednej przerwy spowodowanej moim kiepskim samopoczuciem, to ciężko było mi się od niej oderwać.
„Kochanie nie rań mnie” to historia Melody. Dwudziestotrzyletnia młoda kobieta tak naprawdę sama nie wie co począć ze swoim życiem. Pomimo że skończyła studia prawnicze z wyróżnieniem oraz ma możliwość stażu w kancelarii należącej do jej rodziny, czuje, że to nie jest droga, którą powinna podążać w życiu.
Pewnego dnia będąc na imprezie, po wypiciu sporej dawki alkoholu w oko wpada jej przystojny mężczyzna. Pod wpływem impulsu Melody całuję go na parkingu, sądząc, że nigdy więcej go nie spotka. Jakież więc jest jej zdziwienie, gdy tym mężczyzną okazuje się Rhys, z którym obecnie będzie zmuszona pracować.
Nagle całe jej życie komplikuje się coraz bardziej. Melody czuję, że najbliżsi mają przed nią jakieś tajemnice, a podjęcie stażu w kancelarii ma drugie dno. Niewyjaśnione tajemnice, namiętność, niebezpieczeństwo, ból.. Czy warto poznać prawdę, która może zmienić wszystko? Czy może jednak żyć w niewiedzy, ciesząc się chwilą?
***
Tak jak już wspominałam, jestem miło zaskoczona, bo ta historia była naprawdę dobra! Autorka od samego początku stworzyła atmosferę tajemniczości. Dziwne zachowanie dziadka oraz matki Melody, podejrzane znikanie Rhysa, tajemnicze SMS-y i niedopowiedzenia sprawiały, że do samego końca byłam ciekawa, o co właściwie chodzi w relacji, która połączyła bohaterów. Miałam dużo pytań, niestety na kilka z nich nie uzyskałam odpowiedzi, dlatego tym bardziej nie mogę się doczekać kolejnego tomu.
Cała historia bardzo mi się podobała. Pomysł na fabułę, lekkie i niewymuszone dialogi, sceny erotyczne niezbyt długie i opisane ze smakiem. Jestem bardzo ciekawa dalszych losów bohaterów, a jeśli jakimś cudem nie trafiliście jeszcze na tę historię, to warto to zmienić, bo czas spędzony z bohaterami z pewnością będzie udany!
POLECAM!