Ballada ptaków i węży recenzja

O co tyle szumu?

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @Aleksandra_B ·7 minut
2020-07-16
3 komentarze
7 Polubień
Gdzie się człowiek nie obróci, tam widzi okładkę „Ballady ptaków i węży”. Osacza, wyskakuje z najmniejszego zakątka Internetu, kusi, aby dać jej szansę. Jest promowana do tego stopnia, że wielu obawia się otworzyć lodówkę, by czasem tam nie ujrzeć tej książki (choć zapewne i tak by się ucieszyli z darmowego egzemplarza, bo ten swoje kosztuje), tym samym ciężko ją przeoczyć. No ale jak tu się dziwić, skoro jest to kolejne dzieło spod pióra Suzanne Collins, autorki poczytnej trylogii „Igrzysk śmierci”, która zdobyła znacznie większą sławę, kiedy świat ujrzały cztery filmy na jej podstawie. Tym samym pojawienie się „Ballady…”, gdzie głównym bohaterem został znienawidzony, a zarazem intrygujący Coriolanus Snow, przyszły prezydent Panem, aż rozpaliło ciekawość w fanach. Także ja sama nie mogłam doczekać się tego, co przygotowała dla nas kochana pisarka. Tylko czy ta cała ekscytacja okazała się słuszna?

SKORO MAMY JUŻ DESZCZOWE LATO, TO NA ŚNIEŻNE TEŻ SIĘ ZNAJDZIE MIEJSCE.

Zacznę od tego, że „Ballada ptaków i węży” jest… inna. Choć usytuowana w dobrze znanym Panem, gdzie Kapitol trzyma dystrykty żelazną ręką, a doroczne Głodowe Igrzyska odbierają multum młodych, niewinnych istnień, wyraźnie odczuwa się różnicę. Cóż, dziwne, jakby było inaczej, skoro fabuła cofa nas o kilkadziesiąt lat. Do lat, gdzie cały zamysł mszczenia się na nieposłusznych, pragnących wolności ludziach dopiero raczkował, a podstawowe elementy krwawej jatki zaczęły w ogóle się pojawiać. Wraz z młodocianym Coriolanusem Snowem (zdajecie sobie sprawę z tego, że nie umiałam nauczyć się jego imienia i co rusz, machinalnie, przeobrażałam je w nazwę dobrze nam znanego paskudztwa?) mogłam przyglądać się temu „przedsięwzięciu”. Było mi dane zobaczyć, jak nabiera kształtów, zyskując na atrakcyjności w oczach znużonych Kapitolińczyków, którzy byliby skłonni inwestować w to wydarzenie. Nie powiem, działało to na mnie dezorientująco. Przyzwyczajona do zgoła innego systemu, czułam się nieco zakłopotana, gdy coś wyglądało inaczej. Ale nie ma tego złego. Dzięki temu (dziwnie to brzmi, naprawdę) było mi dane zobaczyć, jak w ogóle zdołały się rozwinąć Głodowe Igrzyska. Zrozumieć, co tak właściwie siedziało w głowach tych, co postawili na swego rodzaju luksusy, pozwalające uwierzyć trybutom, że jednak są oni najważniejsi, bo to, co przeżywali młodzi w tej książce… mroziło krew w żyłach. Transport, traktowanie ich jak bydło, zapewnienie „atrakcji”… Po prostu byli traktowani jako króliki eksperymentalne dla chorych z chęci zemsty Kapitolińczyków, upewnionych w swej wyjątkowości. Tym samym człowiek stawia sobie pytanie: „Czy aby na pewno Katniss miała od nich lepiej? Czy faktycznie podróżowanie nowoczesnym pociągiem oraz możliwość najedzenia się daniami z najlepszych składników okazały się lepsze od tego, co przygotowano dla jej poprzedników z Dziesiątych Głodowych Igrzysk?”. Nurtuje to, odbiera apetyt i nie pozwala zasnąć, byle tylko odnaleźć odpowiedź, która jest równie przerażająca, jak sam cel tej krwawej zabawy. Jak ono brzmi? Chyba każdy do tego dojdzie, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zaprzestać. Porzucić to i spróbować rozwiązać ten konflikt w inny sposób, gdzie tutaj każdy kolejny rok powodował coraz większą nienawiść. A już trylogia pokazała, czym może się to skończyć.
Na samym początku wydawało mi się, że ta książka będzie tylko i wyłącznie skupiać się na Głodowych Igrzyskach, gdzie niecodzienna relacja między mentorem a trybutem okaże się po prostu uroczym dodatkiem. Dodatkiem pozwalającym wyzwolić nikły uśmiech na twarzy, kiedy w oczach będą błądzić łzy. Nic bardziej mylnego! Co jak co, ale najważniejszy tutaj okazał się Coriolanus Snow, a raczej przemiana, jaka w nim zachodziła. Zdajecie sobie sprawę, jak ciężko przestawić umysł, aby móc oceniać tego człowieka nie przez pryzmat tego, co robił w głównej trylogii, a poprzez kroki wykonywane w tej książce? A każdy, kto miał do czynienia z „Balladą…” na pewno przeżył niemałe zaskoczenie z takiego obrotu spraw. Obserwacja Coriolanusa, dowiadywanie się o nim wielu nowych informacji, dawały to, czego dotąd nie mogliśmy dorwać – właściwej wiedzy. Stanowiące liczne zagadki zachowania przyszłego prezydenta Panem, niezrozumiałe przyzwyczajenia, odnalazły wreszcie źródło. Nie powiem, przemiana chłopaka w pewnym momencie wydała mi się zbyt gwałtowna, niemalże nierealna, to i tak odnalazłam zaczepienie pozwalające wyjaśnić sobie dane kwestie. Jego przeżycia, podejmowane decyzje oraz wahania kształtowały go, a widoczne gołym okiem rysy sugerowały, że była szansa. Szansa na to, aby historia potoczyła się inaczej, ale nie zawsze dostajemy to, czego chcemy od życia, czyż nie? Aczkolwiek, Suzanne Collins, poprzez jego historię, udowodniła, że to, iż ktoś staje się zły, nie bierze się znikąd. Ktoś lub coś musi ofiarować iskrę, aby ta wywołała niszczący wszystko na swojej drodze pożar.

SERCE CZY UMYSŁ – ZADECYDUJ.

Jak już wcześniej wspomniałam, musiałam zapomnieć o późniejszym przedstawieniu Snowa, aby móc w pełni zaznajomić się z jego nastoletnim wizerunkiem. Było to nie lada wyzwanie, ale zwycięstwo pozwoliło mi odkryć, że Coriolanus wcale nie miał tak łatwego życia, jak nam to się wyobrażało. Wychowywany przez niewiele starszą kuzynkę Tigris oraz przesiąkniętą miłością do Panem i samego Kapitolu Panibabcią (bo zwykłe „babcia” do niej nie pasowało), starał się jak mógł ukrywać fakt, że choć jest przedstawicielem rodu Snowów, to tak naprawdę… nie posiada już tylu dóbr materialnych, co sprzed czasów rewolucji. I właśnie to nauczyło go sztuki perswazji. Walczący o każdy dzień, próbujący wspinać się po szczeblach kariery, posiadał w rękawie przyciasnej marynarki tyle asów, że tylko ktoś naprawdę spostrzegawczy dałby radę rozszyfrować jego prawdziwe zamiary. Nadmierna pewność siebie dawała mu poczucie władzy, a kreatywność pole do popisu, tym samym Lucy Gray, jego trybutka z Dystryktu Dwunastego, miała poniekąd lepszy start od pozostałych. Coriolanus dwoił się i troił, aby doskonale ją zaprezentować, lecz nie robił tego bezinteresownie. Wraz z promowaniem dziewczyny, wyraźnym zaznaczaniem, że to ona może zwyciężyć, przede wszystkim walczył o własną przyszłość. O możliwość dalszej edukacji, na którą nie byłoby stać. Nie przypuszczał jednak, że Lucy oczaruje nie tylko Kapitolińczyków, ale również jego samego. Wzajemna fascynacja doprowadzała do wielu nieprzemyślanych, gwałtownych ruchów, których skutki – prędzej czy później – odczuwali na własnych skórach. Zapatrzeni w siebie, gotowi uwierzyć w istnienie miłości od pierwszego wejrzenia, stracili głowy. Tylko że – jak dla mnie – Lucy nieco trąciła fałszem…
Choć pannie Bairdnie można odmówić dobroci oraz altruizmu, w jej przypadku odczuwałam, że z nią jest coś nie tak. Nie umiałam w pełni jej zaufać. Imponował mi jej talent, tworzone przez nią piosenki trafiały w sedno i kradły serce, ale i tak nie byłam w stanie ofiarować jej tyle sympatii, ile z początku chciałam. Więcej cieplejszych uczuć posyłałam w stronę Tigris czy przyjaciela młodego Snowa, Sejanusa. W ich przypadku czuło się prawdę. Wszystko, co robili, było prawdziwe, nie tworzone pod publikę. Kochali i chcieli być kochani, co inni chętnie wykorzystywali. Jednakże największe uznanie w moich oczach zdobyła Mamuś. Kobieta naiwna, wierząca tylko i wyłącznie w dobro świata, stanowiła najjaśniejszy promyk tej książki. Gotowa nieść pomoc, dzieląca się tworzonymi przez siebie smakołykami, gotowa wszystkich traktować jak własne dzieci... Współczułam tej kobiecie. Ten świat był dla niej zbyt okrutny, za żadne skarby do niego nie pasowała. Pokazywała jednak, że niezależnie od tego, kim się jest, każdy zasługuje na to, by traktować go równo. Nie interesowało ją dzielenie społeczeństwa – chciała przede wszystkim lepszych dni.

Podsumowując. „Ballada ptaków i węży” to bestsellerowa powieść poczytnej autorki, która jednych zachwyca, a drugich rozczarowuje. Trudno się temu nie dziwić, gdyż ten prequel jest inny od głównej trylogii. Pełny przemyśleń, analiz oraz spraw sercowo-umysłowych, nie zezwala na pełnowymiarową akcję, wprost wyciekającą ze stron. Tutaj liczy się przede wszystkim ukazanie psychiki człowieka ślepo zapatrzonego w otaczający go system, wręcz życie nim i podążanie śladami tych, co zaczęli go tworzyć. Poniekąd przedstawia bolesny upadek kogoś, kto miał okazję coś zmienić. Wiadomo jednak, że to nie mogłoby mieć miejsca, bo wtedy Katniss Everdeen nie zyskałaby swojej szansy. Przyznam jednak, że nadal wiele spraw pozostało niewyjaśnionych, co sprawia, iż chciałabym kontynuacji, lecz bardziej zastanawia mnie, czy autorka nie podąży w tym kierunku i nie zacznie ukazywać innych bohaterów. Co jak co, ale nie obraziłabym się, gdyby zaserwowała czytelnikom historię młodego Haymitcha. Wręcz przeciwnie...

Moja ocena:

Data przeczytania: 2020-07-13
× 7 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Ballada ptaków i węży
4 wydania
Ballada ptaków i węży
Suzanne Collins
7.7/10
Cykl: Igrzyska śmierci, tom 4

Dziesiąte Głodowe Igrzyska rozpoczyna poranek dożynek. Na Kapitolu osiemnastoletni Coriolanus Snow przygotowuje się, by jak najlepiej wykorzystać szansę na chwałę – jako mentor. Jego rodzinny dom pod...

Komentarze
@elcia17
@elcia17 · ponad 4 lata temu
Pamiętam jeszcze jaka była moja reakcja na pierwszą część Igrzyska Smierci ,wow to jest to .Czegoś takiego jeszcze nie czyyałam.Trochę czasu upłynęło od tamtej pory a powieść doczekała ekranizacji i znów minął jakiś czas i kolejny tom.Tym razem autorka też nie zawiodła.To prequel Igrzysk Śmierci nie kontynuacja serii dlatego warto przeczytać .
× 1
@Aleksandra_B
@Aleksandra_B · ponad 4 lata temu
Ja pamiętam, że dość długo nie umiałam chwycić po „Igrzyska śmierci”. To był czas, kiedy szum wokół jakiejś książki mnie odpychał. Zrobiło się cicho, to postanowiłam odkryć, o co tyle szumu. I wtedy przepadłam. Ba, nawet czytałam w drodze do domu, prawie że powodując wypadek, bo nie zauważyłam, że dotarłam do ulicy.
I tak, jestem zdania, że warto po to sięgnąć ze względu na to, że to prequel. Pozwala odkryć coś, co wcześniej było niejasne, rozmazane.
× 1
@magicznaprzystan
@magicznaprzystan · ponad 4 lata temu
Ja uwielbiam "Igrzyska śmierci" To moja ulubiona trylogia. Czytałam ją kilka lat temu, ale pamiętam ją, ciężko o niej chyba zapomnieć. Do "Ballady ptaków i węży" nie mam pojęcia czy zajrzę. Może kiedyś.
× 1
@Aleksandra_B
@Aleksandra_B · ponad 4 lata temu
Też uwielbiam „Igrzyska śmierci”, jednakże musiało upłynąć trochę czasu, nim w ogóle sięgnęła po tę trylogię. Też zapoznałam się z nią z kilka lat temu i wiele z niej pamiętam, jednak wiele rzeczy już mi umyka i powtórka okazałaby się dobrym pomysłem, jednak na tę chwilę skupiam się na tych książkach, których jeszcze nie znam i dopiero poznaję.
Wiesz, może na Ciebie też wpłynął teraz ten szum. „Ballada ptaków i węży” pojawiała się dosłownie wszędzie, co może przytłoczyć. Chyba że u Ciebie działa zgoła inny czynnik. ;)
× 1
@mum_sweethearts
@mum_sweethearts · ponad 4 lata temu
Przesyłka z tą książka już do mnie leci 🤩 jestem ogromnie ciekawa jak ja ją odbiorę ! Twoja recenzja rozbudza apetyt 🧐🧐🧐
× 1
@Aleksandra_B
@Aleksandra_B · ponad 4 lata temu
W takim razie życzę przyjemnej lektury. Mam nadzieję, że później pochwalisz się swoją opinią na jej temat. 😉
@mum_sweethearts
@mum_sweethearts · ponad 4 lata temu
Napewno! Jeszcze nie przeczytałam , a już zacieram rączki na stworzenie recenzji 🤩🙈
× 1
Ballada ptaków i węży
4 wydania
Ballada ptaków i węży
Suzanne Collins
7.7/10
Cykl: Igrzyska śmierci, tom 4
Dziesiąte Głodowe Igrzyska rozpoczyna poranek dożynek. Na Kapitolu osiemnastoletni Coriolanus Snow przygotowuje się, by jak najlepiej wykorzystać szansę na chwałę – jako mentor. Jego rodzinny dom pod...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

„Przedstawienie trwa, dopóki kosogłos nie zaśpiewa.” „Ballada ptaków i węży" jest prequelem bestsellerowej trylogii Suzanne Collins Igrzyska Śmierci, która podbiła serca czytelników i doczekała si...

@Perlasbooks @Perlasbooks

"Igrzyska śmierci" to już kultowa seria, która przekonała do siebie sporą część czytelników lata temu. Sama czytałam ją jeszcze w gimnazjum, czyli mniej więcej dziesięć lat temu. Wspominam tę trylogi...

@cafeetlivre @cafeetlivre

Pozostałe recenzje @Aleksandra_B

Rok próby
Podążając w mroczne dzieje...

Miesiące temu dane mi było przeczytać popularną powieść „Opowieść Podręcznej”, która – choć nie zachwyciła mnie do szpiku kości – pozostawiła po sobie wiele pytań związa...

Recenzja książki Rok próby
Hegemon Apopi. Córa lasu
To nie jest bajka dla dzieci...

Bajki. Najczęściej to właśnie one kształtują nasz pogląd na przeróżne magiczne krainy, jakie wtedy poznajemy. Przesiąknięte feerią barw, zamieszkałe przez wspaniałe nadn...

Recenzja książki Hegemon Apopi. Córa lasu

Nowe recenzje

In your arms
In your arms
@iza.81:

Motywem przewodnim książki "In your arms" są tajemnice i sekrety. Aneta Sołopa postawiła swoich bohaterów w sytuacji, w...

Recenzja książki In your arms
Tarot
Dobra książka na początek drogi z tarotem
@Mirka:

@Obrazek „tarot może przemówić do każdego, kto zdecyduje się go słuchać. Jego karty odzwierciedlają uniwersalne aspe...

Recenzja książki Tarot
Krzyk...
"Krzyk..." - opowieść (nie tylko) w dwóch wydan...
@edyta.rauhut60:

Krzyk… nie jest pierwszą książką Danuty-Romany Słowik, w której opisuje prawdziwe wydarzenia. Autorka Tułaczych losów, ...

Recenzja książki Krzyk...