Temat przemocy psychicznej wciąż jest tematem tabu, mimo że już i tak jest lepiej. Ma światło dziennie ciągle wychodzą nowe sytuacje, nowe historie. Autorzy w swoich książkach opowiadają o traumie bez jakichkolwiek zahamowań. Poruszają temat zaburzeń psychicznych bez wstydu, ujawniając nawet najbardziej wstydliwe szczegóły ze swojego życia. Taki jest świat. Nigdy nie należy twierdzić, że jest tylko piękny. Ma też swoje inne odcienie szarości. O tym w swojej powieści pt. "Ocean uczuć" pisze Mariola Sternahl – pisarka, tłumaczka i influencerką. Zapraszam na niezwykle emocjonalną rozmowę o uczuciach, a właściwie ich braku, o bliskich, których przy nas nie ma oraz o tym, jak wielką krzywdę potrafią nam wyrządzić ci, którzy powinni nas chronić.
Jest Pani tłumaczką języka niemieckiego, ale też pisarką. Co zadecydowało, że zapragnęła Pani pisać samodzielnie, a nie tylko przekładać cudze dzieła?
Mariola Sternahl: Pisałam już od dziecka. Opowiadania, wiersze, krótkie formy. Szlifowałam język, czytałam i to z uporem maniaka. Jestem urodzonym humanistą i w liceum prowadziłam lekcję z języka polskiego, podczas kiedy Pani Profesor, wspaniała mgr Stachurska, przygotowywała kolejne sprawdziany, referaty i zadania domowe. W miarę upływu i lat oraz mojej edukacji, życie pokierowało moimi ścieżkami w kierunku tłumacza języka niemieckiego. I tak już pozostało do dzisiaj. Te dwa zawody zazębiają się i nie wiem, który lubię bardziej.
Co odróżnia pisarza od tłumacza? Jakie cechy powinny mieć osoby wykonujące te dwa zawody?
Tłumaczenie to wielka odpowiedzialność. W końcu budujemy wizerunek innej osoby, a w przypadku przekładów literackich nie wolno nam ani na sekundę zapomnieć, że to nie nasza książka. A pomimo to musimy jej ostateczną wersję w naszym ojczystym języku dopasować, stosując i zwracając uwagę na wiele czynników. Tak naprawdę tłumacz pełni rolę polifunkcyjną. W swojej pracy często sięga do opracowań badaczy literatury, historyków, ale w przypadku wątpliwości to sam musi stanąć w roli arbitra i przyjąć wybraną przez siebie wykładnię. To właśnie tłumacz musi oddać walory brzmienia, bogactwo wieloznaczności, grę słów, skojarzenia, komizm i żart językowy. A wszystko to równocześnie.
Musi oddać nie tylko sens, ale zachować również formę, dbając także o rytmikę językową.
Każdy z tłumaczy może poszukać ekwiwalentu dynamicznego, to znaczy odejść od oryginału i odnieść się do kultury języka docelowego. Ale to bardzo niebezpieczna gra i należy ją dozować Czytelnikowi bez przesady. Przynajmniej takie jest moje zdanie.
Osobiście pracę tłumacza porównuję z pracą kompozytora muzyki: "tłumacz zgrywa wszystkie nutki i akordy, chcąc uzyskać jak najlepsze brzmienie utworu".
Jakie książki najczęściej wybiera Pani do tłumaczenia? Czy tłumaczy obowiązuje jakiś niepisany kodeks etyczny lub moralny, który pozwala na zrezygnowanie ze zlecenia?
Staram się dobierać tematykę, która poruszy serca Czytelników i na długo zapadnie w ich pamięci. Chcę, aby tłumaczona przeze mnie literatura pozostawiła w bibliotekach i na półkach Czytelników po sobie ślad; aby to były tematy egzystencjalnie dla człowieka ważne. Takie, które chcą Czytelnikowi zasygnalizować problematykę, osobę, okres historyczny, ewentualnie problematykę społeczną. W życiu stosuję kodeks etyczny i faktycznie nie jest on nigdzie spisany. Nigdy nie byłam w sytuacja, zmuszającej mnie do odmowy przyjęcia zlecenia na przekład, więc szczerze mówiąc nie wiem, jakbym zareagowała i jaka to musiałaby być tematyka.
Oprócz powyższych aktywności, recenzuje Pani książki. Czy wybiera Pani tylko te tłumaczone przez Panią? Czy jednak dostaje Pani gotowe już tytuły z prośbą o opinię?
Tak, to prawda, recenzuję wiele różnych książek. Od kilku lat zajmuję się szerzeniem Czytelnictwa wszem i wobec oraz propaguję Czytelnictwo jak tylko mogę i gdzie tylko mogę. Współpracuję z wieloma Wydawnictwami i przygotowuję dla nich recenzje książek tematycznie mi bliskich.
Na co zwraca Pani uwagę podczas czytania książki, którą musi zrecenzować?
O to trudne pytanie, bo na wiele czynników zwracam uwagę. Przede wszystkim kanon literacki, tematyka, płynność opowieści, plastyczność i autentyczność bohaterów, zamysł autora, co chciał Czytelnikowi swoją książką przekazać, okładkę i całą szatę graficzną, czcionkę i rodzaj papieru… wszystko jest dla mnie ważne i wszystko to razem wpływa na odbiór czytanego dzieła.
Ma też Pani ogromną społeczność na Instagramie. Gratuluję. Kiedy zaczęła Pani swoją przygodę z social mediami i jak udało się dojść aż tak daleko?
Bardzo się broniłam przed przygodą z Instagramem i Facebookiem. Ale w końcu, dałam się przekonać, a był to chyba rok 2016 albo 2017 na Facebooku i nieco później na Instagramie. Kosztuje mnie to bardzo dużo czasu i dużo pracy, ale jak we wszystkim: tylko praca i zaangażowanie dają pozytywne efekty.
Jaka misja przyświeca Pani aktywności jako influencerki?
Chcę pokazywać ludziom po pierwsze książki, te które czytam i recenzuję. Propagowanie Czytelnictwa i literatury. Oczywiście jest to również forma autoreklamy mojej własnej twórczości: powieści, przekładów, wierszy.
Ponadto chcę pokazywać ludziom prawdziwy świat, bez ubarwień, przekłamań. Widzi Pani moje posty nie są obrabiane w Photoshopie. Publikuję to, co sama fotografuję lub znajdę ciekawego w miliardowych zasobach netu. Chcę poruszać tematy dnia codziennego ważne dla człowieka, dla Polski i dla Świata. Ale przede wszystkim chcę przekazywać ludziom siłę do pokonywania problemów dnia codziennego, których w niczyim życiu nie brakuje i taka jest prawda. A czasami wystarczy jedno słowo i już jest lepiej. Dosyć mamy wokoło nas profili IDEALNEGO, zupełnie nierealnego świata, który nie istnieje. W życiu jest różnie, a każdy z nas buduje sobie swoje szczęście i życie według własnych kryteriów. Dlatego tak ważne jest, aby ukazywać zwykłe i zarazem normalne życie. Autentyczność – tę chcę zachować.
O czym najczęściej Pani pisze?
O problemach współczesnego świata, ale i o problemach minionych epok. Chcę zwracać uwagę społeczeństwa na tematy ważne dla każdego człowieka i tak wielu z nas znane. Jednym z takich tematów jest przemoc psychiczna w rodzinach. Toksyczni rodzice lub opiekunowie. I jakie są jej następstwa. Jak potrafi człowiekowi nią dotkniętemu zrujnować życie. I jak wiele trzeba mieć szczęścia i odwagi, aby się spod takiej tyranii wydostać.
Co jest dla Pani ważne w życiu?
Rodzina, harmonia na wszystkich płaszczyznach mojego życia, praca, pisanie moich książek i przekłady literackie, kontakt z Czytelnikami.
Spotykamy się, aby porozmawiać o Pani książkach, czyli obu częściach "Oceanu uczuć". Jak doszło do napisania tej historii?
Postanowiłam stworzyć kilkutomowy roller coaster uczuciowy, obrazujący jednak przede wszystkim problematykę przemocy psychicznej i tego spustoszenia, jakie ona za sobą pozostawia. Chciałam ukazać społeczeństwu, jak wiele takich ofiar może być pomiędzy nami i jak wielką w związku z tym musimy wykazać się empatią w obejściu z drugim człowiekiem. Nie wiemy, co on przechodzi, nie wiemy, jakie rany i spustoszenia pozostawia na nim jego własne życie. Jedno jest pewne: ten człowiek, będący równocześnie ofiarą, chce za wszelką cenę żyć normalnie, wstydzi się o tym (co go spotyka) mówić, a najchętniej wyparłby wszystkie niechciane sytuacje i już do nich nie wracał. Tylko nie wie, jak się wyrwać z tej tyranii. Jest kolokwialnie mówiąc: tak sprowadzony do parteru, że żyje w przekonaniu, iż bez swojego oprawcy nie przeżyje ani jednego dnia. Ma to wbijane do głowy jak mantrę przez lata i w takiej matrycy żyje: strachu i jeszcze raz strachu. I to ten paraliżujący strach towarzyszyć mu będzie do końca jego dni. Nie można się go pozbyć. Wiem, co mówię.
Jakie wrażenie fabuła wywarła na czytelnikach?
Różne. Z reguły pierwsza część zbiera pozytywne opinie, ale kilka osób zarzuciło mi brak dialogów oraz zbyt duże nagromadzenie nieszczęść na barkach głównej bohaterki. Niektórym się również nie spodobało, że pisałam o Bogu. Zrozumieją, dlaczego dopiero w części trzeciej i czwartej całego cyklu. Ale ogólnie książka zebrała bardzo dobre recenzje i to zarówno część pierwsza, jak i druga. Za krytykę, ale merytoryczną, dziękuję, bo ona kształtuje warsztat autora i szlifuje jego pióro.
Czy są to tylko kobiety?
Nie, "Ocean uczuć" czytają również mężczyźni. Przecież takie sytuacje mogą dotknąć każdego z nas bez względu na płeć.
Czy w ogóle dzieli Pani literaturę na płeć?
Nie, absolutnie. Staram się docierać do każdego Czytelnika, bez rozgraniczania na płeć, wiek, orientację czy to seksualną czy polityczną. Dla mnie zawsze liczył i liczy się człowiek jako jednostka nadrzędna, jako ten, dla którego tworzę i któremu chcę przekazać moje myśli, moje historie, które powstają w mojej głowie i duszy.
O czym czytają współcześni?
O rany. Pytanie-rzeka, w zasadzie nie ma początku ani końca. Współczesny Czytelnik czyta tak naprawdę bardzo zróżnicowane gatunki, nie wykluczając niczego, a dokładając wręcz do gatunków, jakie istniały, zupełnie nowe definicje, powstałe współcześnie. Jak na przykład: science fiction, erotyk, literatura obozowa (bardzo nie lubię tej definicji, ale nie można jej pomijać, bo przecież istnieje).
W gatunkach nic się zmieniło. Doszły nowe nurty nieznane wcześniej, bo świat ewoluuje i się zmienia. Ale myślę, że gdyby jednak pokusić się o jakieś statystyki, to króluje zdecydowanie literatura piękna i kryminalno-sensacyjna, do tego dochodzi nam duży procent młodzieży, a więc i literatura młodzieżowa i lektury szkolne, potem literatura obyczajowo-romansowa, czyli wszystkie lekkie powieści, jeszcze fantasy, i science fiction. Z pewnością dobrze czyta się również literatura faktu, reportaże, biografie i wspomnienia oraz powieści historyczne – oparte oczywiście na faktach. Mówię o tym specjalnie, ponieważ mam na myśli ostatnią powieść, której mam być przyjemność tłumaczem o tytule "Szampańska księżniczka" autorki Annette Fabiani. Zapraszam do przeczytania – to niezwykła powieść, napisana przez autorkę z wielkim rozmachem i która nie pozwoli nam odetchnąć, dopóki nie przewrócimy ostatniej strony.
Kim jest obecnie autor? Jaką funkcję w społeczeństwie pełni?
Autor zawsze odgrywał i odgrywa w życiu społeczeństwa bardzo ważną rolę, dlatego uważam ten zawód za niezwykle odpowiedzialny. Autor powinien być otwarty na inność i różnorodność tego świata oraz powinien być bardzo uważnym obserwatorem, a jego twórczość powinna odnosić się do mądrości życiowych, powinien kreślić, analizować i przedstawiać problematykę człowieka, środowiska lub jednostki. Autora cechuje wrażliwość, więc może sobie pozwolić na podsuwanie rozwiązań do zdiagnozowanych problemów, będących w danym momencie przedmiotem jego analizy, wysyła sygnały ostrzegawcze i daje do myślenia.
Rozumiem, że możemy już mówić o tym oficjalnie, że opisane w "Oceanie uczuć" wydarzenia były Pani udziałem? Wobec tego muszę zapytać, czy trudno było wrócić do tamtych emocji, sytuacji i osób? Czy te obrazy przywołała Pani na potrzeby powieści, czy one tkwią nadal w Pani umyśle?
Myślę, że nadszedł ten czas. Bardzo trudno i cieszę się, że to już poza mną. Ten najgorszy moment jest już spisany. Nie jest łatwo opisywać tak skrajne uczucia, a proszę mi wierzyć, opisałam raptem może pięć procent tego, co tak naprawdę przeżyła Anna. I tak spotkałam się z zarzutem, że to niemożliwe, aby jeden człowiek przeżył aż tak wiele…
Jestem uspokojona tym zarzutem. Tak, dosłownie uspokojona. Bo są na tym świecie ludzie szczęśliwi, którzy nigdy nie musieli być skonfrontowani z tematem przemocy psychicznej i to przez 30 lat. Jak dokładnie policzyć to ponad 30 lat. Przemocy psychicznej, która wyniszcza osobowość człowieka, burzy jego pewność siebie, a raczej nie pozwala jej w ogóle zaistnieć, niszczy człowieka na wszystkich płaszczyznach: uczuciowej, emocjonalnej, seksualnej (tak, to wszystko są naczynia powiązane) i w końcu egzystencjalnej. Nie ma nas. Nie istniejemy. Żeby zrozumieć, o czym ja tutaj w kilu słowach staram się powiedzieć, trzeba przeczytać "Ocean uczuć" – na razie dwa tomy. Będą w sumie cztery.
Traumy, która trwała trzydzieści lat nie wykasuje się już nigdy. Jedynie można nauczyć z nią żyć. Ale obrazy tamtych czasów, tamtych minionych 30 lat są we mnie i dokładnie pamiętam wszystko, każdy dzień i każde słowo.
Czym ta powieść jest dla Pani? Spowiedzią, autoterapią czy oczyszczeniem i próbą rozliczenia się z przeszłością?
Nie jest żadną z opcji wymienionych przez Panią. Jest dla mnie MANIFESTEM problemu. Bo dzisiejsze społeczeństwa nie chcą mówić o problemie przemocy psychicznej, a ofiary tej przemocy, o której ja piszę w powieści „Ocean uczuć” żyją w tak ogromnym zastraszeniu, że same NIGDY nie zbiorą w sobie siły, aby się temu oprzeć, aby się z tego wyzwolić. Poza tym to nie jest takie proste i te procesy trwają również kolejnych kilka lat oraz wymagają obecności lekarzy specjalistów, którzy obejmą ofiarę ścisłą opieką oraz kontrolą i to przez okres wielu lat. Chcę pomóc takim osobom odzyskać SIEBIE i wyzwolić się z marazmu, w którym tkwią, a nie muszą. Wiem, że moja książka pomogła już kilku osobom, a pisząc ją, miałam jeden cel: jeżeli przez tę książkę uratuję chociaż jedno życie, jedno istnienie ludzkie, to już było warto.
Kim jest Anna – główna bohaterka powieści?
Anna może być każdą osobą, która doznała lub doznaje przemocy psychicznej i to niezależnie od tego, w jakim stopniu. Ona ma być SYMBOLEM ludzi nękanych przez innych, symbolem osób, które już nie widzą wyjścia z sytuacji, w jakiej się znajdują i wtedy te osoby uciekają się do różnych środków: rozmowy z innym światem, z duchami, z Bogiem, z samym sobą, dopadają je myśli samobójcze i temu podobne. Trudno tu mówić o jakichś świadomych i przemyślanych działaniach.
Mamy do czynienia z ofiarą o zaburzonej osobowości, starającą się na zewnątrz udawać normalną, ale kosztem wszystkiego, mianowicie kosztem samego siebie. Czy może być większe dobro, aniżeli życie człowieka? A tym ofiarom to życie zostało zabrane. Ja wiem, że ludziom trudno jest w to uwierzyć, ale to wydarzyło się naprawdę i dzieje się w wielu domach za zamkniętymi drzwiami. A oprawcy przez lata wyniszczają najbliższą sobie osobę, i żyją w stu procentowej pewności, że i tak nikt im nic nie zrobi. Czują się bezkarni. Bo kto uwierzy?? No kto?
Dlaczego wprowadziła Pani postać Neli?
Właśnie, aby unaocznić skalę oraz głębię problemu. Problemu niewygodnego dla społeczeństw, a więc spychanego na margines i niechętnie poruszanego. A przecież to może się dziać wszędzie? I jak dotrzeć do ofiar? Bo przecież nie ma co liczyć, na to, że oprawca się opamięta. Jednym ze sposobów jest, aby kiedyś ofiara dostała w ręce "Ocean uczuć" i zaczęła czytać, a potem rozumieć to, w jakiej sytuacji się znalazła. A przede wszystkim, aby nabrała odwagi, aby rozpocząć proces walki o siebie. Im wcześniej rozpocznie ten proces, tym lepiej dla niej. Szkoda każdego dnia.
Wie Pani jak boli, kiedy nagle do człowieka dociera, że to najbliższa osoba w jego życiu uczyniła z tego życia drogę przez mękę. Że ukradła nasze życie? Nie ma nas. Jesteśmy tylko częścią życia kogoś innego, ale nas JAKO JEDNOSTKI NAJZWYCZAJNIEJ NIE MA. Nie wolno nam mieć własnych celów ani marzeń, nie wolno nam mieć własnych myśli, nie wolno nam mieć znajomych ani przyjaciół, nie wolno nam nic. Kimkolwiek ta osoba nie jest: babcia, ojciec, matka… to bez znaczenia. To są tak głębokie więzi, że wypieramy tę myśl. Sami sobie wmawiamy latami, że ta osoba nie może dla nas chcieć czegoś złego. I tak tkwimy przez dziesięciolecia w tym układzie, wyniszczani codziennie i bez widoku na przyszłość, bez widoku na szczęście, bez widoku na swoje istnienie i bez widoku na własne życie.
W "Oceanie uczuć" poruszyła Pani niezwykle ważny temat osobowości psychopatycznej, obsesyjnej kontroli i związanymi z nią następstwami. Jak udało się Pani tak wiernie odtworzyć tamte relacje i myśli? Jak długo nad tym Pani pracowała? Czy ktoś Pani pomagał (to przepracować)?
Przeżywałam to przez 30 lat, dzień i noc. Od tego nie było wakacji, urlopu, ani dnia wolnego. To wciąż we mnie żyje i to tylko ja nauczyłam się z tym żyć, oswoiłam strach, przed tym "co mi oni znowu na jutro przygotują". Dotarło do mnie, że to przeszłość, że nigdy nie powróci, ale tego nie sposób przepracować, ani zapomnieć. To będzie ze mną do końca życia.
Bez pomocy lekarzy specjalistów i wsparcia rodziny, którą sobie sama stworzyłam: mój mąż i czwórka dzieci na pewno nie byłabym dzisiaj tym, kim jestem: czyli zwyczajnym człowiekiem, który stara się okiełznać swoje demony.
Czy długo pracowałam nad tą książką? Bardzo długo. Kilka lat. Ale nie dlatego, że tyle ją pisałam. Nie. Kiedy powstała jej pierwsza wersja, to był to przepiękny romans, o życiu, jakiego nigdy nie miałam. Ale dostałam propozycję tłumaczenia powieści i to aż trzech części "Sonderfuehrer w Warszawie" niemieckiego autora Dietmara Martina Apela, dla Wydawcy BELLONA i odłożyłam moją powieść na półkę. Kiedy w roku 2018 po ukazaniu się na rynku mojego przekładu, nadszedł w końcu czas na moją powieść, sięgnęłam po nią, chcąc wysłać do wydawcy. Zaczęłam czytać wprowadzać pewne zmiany. I tak naprawdę napisałam ją od nowa, i to zupełnie inaczej. Już nie chciałam pisać o życiu, którego nie miałam. I tak powstał "Ocean uczuć".
Jakby Pani opisała relację Anny, Jadwigi i Neli?
Krótko: jako brak relacji. W moim życiu, w tym "po" tamtym okresie, mam mnóstwo relacji, jak każdy człowiek i o każdej z nich mogę pisać i mówić godzinami.
Tamte relacje, to nie są relacje. Bo czyż relacją można nazwać dowodzenie generała psychopaty ludźmi, którzy muszą go słuchać, bo tak im kazano? Czy to relacja, czy zaburzone, obsesyjne przebywanie ze sobą? Bo tych jednych, którzy mieli pecha w życiu, podporządkowano osobie z zaburzoną osobowością i chorej psychicznie? Osobie, która tak naprawdę, nigdy nie powinna mieć prawa wychowywać dzieci, a już zwłaszcza nie powinna mieć prawa do nieswoich dzieci. Osobie, która sama potrzebowała pomocy i leczenia psychiatrycznego. W życiu Neli wydarzyło się coś o czym nikt nie chciał mówić, życie jej było tak naprawdę owiane tajemnicą. Co w tych historiach przez nią opowiadanych było prawdą, a co kłamstwem? Tego nikt nie wie i tego nikt mi nie chciał powiedzieć. Mogę się jedynie domyślać.
Kim dokładnie jest Jadwiga według Pani? Czy można ją nazwać ofiarą Neli, podobnie jak Annę? Czy też jednak "odziedziczyła" ona pewne style zachowania po swojej matce? Co Pani o niej sądzi?
Jadwiga jest ofiarą Neli, tak jak i Anna się nią stała. Ale zdecydowanie odziedziczyła po matce pewne zachowania, bo przecież genów nie oszukasz. Zaoszczędziłam tego Czytelnikowi, ponieważ miałam pomysł na Jadwigę, taki a nie inny. Trochę stonowałam w tomie drugim, bo przecież to nie Jadwiga ma utożsamiać się Czytelnikowi z tym złem wcielonym, którym w tej fabule ma być jednoznacznie Nela. Nieprawdaż? Jadwiga ma dawać do myślenia odnośnie innych aspektów i w innych sytuacjach. A o tym to już w tomie drugim. Ona tam odgrywa pewną kluczową rolę. Federico i jego tajemnica. Federico i Anna czy ta relacja miała szansę bycia? Czy istnieje miłość idealna, czysta, taka wręcz nie z tego świata? Za jaką miłością tęskni człowiek?
Czym jest według Pani miłość matki do córki i odwrotnie? Trochę o tym Pani pisze w powieści, ale co można o tej niezwykłej relacji powiedzieć, aby nie zdradzać fabuły? Jaka ona jest w powieści?
To najsilniejsze z możliwych uczuć, jakie istnieje. Mało tego: my nie mamy na nie kompletnie wpływu. Ono po prostu w nas jest i jest bezgraniczne. Podkreślę w tym momencie, że mówię wyłącznie o ludziach zdrowych, o niezaburzonej osobowości i bez problemów natury psychicznej. W momencie kiedy rozpoczynamy analizę osobowości z zaburzeniami takimi, a nie innymi, to będziemy mieć do czynienia z różnymi zrachowaniami, na które wpływ ma ogromna ilość czynników różnego rodzaju. Stąd taka różnorodność zachowań ludzkich.
W pierwszej części powieści prawie nie ma mężczyzn albo odgrywają oni rolę marginalną. Skąd pomysł, aby głównymi bohaterami uczynić jedynie kobiety?
Niestety, nie mogę się z Panią zgodzić. Że tak się wyrażę: "moi bohaterowie chodzą parami".
Nela – Stefan; Jadwiga – przystojny adwokat z Wiednia; Anna – Rafał; Anna – Piotr; Anna – Anton; cioci Poli również towarzyszył wuj. Pamięta pani?
W mojej powieści bohater żeński jest na równi z męskim. Nie rozgraniczam.
Obie części znacząco się od siebie różnią: pierwsza jest bardziej nostalgiczna z inną forma narracji, a druga romantyczna z licznymi dialogami. Dlaczego wprowadziła Pani te różne formy fabularne? Do czego były one Pani potrzebne?
Ten zabieg miał spowodować głębsze zastanowienie się i bardziej intensywne przeżywanie części pierwszej, w której ukazuję zranioną i obolałą duszę Anny, niczym zwłoki człowieka podczas sekcji. Lekarz wyjmuje zranione organy, ogląda, dokonuje analizy suchych faktów, szuka przyczyny zgonu. Nie rozmawia, a jeżeli mówi, to tylko wtedy kiedy musi.
I taki nastrój miał panować w części pierwszej: skupienia, oceny faktów i wstrząsu pod wpływem samego odkrycia skali ludzkiego cierpienia. Cierpienia nie podczas wojny czy w ekstremalnych warunkach. Nie, cierpienia za zamkniętymi drzwiami, w domu, z pozoru wyglądającego na zupełnie normalny, jakich tak wiele wokoło nas. Dialogi są tam, gdzie być muszą, ale nie wprowadzałam ich zbyt wiele, aby nie rozpraszać Czytelnika w tym i tak już bardzo chaotycznym świecie Anny. Ale on taki był. Poplątany, zniewolony, zaburzony, okrutny i wręcz nie do zniesienia.
Druga część ma być już ukazaniem człowieka, który zdecyduje się na podjęcie tego ważnego kroku i zakończenie raz na zawsze pewnych relacji. A to oznacza z pewnością wyzwolenie i początek nowego życia.
Ale jakiego? Błędy raz popełnione wracają do nas jak bumerang, o czym będzie część trzecia. Wiem, że zaskoczę Czytelników i aż sama jestem ciekawa, czy takie zakończenie tego cyklu się im spodoba?
Powrócę jeszcze raz do zdecydowanie różnych form obu powieści i podkreślę: pierwsza część Oceanu uczuć ma być sygnałem w stronę społeczeństw o istniejącym problemie. Wybierając taką, a nie inną formę narracji, chciałam ten sygnał jeszcze bardziej podkręcić. Sprawić, aby był bardzo wyraźny i bardzo głośny.
W drugiej części więcej jest romantycznych uniesień dzięki czemu lżej się ją czyta. Jak Anna rozumie miłość po tych wszystkich doświadczeniach, które ją spotkały? Co to znaczy kochać według tej kobiety?
To znaczy dawać z siebie wszystko, ale i tyle samo brać, aby mieć co dawać. Po pierwsze musimy pokochać siebie, aby móc kochać innych. I to wcale nie oznacza miłości egoistycznej, bo o takiej tu nie mówimy. W drugiej części poruszam kilka aspektów miłości, nawet i takiej, gdzie z miłości i właśnie w imię tej jedynej, wielkiej imię miłości Federico decyduje się na rozstanie z Anną. Decyduje się zostawić Annę, jak tłumaczy w rozmowie z Matteo, właśnie dla tej ich miłości. Brzmi absurdalnie? Nie dla wszystkich. A zobaczycie Państwo, jak ten wątek się rozwinie i jak po raz kolejny udowodnię, jak bardzo przewrotnym potrafi być życie.
A jaką rolę emocjonalnie w tej miłości odgrywa Jadwiga?
Anna zawsze bardzo kochała swoją mamę i to miłością bezwarunkową, aczkolwiek to miłość bardzo trudna. Wymagająca od Anny wiele zrozumienia i równie wiele przebaczenia. O tę miłość Anna tak naprawdę żebrać będzie przez całe życie, ale niestety jej nie otrzyma. Na tym polega paradoks całej tej sytuacji. Jadwiga kocha córkę równie mocno jak tylko matka kochać potrafi, lecz nigdy nie wybaczy sobie tego, co zrobiła. Zamknie się w swoim świecie, do którego już nikt nie będzie mieć dostępu. Swój żywot zakończy samotnie, na wygnaniu, na które tak naprawdę sama się skazała. Więcej nie zdradzę, bo to część trzecia.
W pewnym momencie stoi przed dylematem: wybaczyć czy nie wybaczyć? Co to oznacza dla bohaterki?
Dla Anny może to oznaczać tylko jedno wybaczyć. Będzie cierpieć w skrytości duszy swojej, będzie płakać do poduszki, ale Jadwiga, to dla niej najważniejsza osoba na świecie: mama. Anna codziennie rano wstaje i czerpie siły do życia z tego efemerycznego połączenia z mamą, i Jadwiga odczuwa to samo. Są ze sobą powiązane cienką, niewidoczną gołym okiem nicią, której nikt nigdy nie zdoła przerwać. To coś pięknego, a zarazem bardzo trudnego do uniesienia w codziennym życiu.
Dlaczego tak trudno wybaczyć niektóre rzeczy, fakty, zachowania? Co musi się stać, aby te wybaczenie się dokonało?
Trudno jest wybaczyć komuś, kto ukradł nam życie. Jadwiga potrafiła. Ona kochała swoich rodziców miłością bezwarunkową i na każde ich zachowanie szukała zawsze wytłumaczenia. Natomiast co do innych już nie była taka wyrozumiała. Wybaczanie to jeden z kolejnych "tematów-rzeka". Niektóre rzeczy można wybaczyć, a niektórych wybaczyć najzwyczajniej nie potrafimy.
I tu ponownie kłania nam się indywidualne i bardzo poważne podejście do tematu wybaczania, bo stanowi ono bardzo ważny element naszego życia, a brak wybaczenia, potrafi nam życie nieźle skomplikować i nawet zatrzymać pewne procesy, które zostaną uruchomione dopiero wtedy, kiedy wybaczymy. A więc powtarzam: wybaczanie jest bardzo ważnym procesem w życiu każdego człowieka, i podejdźmy do niego jak do snu. Jest koniecznością w naszym zdrowym i świadomym życiu. Ale nie zapominajmy o tym, że: wybaczanie, o którym tutaj mówię, zawsze dotyczy spraw bardzo poważnych wręcz traumatycznych i proces tego wybaczania może trwać latami, może być wspierany przez psychologa, psychiatrę, i w końcu może tak naprawdę do tego wybaczenia nie dojść. Nie róbmy sobie z tego powodu wyrzutów. Najważniejsze, że przepracowaliśmy problem, traumę i umiemy obejrzeć się za siebie i spojrzeć na całą minioną sytuację z dystansem, tudzież spokojem wewnętrznym. Już bez strachu. Będziemy mogli i chcieli wybaczyć – wybaczymy. Nie będziemy mogli lub chcieli wybaczyć – to tak to pozostanie. Liczy się próba. A do niej możemy podejść kiedyś może raz jeszcze. Warto próbować. Aż w końcu będziemy gotowi wybaczyć.
Jak Pani sama wielokrotnie powtarza, losy Anny doczekają się kontynuacji. Czego jeszcze możemy się spodziewać?
Tak, oczywiście. Całość jest rozplanowana na trzy części i powiązany z nimi psychothriller o strachu, spinający całość. Będą w tym cyklu cztery książki. Czego można się spodziewać – oceanu uczuć i zaskakujących sytuacji. I już nie mogę się doczekać na reakcje i opinie Czytelniczek i Czytelników.
Zatem czekamy na zakończenie tej historii. Tymczasem dziękuję za poświęcony mi czas.
Rozmawiała
Po więcej wywiadów zapraszam na portal Kulturalne Rozmowy.
Zapraszam do przeczytania recenzji powieści.
Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: [email protected].
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.