Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "jenny co za", znaleziono 196

- A, pani Jenny. Wyglądasz jeszcze piękniej niż zwykle! - zagrzmiał. - Wpuściłaś światło niezwykłego piękna do mojego ciemnego sklepiku.
Jenny przewróciła oczami.
- Sprzedajesz dzisiaj kit zamiast mięsa, Edwardzie?
Bo widzisz, Jenny, aby być razem, nie trzeba mieć wspólnych zainteresowań albo podobnego stylu. Wystarczy potrafić się razem śmiać.
– Po jaką cholerę kupujesz narkotyki? Masz osiemdziesiąt siedem lat!
– To nie dla mnie, tylko dla Jenny – rzekł Marvin, wchodząc do mieszkania.
– Jenny? Kto to?
– Znajoma, Tatum.
– Gdzie ją poznałeś?
– Któregoś wieczoru w salonie bingo.
Tatum zamknął oczy i odetchnął głęboko.
– Ile lat ma Jenna?
– Osiemdziesiąt dwa! – krzyknął z kuchni Marvin.
Dobroć to niedoceniana cecha.
-[...] Rozmawiasz o moim żałosnym życiu uczuciowym z obcymi ludźmi.
- Żeby mieć żałosne życie uczuciowe, trzeba mieć jakiekolwiek życie uczuciowe.
Niezbadane są ścieżki, jakimi miłość roztacza swoją magię!
Życie jest zbyt krótkie, by nie mówić ludziom, którzy są dla ciebie ważni, że ich kochasz.
- Ale wiesz, że rozmowy o emocjach dla faceta tuż po dwudziestce są jak wystawienie wampira na słońce?
- Teraz to wiem. Choć niektórzy mężczyźni pozostają w kwestii emocji wampirami, nawet gdy dawno już nie mają dwójki z przodu.
Nie pozwól, by ktokolwiek mówił co, ile jesteś warta. Sama musisz to odkryć.
Narkotyki nie mają już nic wspólnego z książkami czy sztuką, nawet dzisiejsza muzyka jest dla ludzi z mojego pokolenia zbyt mechaniczna. Ostatnim ruchem młodzieżowym, jaki rozumieliśmy, był punk – ale punk był autentyczny jedynie przez chwilę. Potem narkotykowe pokolenie lat sześćdziesiątych musiało już przyglądać się dzieciom epoki thatcherowskiej, trzydziestoparolatkom obracającym fantastycznymi sumami pieniędzy i wciągającymi kokainę, by utrzymać się w transie robienia kasy. Wiem, że w latach sześćdziesiątych narkotyki wielu ludziom spierdoliły życie, ale i tak mam wrażenie, że teraz ćpa się w sposób o wiele bardziej paskudny i bezsensowny. (s.41).
Uprawialiśmy seks, ponieważ nie chcieliśmy być nieuprzejmi wobec kogoś, kto nam go zaproponował lub trafił do naszego łóżka. Bardzo trudno było nie rżnąć się z kimś, kto miał na to ochotę, i nie mieć zarazem poczucia winy, że jesteśmy niegrzeczni. Sądzę, nie, jestem pewna, że wielu ludzi spało ze swoimi przyjaciółmi, znajomymi i obcymi, których wcale nie pożądało. Sądzę też, że w większej mierze dotyczyło to kobiet, niewiele z nich bowiem – stwierdzam to z przykrością – było nazajutrz rano równie zadowolonych, jak żegnający je z radosnym uśmiechem mężczyźni. (s.53).
W epoce thatcherowskiej biadoliliśmy: „Nie, nie, wcale nie o to nam chodziło!”. Thatcher była naszym przekleństwem, zupełnym przeciwieństwem tego, jak sobie wyobrażaliśmy przyszłość, być może jednak właśnie z naszego nieporządnego myślenia wyrodził się, przynajmniej w wymiarze retorycznym, radykalny indywidualizm wyznawany przez jej rząd. Fundamentalne stwierdzenie Thatcher, że „nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo”, można bez trudu wywieść z idei postawienia "ja" na pierwszym miejscu, która dla wielu z nas wydawała się w latach sześćdziesiątych zupełnie nieproblematyczna. (s.75).
Prawda jest zaś taka, że małe dzieci są cudownie zaprogramowane do uczenia się na pamięć. Po co rozumieć alfabet czy tabliczkę mnożenia, skoro można je sobie bezmyślnie wyskandować i w ten sposób wbić sobie szybko do głowy na całe życie? (…) Myślę, że utrudniliśmy nauczanie początkowe, zarówno uczniom, jak nauczycielom, domagając się, by dzieci wszystko rozumiały. Dziś powiedziałabym im raczej: wykujcie wszystko, co da się wykuć automatycznie, i zostanie wam mnóstwo czasu na zastanawianie się, co to właściwie znaczy. (s.94).
... Nie możesz ciągle ratować świata.
Czasem trzeba poprzestać na uratowaniu siebie.
''Nazywam się Emma Cartwright. Nic wam to jednak nie powie. Cztery lata temu nazywałam się Susan Webster. Zabiłam swojego trzymiesięcznego syna."
Kiedy piękno jest brzydotą , a brzydota pięknem
Zamówiłam je dla nas na ostatni wspólny weekend.
LECZ ODKĄD CIĘ NIE MA...
PO RAZ PIERWSZY ODDYCHAM...
TAK MI DOBRZE BEZ CIEBIE...
YEAH, YEAH...
To nie zmienia faktu, że nie musiałaś tego robić
Skradziony to on był znacznie wcześniej
"- Nie jestem żadnym banałem! - syknęłam. -Królowa balu, prymuska wygłaszająca mowę po żegnalną, zaangażowana chrześcijanka, która zachodzi w przedwczesną ciążę. Uwierz mi, to zdecydowanie jest banal."
"Patrzyli na mnie, czekając, aż wybuchne. Ale zaden wy buch nie nadchodził. Bo to wszystko naprawdę nie miała większego znaczenia. Bylo trywialne. I kompletnie mi objętne. Czy naprawdę spodziewali się, że wpadnę w gnie widząc, że jedna z moich koleżaneczek flirtuje z moim ek Z eks, o którym bez przerwy obleśnie dowcipkowały, gdy jeszcze byliśmy parą? No tak... Zapewne Veronica Clarke odczytałaby to jako zdradę ze strony przyjaciółek i czułaby potrzebę konfrontacji. Byłaby zraniona. Zalałaby się łzami. Odbyłaby się długa, oczyszczająca rozmowa, a po niej nade szłoby przebaczenie. Ale najwyraźniej nie byłam już tą samą Veronica Clarke. Może nawet nigdy nią nie byłam."
"Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Tyle czasu zmar nowałam, usiłując utrzymać przy życiu dziewczynę, której już we mnie nie było. Bo tak bardzo bałam się przyznać, czego chcę tak naprawdę. Jeszcze nie wiedziałam do końca, kim jestem, ale teraz nie miało to znaczenia... Czułam, że przejrzałam na oczy. W tym cudownym momencie nagłego olśnienia nawet stołówka wydawała się błyszczeć, a każdy jej szczegół widziałam jasno i wyraźnie. Kolory wydały mi się żywsze, odgłosy taniej zastawy szczękającej na talerzach, śmiech i okrzyki uczniów czekających w kolejce - wszystko to nagle stało się bardziej intensywne. A ja wiedziałam, że słowa, których tak bardzo się bałam, teraz przyjdą mi zupełnie naturalnie."
Mamy być wystarczająco dobrzy, nie doskonali.
Mieszkać w mieście oznacza nieustannie się wzdrygać.
Bo niektóre rzeczy, są zbyt ważne, żeby je zachować w tajemnicy.
Czy da się sprawić, aby coś się stało, tylko tego pragnąc?
Ta kroplówka pełna obsesji, która w kolejnych tygodniach leniwie skapywała do moich żył ...
Czy wtedy też pochłonęłaby mnie bez reszty jak heroina ?
Obsesja. Zaczyna się powoli. Jest niczym pociąg, który rusza ze stacji. Nadal widzisz domyi drzewa, ludzi w oknach i ciemnozielone ciągniki na soczyście zielonych polach. Potem nabiera rozpędu. Domy wciąż są widoczne, ale ludzie za oknami już nie. Kolory zaczynają się rozmazywać, smugi ciemnej zieleni zlewają się i jaśnieją, a ty uświadamiasz sobie, że nie możesz już wysiąść i razem z całym składem wypadniesz z torów.
Ta kroplówka pełna obsesji, która w kolejnych tygodniach leniwie skapywała do moich żył ...
Czy wtedy też pochłonęłaby mnie bez reszty jak heroina ?
© 2007 - 2024 nakanapie.pl