Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "joanna pan w", znaleziono 668

– A gdy­bym wtedy umar­ła, Lio­nel? – Wi­dzia­łam, że wzdry­gnął się na moje słowa.
– Umarł­bym razem z tobą – od­po­wie­dział cicho, a jego słowa kom­plet­nie mną wstrzą­snę­ły.
Pierwsze promienie wschodzącego słońca, stykając się z gładką powierzchnią drobinek piasku, rozświetliły całą plażę. Unoszące się w powietrzu kropelki morskiej bryzy rozproszyły światło.
Smak soli unosił się w powietrzy. Czułem ją na ustach, we włosach, na swojej bladej skórze. Drażniła moje rany na dłoniach i na kolanie, ale najbardziej szczypała w tę na czole, z której jeszcze wieczorem sączyła się krew.
Zawsze lubiłem chodzić nad morze. Uwielbiam słuchać spienionych bałwanów, obserwować galaretowate meduzy pływające w kałużach na plaży, stąpać po śliskich kamieniach oblepionych zielonymi glonami. Nie przeszkadzał mi wiatr, który potrafił sypnąć piaskiem w oczy.
Głośny huk, przypominający grzmot pioruna, wyrwał mnie z zamyślenia. Otworzyłem szeroko oczy i się rozejrzałem. Zrobiło się ciemno.
Gdybym teraz usiadł, nie miałbym sił iść dalej. Przytuliłbym się do porowatej sosnowej kory, wiatr ukołysałby mnie do snu, a ja mógłbym się już więcej nie obudzić. Ponoć wycieńczeni i wychłodzeni ludzie, gdy zamykają oczy, nigdy już ich nie otwierają. A ja jeszcze nie chciałem umierać, o nie!
Patrzył wprost na mnie. A ja nie mogłem oderwać wzroku od jego zakrwawionych rąk. Trzymał na nich rozbebeszone ciało. Krew spływała na rufę łódki. Niemal słyszałem, jak krople uderzają o wypolerowane drewno. Kap, kap, kap. To był Nadbrzeżnik.
Mam nosa do dostrzegania pieprzonego zła. Zauważam je w oczach ludzi, którzy kłamią, rozpoznaję w pięknie utkanych historiach będących przykrywka dla makabrycznych wydarzeń, widzę w uśmiechu przykładnych matek żałujących, że nie zdecydowały się na aborcję. Czuje je także w sobie.
Fenomen Morza Bałtyckiego stanowi prawdziwą zagadkę. Rokrocznie na Wybrzeże przyjeżdżają tysiące turystów, choć zmienna pogoda, zimna woda oraz relatywnie wysokie ceny zakwaterowania nie czynią z Pomorza regionu konkurencyjnego do słonecznej Hiszpanii czy bezchmurnej Chorwacji.
Prawdziwe piękno Bałtyku - pozbawione kolorowych straganów, rozwrzeszczanych dzieciaków i nowoczesnych apartamentowców - wciąż można podziwiać na plaży sąsiadującej z trzydziestym szóstym dywizjonem rakietowym Obrony Powietrznej.
Uroków dzikiej natury nie doceniał jednak podkomisarz Jakub Flambert, który zajmował miejsce pasażera w policyjnej terenówce sprawnie przemierzającej piaszczyste wydmy.
Ostrożnie zeszli ze skarpy, z trudem pokonując piaskowe zaspy. Podkomisarz rozglądał się uważnie, szukając czegoś, co widoczne odstawałoby od otoczenia. Nic jednak nie zwróciło jego uwagi.
Skierowała się w stronę morza, które szumiało łagodnie. Niemal płaska tafla wody działała uspokajająco, nie pasując do scenerii stereotypowego miejsca zbrodni.
Życie nie jest wieczne, miłość jest.
Dałeś mi najpiękniejsze wspomnienia nie uprzedzając, że sam staniesz się jednym z nich.
Czy to nie przerażające, jak cicho potrafimy płakać?
Nasz umysł to jednocześnie najpotworniejsze i najlepsze miejsce na ziemi.
Gdybym tylko wiedziała, że każda sekunda z nim była dla mnie na wagę złota...
To trudne, by zaakceptować to, że ktoś, kogo kochasz z dnia na dzień może po prostu zgasnąć.
Chcę cię na gorsze...na lepsze też, bo to co nam pisane...wyszeptał nam deszcz.
Dziś wiem tylko tyle, że nazywam się Rain, jednak nie mam pojęcia, kim jestem.
Jabłonka, jak śmiała się babka, była w czorta uparta. Pchała się do życia, choć nie mogła się wydźwignąć z trawiącej ją choroby: pokurczone, koślawe gałęzie straszyły gruzłami, ale w co drugą jesień hojnie sypały koszami owoców. Zresztą babka z jabłonką to jakby się zmówiły, bo od kiedy odeszła, drzewko przestało rodzić, zamarło z żalu.
Dziewczyny z ulicy patrzyły zgaszonym wzrokiem, miały szramy na szyi albo rękach, pamiątki po krewkich klientach, oraz twarze usiane purpurowym groszkiem, którym manifestowały się krętki kiły. Dziewczyny z ulicy i zgorzkniałe wdowy, panny na wydaniu i stateczne mężatki chciały wiedzieć to samo: czy znajdzie ich szczęście, czy przeżyją prawdziwą miłość i często pytały o dzieci.
Ledwo opanowałem odruch sprawdzenia, czy ktoś za mną nie stoi. Przecież nie mogła uśmiechać się do mnie w ten sposób. No, chyba że coś za tym się kryło. Trudno było rozgryźć Laurę - ta dziewczyna kroczyła własnymi ścieżkami. Zupełnie jak kot.
Przymknąłem powieki, wziąłem głęboki oddech i w myślach wpisywałem na listę rzeczy do zrobienia na już wizytę u psychologa. Albo od razu u psychiatry, bo coś czułem, że po tych trzystu sześćdziesięciu pięciu dniach będę potrzebował konkretnego leczenia.
Byłam zakochanym ślepcem, błądzącym w swoim wyimaginowanym świecie, zanurzonym głęboko pod wodą. Ale w końcu wypłynęłam na wierzch, otworzyłam oczy i zobaczyłam prawdziwy obraz naszej miłości.
Zabijali, katowali i torturowali. Podpisywali wiele papierów kończących ludzkie żywoty lub zmieniających je w koszmar. Byli zamykani w różnych wymyślnych przez Ottavia pokojach zabaw, gdzie każdego ostatniego tygodnia w miesiącu musieli jako dzieci zabijać niewinnych ludzi.
Ojciec wpoił mi kilkadziesiąt zasad. Każda była bardziej rygorystyczna od poprzedniej. „Nie błagaj nikogo o życie i nie waż się odbierać go sobie sam.
Odsuń te nogi! – wrzasnęła zirytowana, zziajana i zasapana Janeczka. – Wszędzie masz nogi, chyba z tysiąc! Gdzie ja mam wleźć?!
- Mój tatuś dostał spadek...
- Co dostał? - wyrwało się nauczycielce.
- Spadek - wyjaśniła Janeczka bardzo uprzejmie - To jest taki majątek od kogoś, kto jest nieboszczykiem.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl