Ależ to była zwyczajna-niezwyczajna książka :) Tak, to jest to, co najbardziej rzucało mi się w oczy podczas lektury. To, jak na kartach tej samej powieści współistnienieją te dwa czynniki. Z jednej strony samo podstawowe założenie kryminału jest tu bardzo nietypowe. Nie ma policjanta prowadzącego śledztwo, nie ma morderstwa ani żadnego innego przestępstwa jako podstawy powieściowej zagadki, w ogóle nie ma tych najbardziej oczywistych cech tego typu powieści. Jest niezwykle, inaczej. Z drugiej dość szybko wchodzimy w tryby dość standardowej kryminalnej fabuły (fakt, że bardzo dobrze napisanej, temu nijak nie zaprzeczam), z tym, że właśnie na tych niezwykłych podstawowych zasadach. Gromadzenie dowodów, szukanie świadków, kojarzenie faktów - wszystko to kolejno się pojawia. Na początku duża dawka niezwykłości, stanowiąca taki fundament powieści, potem szybkie "sprowadzenie tego na ziemię". Nawet mam wrażenie, że gdy pod koniec autor zdecydował się na ten naprawdę bardzo odjechany manewr fabularny (tak, właśnie ten ;) ) to zrobił to właśnie dlatego, że zorientował się, że jest zbyt pospolicie, zbyt normalnie w porównaniu z tym podstawowym założeniem.
Interesujące też o tyle, że chyba zazwyczaj jest na odwrót :) To to podstawowe założenie jest standardowe i potem, w trakcie jego rozwijania, realizowania, poszczególni pisarze starają się urozmaicić fabułę, "uniezwyklić" ją.
Dalej gdy idzie o niezwykłości literackie tego tekstu - napisał to facet, a trzy główne postacie to kobiety :) Cały czas jesteśmy w głowie jednej z nich, jej oczami widzimy świat, śledzimy jej emocje, myśli - i, tak, jest to wiarygodne. Przenosi się to też na strukturę tekstu - jest po prostu bardzo kobieco i tyle :) Jeżeli znacie takie najbardziej typowe cechy literatury kobiecej gdy idzie o styl, sposób formułowania zdań, to, jak buduje się fabułę, to mam wrażenie, że wiele spośród nich odnajdziecie także i tu. Choćby, pierwszy przykład z brzegu, w tym, jak zostało opisane zaprzyjaźnianie się, zbliżanie się do siebie pań. Ciekawe, że choć, jak już pisałem, non stop mamy punkt widzenia tylko jednej postaci, to jednak autor nie zdecydował się na narrację pierwszoosobową - może bał się przeholowania, tego, że wtedy już będzie zbyt kobieco? :)
Ta kobiecość (wiem, powtarzam to słowo już po raz enty :) ) tekstu ma jeszcze jedną konsekwencję - cliffhangery, zwroty akcji, momenty, które mają trzymać czytelnika za mordę są bardzo rozmyte. Są, jak najbardziej pojawiają się w powieści, jest ich nawet sporo, nie można powiedzieć, by nie były dobrze wymyślone, ale długo nas tak do końca nie łapią. Czyta się przyjemnie, gładko ale dopiero około połowy książki tak naprawdę włącza się nam syndrom następnej strony. Wcześniej jest zwyczajnie jakoś tak zbyt pastelowo, byśmy go mieli.
Aha, w tym miejscu jeszcze jedna uwaga. Nie wierzcie temu, co zostało napisane z tyłu książki. Dawno już nie widziałem, by tekst z okładki tak jednoznacznie rozmijał się z treścią powieści. Tarot, choć obecny praktycznie przez całą powieść, jest tylko dodatkiem, dekoracją, a "dar" głównej bohaterki, jej wizje, przewidywanie przyszłości nie odgrywają w fabule dokładnie żadnej roli. Pisałem już - tu mamy normalne śledztwo. Ciekawe zresztą, że ona chyba nie ma tak do końca żadnego "daru". Do wróżenia podchodzi poważnie, wierzy w to, co robi, ale od początku do końca traktuje przewidywanie przyszłości z kart jako zwykłe rzemiosło, którego można się po prostu nauczyć. Równie mylący jest ten slogan pod tytułem: "Śmierć zwykle oznacza koniec. Nie tym razem". No, w kryminałach nie oznacza, bo potem jest śledztwo - i co z tego? :) Tak jest w większości tego typu powieści przecież.
Co jeszcze na plus - widać, że autor umie kilkoma kreskami narysować daną postać tak, że nie mamy zastrzeżeń co do tego, jak ją czujemy. Liz, Ropień itd. - nie poznajemy tych ludzi zbyt dobrze, ale widać, że są zbudowani na solidnych fundamentach i łatwo można by ich rozwijać, gdyby tylko Szczygielskiego naszła taka ochota. No właśnie... czy tylko ja miałem wrażenie, że pani policjantka zasługiwała na to, by mieć całą swoją serię powieściową? :) Nie do końca natomiast czujemy klimat miejsc, powiedziałbym, że tu jest zaledwie poprawnie.
Można by w tej sytuacji uznać, że tak mocne zakończenie, końcówka w której dowiadujemy się o naprawdę porażających faktach z życia postaci, o strasznych rzeczach z nimi związanych - że będzie się ono kłóciło z tą wcześniejszą pastelowością. Że doświadczymy jakiejś literackiej dysharmonii. Ale tak nie jest, całość jest napisana na tyle sprawnie, że udaje się tego potencjalnego zgrzytu uniknąć. Choć nie wszystkie fakty łączą się ze sobą w pełni, choć kilka rzeczy o których dowiedzieliśmy się wcześniej nie daje nam tu właśnie, w finale powieści, takiej satysfakcji, jak być może byśmy chcieli, zakończenie jako takie trzeba uznać za bardzo dobrze napisane.
Zachęceni? :) Jest to dobrze napisane, nie nuży (tradycyjne śledztwo, którego, pisałem o tym, wiele elementów tu mamy, ma wielki potencjał nużenia, a Szczygielskiemu udało się tego uniknąć), są zagadki, no i nie mówcie, że nie jesteście ciekawi, co miałem na myśli pisząc o tym " naprawdę bardzo odjechanym manewrze fabularnym" pod koniec? :)