Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "jednak pani zdanie chce", znaleziono 18

Psy zdaniem pani Oliver zawsze służyły poznawaniu ludzi.
- Zastanawiam się, jak pan wychował syna, panie Szaja.
- Chodzi o Daniela? Co zrobił?
- Powiedział "kurwa", "dupa" i "pierdolić". Wszystko w jednym zdaniu.
- Naprawdę?
- Skądże. Rozłożył na kilka zdań. A tak naprawdę w ogóle nie chce gadać.
Spytano kiedyś Irenę Dziedzic, ile ma lat.
Trzydzieści – odparła.
Ależ kilka lat temu mówiła pani to samo.
Nie należę do osób, które co chwila zmieniają zdanie.
Kaznodzieje mogli sobie mówić co chcieli o skarbach czekających na ludzi w niebie, ale jego zdaniem, kiedy nadchodził koniec, był definitywny. To wszystko, co przynosiła pani Śmierć. Była tylko i wyłącznie tym - śmiercią.
Pewnego razu Profesor czytał gazetę i głośno pomstował z powodu międzynarodowego skandalu, który sprokurowali nasi, mówiąc oględnie, niezbyt lotni politycy.
- Panie profesorze, przecież tych ludzi łączy jeden specyficzny światopogląd - zauważyłem zgryźliwie.
Ale Profesor miał inne zdanie:
- Jaki tam światopogląd, panie Marku...
Kasopogląd, kasopogląd!
Mariusz zaczął się śmiać na myśl o kocie buszującym po mieszkaniu pani redaktor. Kompletnie zmienił o niej zdanie. Był przekonany, że jest nadętą mężatką, która szybko ucieknie po wywiadzie i kolacji na myśl o dalszej części wieczoru. Ale nic na to nie wskazywało. Bardzo go to ucieszyło.
Nie da się ukryć, że od­czu­wa­łem strach – wy­ja­śnia. – Nie po­wie­dział­bym więc, że je­stem nie­ustra­szo­ny. Bałem się bez dwóch zdań. Myślę, że każda z osób, o któ­rych pani wspo­mnia­ła, także od­czu­wa­ła strach. Z tego chyba bie­rze się od­wa­ga, jak sądzę. Od­wa­ga bez stra­chu? By­ła­by to czy­sta bra­wu­ra.
Włączyła telewizor, w którym młoda pani stała obok tablicy z literkami i prosiła, żeby ktoś, kto ją widzi, ułożył z tych liter słowo, a potem zadzwonił do niej i jej to słowo podał. Zupełnie nie mogła dać sobie rady z tym zdaniem, a bardzo jej chyba zależało na rozwiązaniu, bo mówiła, że temu, kto zadzwoni, zapłaci całe sto złotych.
Powiedziała, o co jej chodzi? – Tak, proszę pana – bąknął służący niechętnie, jak gdyby przepraszał z góry za dalszy ciąg zdania. – Powiedziała, że chciałaby się z panem widzieć, ponieważ szuka rady w sprawie morderstwa, które prawdopodobnie popełniła. Herkules Poirot podniósł brwi, szeroko otworzył oczy. – Prawdopodobnie? Nie wie tego? – Tak się wyraziła, proszę pana, ta młoda pani. – Dziwna historia, ale być może interesująca – szepnął Poirot. – Poproś ją tutaj za pięć minut.
Wałęsa nie przyszedł na inaugurację, co moim zdaniem było poważnym błędem. Demokracja wymaga ciągłości, a zwłaszcza wymagała jej ówczesna, świeża polska demokracja.
Kiedy po inuaguracji przyjechaliśmy z żoną do Pałacu Prezydenckiego, budynek był całkowicie pusty, nikogo tam nie było, jak po wybuchu bomby neutronowej. Na progu przywitały nas chlebem i solą trzy osoby: kucharz - pan Jacek, pomoc - pani Tereska i kelner - pan Adaś. Takie to było powitanie 3 grudnia 1995 roku.
Teodor był baranem francuskim, co w praktyce oznaczało, że jego uszy, zamiast sterczeć do góry, majestatycznie zwisały. Matylda była mixem europejskim, co, jej zdaniem, dawało licencję na burzenie wszelkich porządków. Pani była zgrabną Dwunożną o artystycznej duszy (Teodor i Matylda nie bardzo rozumieli, co to znaczy, ale chyba miało związek z rysowaniem), a Dziewczynka była po prostu rasowym potworem. I to właśnie Dziewczynka przyniosła wieczorem Żabę... Teodor poczuł, że żołądek zamienia mu się w supełek. Powróciła straszna myśl, że... w Domku w nocy wydarzyło się Coś Złego.
– Mocne stwierdzenie, ale wie pan... Czytałem gdzieś, że dzieci, szczególnie takie dorastające, miewają po prostu depresję i ona może je pchnąć do samobójstwa – zaoponował Zabłocki.
– Po prostu to się miewa katar, panie Piotrze, a nie depresję. Studiowałem psychologię i chociaż nigdy nie zajmowałem się nią zawodowo, to jedno wiem na pewno, bez pytania psychiatrów o zdanie. Depresja to poważna choroba, wywołana między innymi, o ile nie głównie, czynnikami środowiskowymi, mówiąc oględnie. A mówiąc wprost, w depresję wpadamy wtedy, kiedy bliscy ludzie, zamiast nas wspierać, wywierają na nas presję, a sposobów na to są dziesiątki .
Oto najlepszy sposób, by opisać pana Windlinga: wyobraźcie sobie, że jesteście na naradzie. I chcielibyście jak najszybciej wyjść, podobnie jak wszyscy pozostali. Kiedy każdy widzi już na horyzoncie zbliżające się Wolne Wnioski i składa równo dokumenty, nagle ktoś mówi „Chciałbym poruszyć pewną drobną kwestię, panie przewodniczący „, a wy, czując w brzuchu okropny, przerażający ucisk, wiecie, po prostu wiecie, że narada potrwa dwa razy dłużej, z częstym odwoływaniem się do protokołów wcześniejszych zebrań. Człowiek, który właśnie to powiedział i siedzi teraz z zadowolonym uśmiechem, pełen oddania dla pracy komitetu, jest tak bliski panu Windlingowi, jakby był jego bratem bliźniakiem. Tym, co wyróżnia panów Windlingów wszechświata, jest fraza „moim skromnym zdaniem”, co do której wierzą, że dodaje wagi ich tezom, a nie — jak jest w rzeczywistości — oznacza „to są małostkowe uwagi kogoś, kto ma towarzyski wdzięk rzęsy wodnej”.
Do tej pory zawsze ktoś jej mówił, co ma robić: rodzice, pani w szkole, szef, facet, z którym mieszkała. Teraz była wolna. Sama wyznaczała sobie zadania i dbała o to, by miały sens.
Konigsberg to zbyt poważne nazwisko dla komika, ale czego można się spodziewać, jeśli człowiek się rodzi w Brooklynie, gdzie wszyscy są tak nieszczęśliwi, że nikt nie myśli o samobójstwie? Takie nazwiska jak Lupowitz, Rosenzweig czy Weinstein, że już nie wspomnę o starym Fleischmanie, który chorował na raka prostaty, nie brzmią za grosz śmieszniej, jeśli nosisz aparat słuchowy.
Dlatego zacząłem opowiadać dowcipy w kafejkach Greenwich Village. Lepsze to niż chodzenie do szkoły dla opóźnionych umysłowo nauczycieli i tylko trochę mniej zabawne niż granie na klarnecie. Moim koronnym numerem był kawał o pani Sarze Rosenkrantz, którą jej mąż, pan Daniel Rosenkrantz, obwoźny sprzedawca srebrnych wykałaczek, zastaje w łóżku z panem Schneiderem, tym, co ma sklep żelazny zaraz za piekarnią, co to go za bezcen kupił od pana Salomona Hirscha, na co pani Resenkrantz woła w najwyższym zdumieniu: Danny! To ty? W takim razie z kim ja leżę w łóżku? A jeżeli nawet wtedy goście się nie śmiali, to po prostu mówiłem, że kiedyś będę światowej sławy reżyserem i dostanę Oscara.
(...) zobaczył panią Syvertsen z włosami jak zawsze w kolorze blond. [...] Niepracująca, z dwójką dzieci i dwiema pomocami domowymi, nieplanująca podjęcia pracy, mimo że państwo norweskie zafundowało jej pięcioletnie studia uniwersyteckie. To znaczy ona pracą nazywała to, co inni uważali za zajęcia w czasie wolnym: utrzymywanie się w dobrej formie, logistykę oraz dbanie o odpowiednie kontakty branżowe. A za sobą miała już najważniejsze zadanie: zapewnienie sobie męża z odpowiednią ilością pieniędzy na sfinansowanie tej tak zwanej pracy. Pod tym względem Rakel kompletnie się nie sprawdziła. (...) Chociaż była dostatecznie inteligentna i atrakcyjna, by dostać każdego, którego by zechciała, skończyła z byłym śledczym i pijakiem z niskim uposażeniem, obecnie niepijący wykładowcą w Wyższej Szkole Policyjnej z uposażeniem jeszcze niższym.
Janku herbu „Pół krowy”. - Książę wstał i rozwarł ramiona. - Spotkał cię nie lada zaszczyt! Oto za chwilę wyruszysz w swoją największą przygodę życia. Tak jest! Przygodę! Sam Lucek stwierdził, że właśnie TY nadajesz się do niej najbardziej. - O panie! Cóż to za zadanie masz dla mnie? - Janek widział wszystko raczej w czarnych kolorach, ale grał do końca. - Wyruszysz w podróż, której celem będzie znalezienie smoczego jaja. Podkreślę, że masz dwa tygodnie na to zadanie i ani dnia więcej. Czyż to nie zaszczyt?! Mości rycerzu, nie cieszysz się?! Wypowiedz werbalnie swoją radość! Wczoraj biedny i zagubiony rycerz na szlaku, dzisiaj dumny z wyznaczonym celem! Tylko chwalić! Tylko chwalić! W jakim to czepku się urodziłeś, szanowny rycerzu, że taki splendor spływa na twoje ramiona? - Przepraszam, ale o czym Bolesław, książę tych ziem, do mnie powiada? - Chłopcze. Mówiąc prosto. - Książę podszedł do Janka blisko, nawet bardzo blisko i zdecydowanie zmieniły mu się rysy na twarzy. - Masz dwa tygodnie, by znaleźć jajo smoka i dostarczyć je na mój zamek. Pojedzie z tobą Lucek, mój giermek i módl się chłopcze, módl się do kogo tam chcesz, byś znalazł to jajo i w całości dowiózł je do mnie, bo jak nie to. - Jakie jajo smoka?! Czyś pan zgłupiał do reszty?! Mogę zrozumieć jajo kury, kaczki, łabędzia, nawet przepiórki, ale smoka?! Gdzie ja smoka znajdę?!
Interesującą kwestią zdaje się być fakt, iż w języku włoskim zachowane zostały pewne utarte zwroty językowe związane z wyrazami suocera i nuora występującymi osobno lub w parze, natomiast w języku polskim nie znajdujemy ich odpowiedników. Można rzec, że pod względem frazeologicznym język polski zaniedbał tą wyjątkową parę. Oczywiście, w obu językach istnieje niezliczona ilość dowcipów dotyczących głównie postaci teściowej, jednak widać wyraźnie, że w języku włoskim suocera i nuora mają swoje dobrze określone miejsce. I tak: Andare d’accordo come suocera e nuora – dosłownie: “zgadzać sie jak teściowa i synowa” – znaczenie: być ze sobą w ciągłym konflikcie. W przypadku tego określenia możnaby było zastosować ekwiwalent „żyć z sobą jak pies z kotem” ale takie samo określenie istnieje w języku włoskim: „vivere come cani e gatti” dlatego też lepiej jest tutaj zastosowac dosłowne tłumaczenie wyrażenia włoskiego. Dire a nuora perché suocera intenda – czyli „powiedzieć synowej aby teściowa zrozumiała” – znaczenie: zwracanie się do jednej osoby ale z zamiarem aby jej intencje pojęła druga osoba, czyli ta do której nie zwrócono się bezpośrednio. Essere/stare come suocera e nuora – “żyć jak teściowa z synową” – znaczenie: żyć w ciągłej kłótni i nienawiści. W języku polskim używa się wyrażenia „żyć jak pies z kotem”. Fare la suocera/essere una suocera – „zachowywać się jak teściowa” - Non far tanto la suocera! – “Nie udawaj teściowej, Nie zachowuj się jak teściowa” – znaczenie: to włoskie wyrażenie sugeruje, szczególnie w podanym jako przykład zdaniu wykrzyknikowym, aby adresatka nie zachowywała się w sposób apodyktyczny i autorytarny. (la) lingua di suocera – „język teściowej” – znaczenie: w języku włoskim to płaski, długi herbatnik, czasem pokryty czekoladą. W obu językach natomiast wyrażenie to odnosi się do rośliny o długich, wiecznie zielonych liściach z gatunku sanseweria gwinejska, zwana wężownicą lub właśnie „językiem teściowej”. Roślina ta jest trująca. Lo sciroppo di suocera e nuora – „syrop/mikstura teściowej i synowej”; użycie takiego wyrażenia oznacza w języku włoskim ukazanie koncentracji nienawiści zawartej w trakcie jakiegoś konfliktu czy zaognionej sytuacji.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl