“W hali dworca rozrywanej przeciągami koczują dziesiątki Niemców, co stało się tutaj widokiem częstym, od kiedy pozwolono im wyjeżdżać. Siedząc, gdzie tylko znajdą wolne miejsce - na podłodze czy własnych walizkach i torbach - czekają, aż na jeden z peronów wtoczy się pociąg, który ma być równocześnie długim składem obietnic - jego wagony skompletują w sobie nadzieje uchodźców i pociągną za sobą na Zachód, a czy nadzieje te spełnią się tam, czy też rozpierzchną, pozostaje niewiadome. "Vaterland" jest wprawdzie stacją docelową ich tułaczki, nie znaczy to jednak, że kończącą podróż. Wszystko, co się jeszcze mieści pod tym słowem, już się przecież odczepiło od znaczenia "Heimat" - i to rozrywa podróżnych na dwie połowy, z których jedna ukorzeni się tam, druga zaś wrośnięta pozostanie tutaj, co je niechybnie pozostawi rozdzielnymi. Ich ojczyzną odtąd będzie właśnie ten paradoks, oni zaś - już nie tutejsi i nigdy tamtejsi - staną się jego obywatelami.”