Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lat od duzi", znaleziono 29

"Są ludzie stworzeni do ubywania i choćby nie wiadomo jak duzi urośli, zawsze będą ubywać. I walczą z tym ubywaniem, zapijają je i wybielają, nie mając bladego pojęcia, o ile byliby piękniejsi, gdyby je w sobie polubili. Jak Bolka i Lolka. Czy rurki z bitą śmietaną." – Beata Kołodziejczyk
Słyszymy, że jesteśmy już dość duzi. Każe się nam wreszcie dorosnąć, na miłość boską. A wiecie, dlaczego nam to mówią? Bo ludzie, którzy nas pouczają, boją się naszej nieokiełznanej młodości, bo nasza czarodziejska moc sprawia, że czują wstyd i tęsknotę za tym, czemu pozwolili rozsypać się w proch.
„Duzi” chłopcy często – choć nie zawsze – tym różnią się od małych chłopców, że podczas zabawy miewają wyrzuty sumienia. Ja miałem. Widzę siebie martwego i cierpię nie dlatego, że wszystko tak nagle się skończyło i już mnie nie ma. Cierpię, bo widzę, że byłoby tysiąc razy lepiej – dla mnie i dla wszystkich – gdybym nigdy się nie narodził. Dobro jest takie niepraktyczne. A ja byłem niepraktyczny. Czasami jest wręcz wstydliwe, jak nagość. Większość ludzi wstydzi się bycia dobrymi. Dlaczego nie zostałem ateistą? Jak mogłeś/mogłaś przeczytać, z wielu powodów. Który był najważniejszy? – zwykła miłość do wyjątkowej kobiety. Wszystko inne było wtórne.
- Fajnie. Dobrze mu patrzyło z oczu i mówił, że się dusi w tej prewencji...
- Jak się dusi, to niech idzie do pulmonologa.
Kochana!
Piszę krótko, bo Mietek siedzi w wozie i dusi się z powodu upału.
Zrozumienie i instrukcja są kuzynami, którzy nigdy nie dali sobie buzi.
- ROZDZIAŁ - MÓJ ŚLICZNY KUCYK.
Spojrzała na niego jak na dziecko, które usiłuje oszukać matkę, że nie zjadło ciasteczka, choć cała jego buzia jest umorusana czekoladą.
Dla kobiety najgorszym cierpieniem jest niemożność wykarmienia własnego dziecka. Albo widok małej buzi odwracającej się od podawanego posiłku.
- Kobieta?- Gemma uniosła brwi.- To zła wiadomość .
- Dlaczego?
- Mężczyznę łatwo wyprowadzić w pole śliczną buzią.
Pani z telewizji ma ładnie wyglądać i nie denerwować odbiorców. Ma siedzieć w szpileczkach na brzeżku kanapy z buzią w ciup i nikogo nie wkurwiać.
Kiedy ktoś dusi cię czymś, co uważa za miłość, to nawet jak brakuje ci już powietrza nadal myślisz, że przynajmniej otacza cię ramionami.
Nie ma nic cięższego od żalu. Żal jest straszliwą otchłanią w najczarniejszym oceanie, bezdenną głębią. Zżera człowieka. Dusi. Paraliżuje skuteczniej od przeciętych nerwów.
Tak to tutaj jest. Wyjdź gdzieś wieczorem, a każdy z sąsiadów zapyta cię następnego dnia, czy dobrze się bawiłaś. Czasami jest to miłe. Innym razem można poczuć , że człowiek się dusi.
Przepraszam, ale nie wiem, czy dobrze usłyszałam. Czyżby Gromada potrzebowała mojej pomocy? - Tak - potwierdził Derek, a w jego oczach zabłysło rozbawienie. - Ktoś nas zerżnął, a nawet nie dostaliśmy buzi.
Wiedział, że można wszystkiego nauczyć się na pamięć, ale stres, niepewność i jakikolwiek drobiazg na rozmowie może wywalić całą treść do góry nogami, a on zostanie z otwartą buzią, zacinająć się jak przed chwilą.
Uwielbiał widzieć w ich oczach podziw i wdzięczność dla niego. A najbardziej lubił widzieć radość w niebieskich ślicznych oczkach i uśmiech na buzi otoczonej burzą blond loczków swojej córeczki.
Luiza przysłuchiwała się ich dyskusji i czuła narastający z dnia na dzień niepokój. Miała wrażenie, że świat wokół niej staje się coraz bardziej mroczny i pogrąża się w szarości, a ona sama dusi się w odmętach własnego umysłu.
Była bardzo zła, gdy podjąłem decyzję o wyjeździe. Nie chce nawet wiedzieć jakie informacje zdobędę. Ona chce żyć i cieszyć się tym, co osiągnęliśmy. Ja chcę wiedzieć. Bo nie daje mi spokoju ten jeden sen, w którym trawa mnie dusi i zaczyna wyciskać ze mnie życie. Chcę wiedzieć, by ją i siebie uratować.
Kiedy mówię sobie, żeby przestać być tchórzem, podnoszę wzrok. Żar w jego oczach owija się wokół mojego serca i dusi je. Myślę, że: będzie miał twarz Gregory’ego Pecka. On też mnie lubi. Odejdzie ze spuszczonymi rzęsami i rękoma wciśniętymi w kieszenie, a ja nie jestem pewna czy to zniosę.
On naprawdę ma zamiar wyjść? - zastanawiał się Thomas.
- Nie licz na buzi, gdy przyjdziesz mnie przepraszać - powiedział, a następnie wyszedł na korytarz.
- Zamknij drzwi! - ryknął Alby, posyłając w jego kierunku ostatnią zniewagę. Newt usłuchał, zatrzaskując za sobą drzwi.
Nasze argumenty i sugestie do niej nie trafiały. Znosiłyśmy Michała dla niej, choć z czasem stawało się to coraz trudniejsze. Żal nam jej było, widząc jak się dusi, ale swoje marzenia o rodzinie spełniła. Zastanawiam się, czy nie lepsze tutaj będzie określenie tej rodziny po prostu jej namiastką? Szkoda tylko, że nie miała z kim tego szczęścia dzielić.
Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.
Łatwo jest popełnić błąd. Trudniej go dotrzec i....naprawić. gorzej, jesli nie rozumie się wagi swoich czynów, krzywdy, którą się wyrządziło drugiemu człowiekowi. A potem nadchodzi kłamstwo. I kolejne, i następne. Oplataak bluszcz i dusi. Pozbawia zdrowego rozsądku i empatii.
I ten pan odchylał głowę do tyłu, a głos dochodził mu z gardła i leciał donikąd. Znowu wychodził jak jakieś dziwaczne, zielone płomienie, a potem cichutkie jak szmer falującej szarej wstążki. I akurat wtedy odwrócił się do nas buzią. [...] jego patrzenie było dzikie i dziwaczne, i patrzyło na nigdzie.
Dziecko jest bezbronne i nie może sobie poradzić, nawet jeśli ktoś je katuje. Nawet jeśli matka bije łyżką do butów, rurą do odkurzacza czy trzonkiem noża albo dusi, albo polewa wrzątkiem, dziecko nie ma jak uciec i nie potrafi znienawidzić jej tak naprawdę, z całego serca. Rozpaczliwie i za wszelką cenę stara się jakoś pokochać rodzica. Nie chce go znienawidzić, więc wybiera nienawiść do samego siebie.
Przeklęty sztywniak z Unii w siedział w siodle jak król na tronie,jakby to że urodził się z śliczną buzią,było powodem do niekończącej się dumy.Był ładniutki,schludny i wymuskany jak księżniczka.Ferro uśmiechnęła się ponuro.Księżniczka Unii,oto kim był.Nie cierpiała ładnych ludzi jeszcze bardziej niż brzydkich.Urodzie nigdy nie można ufać.
Za to długo i daleko trzeba by szukać,żeby znależść kogoś mniej pięknego od tego łajdaka z dziewięcioma palcami.Siedział w siodle zgarbiony jak wielgachny worek ryżu.Poruszał się powoli,drapiąc się,węsząc i przeżuwając jak wielkie krówsko.Starał się wyglądać tak,jakby nie skrywał w sobie zabójcy,wściekłej furii,diabła.Ona jednak wiedziała swoje.Kiedy skinął jej głową,odpowiedziała grymasem.Diabeł w krowiej skórze.Już ona nie da się oszukać.
Mam dość takiego porządku. Ten porządek mnie dobija. Zabiera mi życie. Nie mogę już dłużej, duszę się. Podchodzę do okna, chcę je otworzyć, żeby trochę świeżego powietrza dostało się do środka. Ale okno nie chce się otworzyć. Szarpię mocniej, ale to nie pomaga. Jakub podchodzi do mnie, odsuwa mnie i mówi: – Nawet okna nie potrafisz otworzyć – syczy ze złością. Łapie za klamkę. Szarpie z całej siły. Nadyma się i odłamuje plastikową część. Myślę o sile nagle pojawiającej się w mężczyźnie, który łamie plastikowe klamki, niszczy ogrody, wysusza rzeki, zabija narody, gwałci, dusi, zabiera dowody istnienia. Obok niej (a może nie obok, ale poza wszelkimi kierunkami, na dnie czy na obrzeżu, nie wiadomo gdzie) jest też taka siła, która tworzy dobre rzeczy. Nie wiem. Mój mąż tworzy tylko plany wojen, mapy podległych krain, buduje fortyfikacje, umacnia swoje wojsko – rośnie w siłę, żeby skuteczniej panować nad swoim ludem, którym jestem ja
Zrobiłem się senny. Już mi się oczy zamykały, kiedy natrafiłem na artykuł o krajowym potentacie produkcji żelatyny o królewskim imieniu Bolesław, którego córka Agnieszka, lat dwadzieścia osiem, właśnie ujawniła mediom swoją homoseksualną orientację i zaczęła pokazywać się publicznie ze starszą o dziesięć lat partnerką, znaną z ciętego języka dziennikarką telewizyjną.
Przyjrzałem się zdjęciom. Córka króla żelatyny była ładna. Szczupła i zgrabna dziewczyna o miłej buzi, czego nie dało się powiedzieć o dziennikarce znanej z niewyparzonej gęby.
Nie dziwota, że bajecznie bogaty król wyznaczył nagrodę w wysokości stu tysięcy euro dla śmiałka, który wyrwie piękną królewnę z łap ziejącej jadem smoczycy. Rycerz nie musi być bez skazy, wystarczy że będzie mężczyzną. Król żelatyny nie opowiadał bajek, mówił poważnie. Za uwiedzenie córki nie ofiarowywał legendarnej połowy królestwa, tylko płacił uczciwie gotówką w rozsądnym wymiarze. Co do ręki królewny, to owszem, chętnie by widział jedyną córkę przed ołtarzem w białym welonie u boku męskiego wybawiciela, rycerza wywodzącego się ze znamienitego rodu, ale nie robił z tego wielkiego halo. Żelatynowy monarcha hołdował tradycyjnym wartościom, nie aprobował małżeństw jednopłciowych ani jakichkolwiek form homoseksualnych związków partnerskich, których legalizacji był przeciwny. Nie był jednak do tego stopnia konserwatywny, aby za wszelką cenę nalegać na ślub dziedziczki swojej fortuny, zwłaszcza z byle kim.
Z wielkiej tuby gramofonu nadal rozbrzmiewał nieśmiertelny „Walc François”, a oni nadal wciśnięci w siebie tonęli w namiętności, i teraz zamarli na chwilę w ruchu, nie wykonując niczego poza wzajemnymi pocałunkami. W pewnej chwili poczuła, że jej łono jest silnie uciskane czymś… zrozumiała, ale nie odstępowała od niego nawet na centymetr. Znowu zaczęli się kręcić i wolniutko, powoli, intuicyjnie zbliżali się do otomany, przysiedli na niej nie zaniechując pieszczot. Delikatnie włożył dłonie pod sukienkę i zaczął miękko gładzić jej plecy od szyi aż po dół, przenosząc momentami dotyk na piersi. W tym momencie drgnęła. Zauważył to wyraźnie i powtórzył jeszcze razy kilka. Olimpia czuła, że znajduje u bram raju. Nagle oboje zaczęli rozbierać się do naga, czynili to w takim pośpiechu, że myliły się im ruchy. Ułożyła się na plecach i patrzyła na niego oczekująco nieprzytomnymi oczami, jej buzia oblana purpurą wyglądała jak twarz biegaczki po ukończonym sprincie. Włodek dalej pielęgnował jej twarde piersi, gładził, całował, ssał, dłonią jednej ręki masował pierś, drugą zaś dłonią czynił to samo na łonie, patrząc cały czas w jej rozpalone oczy, coraz niżej. niżej. aż dotarł do… króciutka penetracja. kilka po niej ruchów. i całe jej ciało zadrżało jak w malignie. oczy zaszły mgłą. oddech skrócony, szybki. coraz szybszy. była na granicy utraty przytomności. w tym momencie poczuła, że wszedł w jej ciało… – Aaaauuuu! – krzyknęła w zachwycie, jej szeroko otwarte zamglone oczy wpatrywały się w jego twarz, jakby chciały powiedzieć: „masz mnie, jestem twoja”. Po chwilowym nasyceniu nastąpiła powtórka, najpierw jedna… potem następne. Oboje przeżyli upojną noc.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl