„Jednym tylko rozkazem mogłem zniszczyć jej wszystkie marzenia i plany na przyszłość. Pozbawić szczęścia i nadziei na lepsze życie. Gdyby to był ktoś inny, nie zawahałbym się, ale to była Emily, moja nowa obsesja. Kobieta, która tylko jednym spojrzenie, zawładnęła moim umysłem”.
Mafia? Tak, kolejny raz mafia, tylko jaka.. Już nie raz powtarzałam, że bardzo lubię debiuty, a gdy dostaję w swoje ręce książkę napisaną w tak dobrym stylu, to muszę się upewnić, czy oby na pewno mam do czynienia z debiutująca autorką – bo według mnie, tego w ogóle nie da się odczuć.
„Król Midas” to kolejna historia mafijna, w której nie znajdziecie zaaranżowanego małżeństwa, i choć może niektóre rzeczy mogłam już spotkać w innych książkach, to jednak ja już nie raz powtarzałam, że dla mnie nie jest to żaden minus. Dla mnie to lekkie trzymanie się schematu to taki znak rozpoznawczy romansów mafijnych, bo tak naprawdę dopiero to, w jaki sposób autor poprowadzi daną historię i w jakie emocję ją „ubierze” daje efekt, który albo mnie zachwyci, albo jedynie do siebie przekona.
W przypadku debiutanckiej powieści Magdy Szwedy, zdecydowanie czuje się zachwycona! Ta historia była tak przepełniona mrokiem i niebezpieczeństwem, że czasami aż chciałam, żeby było lżej, że może autorka powinna na chwilę odpuścić i dać moment wytchnienia, jednak z drugiej strony, ta ciężka część ta historii podobała mi się na tyle, że trudno było mi odłożyć czytnik na bok, nie próbując na raz dotrwać do końca historii. I pewnie, gdyby nie zastała mnie noc, a rano ktoś musiał odwieźć dzieci do przedszkola, to pewnie tak bym postąpiła, jednak miało to też swoje dobre plusy, bo gdy na drugi dzień zabrałam się za dokończenie, miałam wcześniej chwilę czasu, by przeanalizować to, co wydarzyło się do tej pory i czytać dalej z pewnymi już wnioskami, choć nie powiem, by w jakiś sposób ułatwiło mi to odbiór tego, co autorka przyszykowała na sam koniec.
Jak już wspominałam na początku, książka jest napisane bardzo dobrze. Styl, jakim posługuję się autorka, jest naprawdę dojrzały. Niby lekki i prosty, ale jednocześnie rozbudowany i przepełniony emocjami. W dialogach czuć było prawdziwość, nie było niczego sztucznego ani pisanego na siłę. Autorka tak poprowadziła fabułę i wykreowała takich bohaterów, że człowiek od początku do końca wsiąkał w tę historię, nie mogąc ani na chwilę przestać o niej myśleć.
Dla mnie jest to jeden z najlepszych debiutów, jakie czytałam. Pewnie znajdą się głosy mówiące o tym, że przecież część z tego już było, ale tak naprawdę co z tego? Jeśli autor ma pomysł, warsztat, i potrafi podzielić się z czytelnikiem historią, która potrafi zaskoczyć, to nawet jeśli znajdziemy w niej wątki spotykane w innych powieściach, co nie oszukujmy się, jest wykorzystywane w naprawdę wielu przypadkach, to schodzi to daleko w tył, a my zostajemy tylko z historią, którą się czyta i którą się przeżywa z każdym czytanym słowem.
Mnie „Król Midas” przekonał do siebie fabułą, świetnym stylem a przede wszystkim emocjami, których było naprawdę wiele! Było niebezpiecznie, posępnie, krwawo, ale też namiętnie i nawet w chwilach, gdy żołądek ściskał mi się z emocji, cały czas miałam nadzieję, że jeszcze wyjdzie słońce i będzie dobrze. Czy tak było? O tym musicie przekonać się sami.
Ostatnio często to powtarzam, ale kolejny raz jestem zauroczona i zachwycona! Z chwilą, gdy mój czytnik pokazał 100 % czułam jednocześnie ulgę, i niesamowity żal, że to już koniec. Mam nadzieje, że autorka uraczy nas jeszcze nie jedną historią, bo ja jestem pewna, że kolejną książkę biorę w ciemno!
Dlatego też dziś nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić was do poznania „Króla Midasa”. Autorce gratuluję tak udanego debiutu, a wam książkę całym sercem POLECAM!