Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "jest a polskie sercem", znaleziono 8

Poeta:
Po całym świecie możesz szukać Polski, panno młoda, i nigdzie jej nie znajdziecie.
Panna Młoda:
To może i szukać szkoda.
Poeta:
A jest jedna mała klatka -
o, niech tak Jagusia przymknie rękę pod pierś.
Panna Młoda:
To zakładka gorseta, zeszyta troche przyciaśnie.
Poeta:
A tam puka?
Panna Młoda:
I cóz za tako nauka?
Serce!?
Poeta:
A to Polska właśnie.
Wspomniałam już o tym, że często przyjeżdżali do nas nieznajomi ze świata, chcący Rodziewiczównę osobiście poznać, a wiedziano już, że każdego przyjmowała sercem całym i gotowa była zawsze usłużyć i pomóc, tym bardziej jeżeli to było złączone z usługą dla polskiej sprawy.
Słowiańska dusza, "dyżurna Ukrainka w Polsce" od lat przybliża Ukrainę Polakom, a rodakom na Wschodzie - Polskę. Urodzona w Kijowie, mieszka od 30 lat w Warszawie. Z sercem na dłoni wspiera dwie ojczyzny, choć to z Polską właśnie łączy ją najwięcej.
Ludzie nie cierpią matek z dziećmi, to stara złota polska zasada, którą lepiej znać i na poważnie brać sobie do serca. Matki z dziećmi powinny schodzić ludziom z drogi, ludzie są zmęczeni, ludzie chcą mieć spokój, a nie pierdolone przedszkole za płotem.
Jego tors jakby bardziej rozbudowany, a naprężone mięśnie napinały koszulę tu i ówdzie. Przybliżył się, nalał szampana i snuł opowieści o tym, jak w końcu trafił do Polski i jak bardzo miał złamane przeze mnie serce. Chyba nie za bardzo go wtedy słuchałam, bo moje narządy przygłuszały jego głos. Tak zwane motylki w brzuchu grały mi marsza. To ponoć oznaka zakochania.
Ania miała  dwójkę dzieci, chłopców. Jeden miał może pięć lat, drugi niespełna rok. Pięciolatek czuł sympatię do polskiej opiekunki. Był jej  ciekaw. Gdy zaproszona na jego urodziny wręczyłam mu urodzinowe pudełeczko z misiami Haribo, na zawsze pozostałam w jego  sercu. Zostawił ojca skręcającego urodzinowy rower. Otworzył  pudełeczko, a wtedy wysypały się misie. On ucieszony zbierał je,  mówiąc: „Aż tyle?”. Świat poza misiami Haribo na chwilę przestał dla niego istnieć. To on czynił nasze spacery znośnymi. A nawet przyjemnymi. Spotykaliśmy się w parku pod zamkiem i chodziliśmy dróżkami w normalnym tempie. Chłopiec zrywał dla nas  kwiaty. Raz stokrotkę dostawała Aleksandra, raz ja. Cieszył się  przy tym i pilnował, żeby każda z nas dostała po równo.
Na moim stoliku w hotelu Angelus leżała jeszcze sympatyczna z wyglądu, pachnąca nowością, książeczka „Wędrówki po Polsce piastowskiej”, gdzie w miłej formie historyk tłumaczył dziecku, że Karolina zmarła bezpotomnie. Jakby nie było tablicy pod urną z sercem. Jakby autorowi nie chciało się pojechać na grób świętej Jadwigi, zapytać albo przeczytać w książce, kto ufundował Karolinie epitafium, sprawdzić w genealogii do kupienia w każdej chwili z dostawą do domu. Jakby nie chciało mu się wpisać przynajmniej w przeglądarce internetowej hasła – Karolina Piastówna. Zastanawiałam się, czy to była zwyczajna niewiedza. Czy tak cicho krzyczały te marmury, synowskie epitafia? A może ten człowiek zwyczajnie i świadomie kłamał? Więc, dlaczego kłamał? Lecz było to już pytanie tak samo trudne, jak to, dlaczego ukryty wróg nie cofał się przed najgorszym, by tylko ukraść tajemnicę końca pierwszej i najwspanialszej polskiej dynastii.
Park zamkowy w Mosznej jest największym i najbardziej znanym parkiem w województwie opolskim, a w jego sercu stoi zamek uważany za jeden z najpiękniejszych w Polsce.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl